Minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas ma nowy pomysł: zniesienie przysługującego państwom członkowskim Unii Europejskiej prawa weta. Polityk przekonuje, że „mogłoby to zwiększyć możliwości europejskiej polityki zagranicznej, a powrót do zasady podejmowania decyzji większością głosów pozwoliłby uniknąć niebezpieczeństwa >Europy dwóch prędkości<”:
„Ponieważ zawsze uważaliśmy wewnętrzną solidarność i zewnętrzną suwerenność za dwie strony tego samego medalu, teraz, po wewnętrznych kryzysach, musimy uczynić kolejne postępy w zdolnościach Europy do prowadzenia polityki zagranicznej” -
— powiedział podczas konferencji prasowej w Berlinie szef niemieckiej dyplomacji, dodając:
„Nie możemy dłużej pozwalać na to, by być zakładnikami tych, którzy swoim weto paraliżują europejską politykę zagraniczną. Ci, którzy to robią, w krótkiej lub w dłuższej perspektywie grają ze spójnością Europy. Dlatego mówię otwarcie: weto musi zniknąć, nawet jeżeli oznacza to, że możemy zostać przegłosowani” -
— podkreślił Maas.
Ważne słowa. Czyżby - i tak rzadko stosowane, i tak nieformalnie tępione prawo do blokowania decyzji w pewnych obszarach - miało stać się przeszłością? Czyżby i tak już symboliczny unijny gorset stawał się dla Berlina zbyt ciasny?
Nie oszukujmy się: jeśli dziś na czymś Niemcom naprawdę zależy, to w dzisiejszej Unii wcześniej czy później dopną swego. Owszem, czasem muszą poczekać, jednych muszą przekupić, innych zastraszyć, a najbardziej opornych wyizolować i napiętnować, od zewnątrz i od środka, ale w istocie swoje cele jednak konsekwentnie realizują. Wygląda jednak na to, że chcą jeszcze więcej. Konieczność stosowania pewnej przesłony zaczyna Berlin irytować i męczyć. Jednocześnie uderza do głowy poczucie - generalnie słuszne - własnej siły, potęgi gospodarczej, politycznej, instytucjonalnej, wszelkiej innej. Pojawia się pokusa drogi na skróty.
Czy Niemcy znów sądzą, że strawią władzę nad całą Europą? Czy kolejny raz wydaje im się, że poprowadzą kontynent ku jedynie słusznej przyszłości? Bo przecież zniesienie weta będzie w istocie krokiem w stronę jedynowładztwa na całym kontynencie. Słabsi zostaną pozbawieni nawet formalnego, często już tylko iluzorycznego bezpiecznika własnej suwerenności i własnych interesów. Europa - już zmierzająca w stronę skrajnie przeciwną w stosunku do głoszonych ideałów - przestanie nawet udawać, że buduje coś innego niż imperium, w którym rządzi centrum, a peryferie mogą się co najwyżej grzecznie słuchać, w nadziei na jakiś okruch czy też gest łaski.
Czy znów musimy przechodzić przez to samo, przez co przechodziły poprzednie pokolenia?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/554067-czy-niemcy-znow-sadza-ze-strawia-wladze-nad-cala-europa