Andrew Michta, znany amerykański politolog polskiego pochodzenia, napisał, że analiza liczby i charakteru organizowanych przez rosyjskie siły zbrojne w tym roku ćwiczeń i manewrów, w których szczególny nacisk kładzie się na systemy dowodzenia, może skłaniać do wniosku, iż Moskwa przygotowuje się do wojny.
Do podobnych myśli skłaniają ostatnie wypowiedzi ministra Szojgu, który zapowiedział stworzenie w Zachodnim Okręgu Wojskowym 20 nowych jednostek wyposażonych w najnowsze rodzaje broni i uzbrojenia. Nie jest jeszcze rzeczą jasną, czy nastąpi to w wyniku zwiększenia liczebności rosyjskiej armii, czy będziemy mieć do czynienia po prostu z dyslokacją części sił zbrojnych w rejony bliskie granicy z państwami NATO. To wystąpienie rosyjskiego ministra obrony, które zostało na Zachodzie dostrzeżone, jest tylko jedną z kilku informacji, które pojawiły się ostatnio i które wskazują na intencje Moskwy zwiększania presji o charakterze wojskowym. Co mam na myśli? W trakcie niedawnego spotkania Władimira Putina z przedstawicielami kompleksu zbrojeniowego i kierownictwem resortu obrony w Soczi poinformowano, że siły zbrojne otrzymają więcej rakiet, które w rosyjskiej nomenklaturze określane są mianem niestrategicznych, mających zasięg strategiczny. Chodzi o rakiety, które nie są uzbrojone w głowice nuklearne, choć w tym wypadku trzeba mówić o uzbrojeniu podwójnego przeznaczenia, bo w każdej chwili mogą zostać przezbrojone, ale razić mogą cele znajdujące się w większej odległości od rosyjskich granic. Mowa jest o kompleksach Kaliber, Iskander–K, rakietach Ch-101 w nomenklaturze NATO-wskiej określanych jako Niedźwiedź, które przenoszone są przez bombowce strategiczne Tu-95 MSM, a także o dostawach nowych „cudownych broni”, które obecnie przechodzą ostatnie testy. W tym wypadku chodzi zarówno o głośne Cyrkon, jak i mniej osławione hipersoniczne rakiety Ostrota/Gremlin.
Nie ma zatem mowy o tym, że rosyjskie władze, które dużo mówią na temat wznowienia rozmów rozbrojeniowych, równolegle zdecydują się zwolnić czy zahamować własne programy mające na celu zwiększenie potencjału własnych sił zbrojnych. Mało tego, niedawno rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że do regularnej służby przywracane są, pochodzące jeszcze z czasów sowieckich, systemy Malka i Tiulpan. Chodzi oczywiście o unowocześnione i zmodernizowane ich wersje, a nie wyciągnięte z magazynów archiwalne egzemplarze. Już wcześniej, jesienią ubiegłego roku w rosyjskich mediach pojawiły się informacje, że mogą one trafić m.in. do Kaliningradu. Z naszego punktu widzenia informacja ta ma kluczowe znaczenie, dlatego, że działo samobieżne Malka (203 mm) oraz samobieżny moździerz Tiulipan (240 mm), mogą strzelać i po to były za czasów ZSRR wymyślone, ładunkami atomowymi o małej mocy. Rosyjska doktryna wojenna nie odrzuciła zastosowania artylerii atomowej w celu wsparcia uderzenia własnych sił zbrojnych lub zatrzymania kontrofensywy przeciwnika.
Bombowce strategiczne Tu-22M3
Podobny charakter mają też informacje o tym, że w rosyjskiej bazie lotniczej Humajmim w Syrii pojawiły się bombowce strategiczne Tu-22M3. Oznacza to, że Rosja jest w stanie atakować cele zlokalizowane nie tylko we wschodniej części Morza Śródziemnego, ale w razie potrzeby obejmie swym patrolowaniem cały ten akwen. Ostatnie informacje i wypowiedzi o charakterze politycznym trudno też uznać za świadectwo zwycięstwa w rosyjskiej polityce stronnictwa gołębi, jest raczej zupełnie inaczej. W trakcie odbywającego się w Petersburgu forum ekonomicznego Władimir Cziżow ambasador przy Unii Europejskiej, powiedział że odłączenie Federacji Rosyjskiej od międzynarodowego systemu rozliczeniowego SWIFT, o co ostatnio apelował Parlament Europejski, nawet jeśli nastąpi to nie będzie równało się katastrofie gospodarczej. W podobnym tonie wypowiadał się też minister finansów Anton Sulianow, który (poinformował) (https://www.ng.ru/economics/2021-06-03/4_8165_economics1.html), że Fundusz Dobrobyty Narodowego w którym zgromadzono ponad 160 mld dolarów w ciągu miesiąca zmieni swoją strukturę inwestycji w ten sposób, iż docelowo nie będzie lokował środków w dolarach amerykańskich. Obecnie Fundusz 35 proc. swych aktywów trzyma w lokatach dolarowych, co oznacza, że Moskwa będzie chciała w ciągu najbliższych tygodni pozbyć się 63 mld dolarów, co z pewnością nie jest dobrą informacją dla Stanów Zjednoczonych. Stan nastrojów rosyjskiej elity uzupełnia wypowiedź Sergieja Czemiezowa, prezesa giganta zbrojeniowego Rosstech, który w wywiadzie dla dziennika ekonomicznego RBK stwierdził, iż sankcje przeciw Rosji mają charakter działań wojennych, co w jego opinii oznacza, że wojna już trwa.
