Na lewicowym portalu hiszpańskim elDiario.es ukazał się w zeszłym miesiącu raport na temat aborcji w Hiszpanii. Jego autorka ubolewa, że chociaż odbieranie życia w okresie prenatalnym jest w tym kraju legalne od 1983 roku, to aż w 12 prowincjach (plus autonomiczne miasta Ceuta i Mellila) w ciągu ostatnich pięciu lat nie dokonano ani jednej aborcji na życzenie.
W innych rejonach z kolei kliniki aborcyjne są nieliczne, np. w prowincji La Rioja działa tylko jedna tego typu placówka, a we wspólnocie autonomicznej Kastylia-La Mancha zaledwie dwie. Z tego powodu kobiety, które chcą pozbyć się swojego dziecka, muszą jeździć do sąsiednich prowincji. Lewicowy portal nazywa to z oburzeniem „dyskryminacją geograficzną”. Dlaczego tak się dzieje?
Zawodowa deklasacja
Eva Rodríguez, wiceprezes hiszpańskiego stowarzyszenia aborcyjnego ACAI, żali się, że młodzi ginekolodzy nie chcą po prostu wykonywać aborcji, wśród aborterów nie ma wymiany pokoleniowej, a od dziesięciu lat nikt nie ukończył szkoleń w tym zakresie. Jaki jest tego powód?
Okazuje się, że w świecie medycznym aborterzy nie są postrzegani jak zwykli lekarze, lecz jak rzeźnicy. Wybór tej drogi to zawodowa deklasacja. Sama Eva Rodríguez przyznaje, że aborcja „nie daje prestiżu w profesjonalnej karierze”. Dlaczego? Ponieważ jest ona czymś, co budzi moralne obrzydzenie wśród personelu medycznego, który najlepiej wie, jaka jest różnica między ratowaniem życia a jego odbieraniem. Zarówno ginekolodzy, jak i położne czują satysfakcję i spełnienie, gdy mogą uczestniczyć w porodach, natomiast zabijanie dzieci w łonach matek wywołuje ich odrazę. Dlatego aborterzy nie są mile widziani wśród pozostałych pracowników służby zdrowia. Dla większości tych ostatnich żadne pieniądze nie w stanie zrekompensować nieczystego sumienia.
Powszechność klauzuli sumienia
Powszechnym zjawiskiem w sektorze publicznym opieki zdrowotnej w Hiszpanii stała się klauzula sumienia. Powołując się na nią, ginekolodzy i pielęgniarki masowo odmawiają uczestniczenia w aborcjach. Estefana Molina, prawniczka proaborcyjnej organizacji Women’s Link, żali się, że „w praktyce mamy do czynienia z instytucjonalnym sprzeciwem sumienia”.
Dlatego ów proceder ogranicza się dziś niemal wyłącznie do prywatnych klinik, gdzie pracuje grupa coraz starszych aborterów, od których reszta środowiska medycznego trzyma się z daleka. Właściwie jedynym dopływem świeżej krwi w tym środowisku są imigranci, mający zazwyczaj problemy finansowe, głównie z komunistycznej Kuby, którzy posiadają doświadczenie w tym fachu wyniesione ze swojego kraju.
Sytuacja jako żywo przypomina to, co na początku XIX wieku opisywał Joseph de Maistre w swym „Portrecie kata”. Nawet zwolennicy kary śmierci nie chcieli się przyjaźnić z katem. A już na pewno nikt nie chciał nim zostać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/553854-w-hiszpanii-ginekolodzy-masowo-odmawiaja-wykonywania-aborcji