Reakcja liderów państw europejskich
A jak na tego rodzaju zaostrzenie retoryki reagują liderzy państw europejskich? Sebastian Kurz, premier Austrii, który jak powiedział rosyjskim mediom jest „bardzo zadowolony” z faktu zaproszenia sformułowanego przez Putina, aby wygłosił na Petersburskim Forum Ekonomicznym przemówienie na temat relacji rosyjsko–europejskich, pytany przez dziennikarzy Agencji TASS o politykę sankcji wobec Moskwy zdecydował się na sformułowanie interesującego poglądu. Otóż jego zdaniem „bezpieczeństwo europejskie jest możliwe tylko wespół z Rosją a nigdy przeciw niej”. To niezwykle inspirujące, zwłaszcza w kontekście niedawnych wydarzeń na granicy Federacji Rosyjskiej i Ukrainy, każe zastanowić się nie tylko nad stanem nastrojów europejskich elit, ale również nad tym z jakiego rodzaju ewolucją w tym zakresie możemy mieć do czynienia w najbliższej przyszłości, zwłaszcza jeśli Putin zaostrzy retorykę.
Refleksje tego rodzaju są tym bardziej uprawnione, że niedawno mieliśmy do czynienia z interesującą publiczną wymianą zdań między prezydentem Ukrainy Zełenskim a niemieckim ministrem spraw zagranicznych Maasem. Ten pierwszy w wywiadzie dla Franfurter Allgemeine Zeitung powiedział, co zresztą redakcja zdecydowała się podkreślić tytułując w ten sposób cały wywiad, iż „Niemcy mogliby pomóc nam wojskowo”. Ukraiński prezydent mówił, odnosząc się zresztą do niedawnych wypowiedzi współprzewodniczącego formacji Zielonych Roberta Habecka popierających zmianę niemieckiej polityki w tym zakresie, iż Kijów potrzebuje dostaw sprzętu wojskowego, w tym np. kutrów patrolowych i środków łączności, które mogą ratować ludzkie życie a nie mają charakteru ofensywnego. Niemal natychmiast po tym jak wywiad ukazał się w druku, zareagował na niego Heiko Maas, podtrzymując tradycyjną linię niemieckiej dyplomacji w myśl której „Niemcy nie dostarczają sprzętu wojskowego do krajów toczących wojnę”. Maas uzupełnił też swą wypowiedź przypomnieniem, że jedynym rozwiązaniem konfliktu na wschodzie Ukrainy mogą być rokowania, czyli, jak się wyraził, poszukiwanie rozwiązania politycznego.
Berlin tego rodzaju przesłanie formułuje od dawna, jednak teraz zmienił się kontekst i inaczej trzeba ocenić ich ponawianie. Kijów jest zdania, iż należy po pierwsze zrezygnować z rozmów w ramach Formatu Mińskiego, a z pewnością w związku ze zmianę linii politycznej Białorusi szukać innego miejsca na rozmowy, a po drugie ukraińskie elity zaczynają się zastanawiać czy rzeczywiście, wobec nieprzejednanego stanowiska Berlina i Paryża, najrozsądniej jest się ubiegać o Plan Członkostwa w NATO. Coraz większa grupa ukraińskich polityków, w tym szef administracji prezydenckiej Yermak i speaker Rady Najwyższej Razumkow, według informacji ukraińskich mediów mają się opowiadać za uzyskaniem przez Ukrainę statusu uprzywilejowanego sojusznika Stanów Zjednoczonych nie będącego członkiem NATO i za podpisaniem porozumienia z Waszyngtonem o współpracy w sferze wojskowej. Zwolennicy tego podejścia argumentują, że Ukrainie potrzebne są teraz w obliczu wyraźnie rysującego się ze strony Rosji dostawy uzbrojenia i rotacyjna obecność oddziałów amerykańskich sił zbrojnych, co umożliwia porozumienie o współpracy w sferze wojskowej, a nie niepewna perspektywa wejścia do NATO. Przeciwnicy tego poglądu w Kijowie, a linia ich rozumowania póki co dominuje, podkreślają że tego rodzaju porozumienia Waszyngton podpisuje z krajami, które nie mają szans, albo nie chcą wchodzić do NATO. Jego podpisanie oznaczałoby innymi słowy zgodę Kijowa na pozablokowy status wojskowy i automatyczna rezygnację z członkostwa w Unii Europejskiej, znacznie też mogłoby osłabić proreformatorskie zapały obecnego obozu władzy. Innymi słowy równałoby się wyrażeniu zgodny na to, że Ukraina w dającej się przewidzieć perspektywie znajdzie się w „szarej strefie” bezpieczeństwa. Nie jest to korzystne, z punktu widzenia układu sił w Europie Środkowej, krótkoterminowo Kijów może na tym, nie mając innej racjonalnej drogi, skorzystać jednak w dłuższej perspektywie każda opcja jest otwarta. Tak jak status uprzywilejowanego partnera Stanów Zjednoczonych nie doprowadził do zakorzenienia się Pakistanu czy Argentyny w szeroko rozumianym „świecie Zachodu”, tak i nie ma gwarancji, że w przypadku naszego sąsiada nie będzie podobnie.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/553604-rosja-chce-wymusic-grozbami-ustepstwa-zachodu