Na dwa tygodnie przed brukselskim szczytem NATO, w którym uczestniczył będzie osobiście prezydent Joe Biden, waszyngtoński think tank Center for American Progress opublikował raport poświęcony kwestii europejskich zdolności w zakresie obrony i amerykańskiej polityce wobec zjawiska, które szerszej publiczności znane jest pod nazwą „suwerenności strategicznej” Unii Europejskiej.
Ten ważny i ciekawy materiał jest istotny nie tylko z tego powodu, że Center for American Progress uznawany jest za jeden z ośrodków będących zapleczem kadrowym i koncepcyjnym nowej administracji. Mamy zatem wgląd w to, o czym myślą nowe, liberalne elity Stanów Zjednoczonych. Ale zarazem formułowane przez nie diagnozy i proponowane kierunki polityki informują nas o tym, jak postrzegają one ewolucję porządku światowego, układu sił oraz, co chyba najważniejsze, możliwości Ameryki w nowych realiach. A są to, z naszego punktu widzenia, istotne i pouczające informacje.
Główna teza raportu
Główną tezą materiału napisanego przez Maxa Bergmanna, w przeszłości pracownika Departamentu Stanu i sekretarza Johna Cerry, Jamesa Lamonda i Sienę Cicarelli, jest akcentowanie konieczności zmiany polityki Stanów Zjednoczonych wobec propozycji zbudowania przez Unię Europejską swych sił wojskowych. W przeszłości polityka Waszyngtonu w tej kwestii kształtowana była w oparciu o głęboko zakorzenione wśród amerykańskich elit przekonanie, że ewentualne uzyskanie przez Unię Europejską możliwości w zakresie wojskowym jest co najmniej z kilku powodów dla amerykańskich interesów niekorzystne. Po pierwsze idea budowy europejskich sił zbrojnych musi, jak uważano, doprowadzić do dublowania kompetencji i zdolności z NATO, co oznacza nie tylko marnowanie pieniędzy, ale również osłabianie Sojuszu Północnoatlantyckiego, który był uznawany za podstawowe narzędzie utrzymania wpływów Stanów Zjednoczonych w Europie. Ponadto amerykańscy eksperci byli zdania, że biurokratyczna kultura organizacyjna Unii Europejskiej doprowadzi do stworzenia sił zbrojnych, które będą funkcjonować w podobny sposób, a w związku z tym będą dalekie od elastyczności i sprawności, jakimi cechować się musi nowoczesna armia. Wreszcie, co było szczególnie silnie akcentowane za czasów administracji Trumpa, powstanie jednego ośrodka budującego europejska armię wymusi adaptację w znajdujących się na naszym kontynencie firmach sektora zbrojeniowego, co w efekcie musi, w związku ze wspieraniem rodzimego potencjału, oznaczać powstanie barier dla firm amerykańskich. W planie politycznym zaś formułowano obawy, iż bardziej samodzielna w kwestiach polityki zagranicznej Unia Europejska, mająca podstawowe narzędzie uprawiania polityki, jakim jest armia, wcale nie musi być podmiotem bliskim Ameryce, mało tego, drogi Waszyngtonu i Brukseli mogą zacząć się rozchodzić. Wychodząc z takich założeń, amerykańska dyplomacja od czasów administracji Clintona, niezależnie od tego czy w Waszyngtonie rządzili Demokraci czy Republikanie, koncentrowała się na torpedowaniu wysiłków w zakresie powołania europejskich sił zbrojnych wykorzystując w tym celu poparcie państw ze wschodniej części Europy, znacznie bardziej proamerykańskich niźli Zachód i bardziej liczących, w związku z rosyjskim zagrożeniem na amerykańskie wsparcie militarne.
Zmiana sytuacji
Jednak teraz sytuacja na tyle się zmieniła, również jeśli chodzi o podstawowe zagrożenia w wymiarze międzynarodowym, że obecnie Stany Zjednoczone powinny zrewidować tę linię i uznać, że budowa przez Unię Europejską wspólnej armii leży w ich interesie narodowym. Co więcej, jej powstanie byłoby z punktu widzenia Ameryki, zjawiskiem korzystnym i pożądanym.
Co doprowadziło Autorów raportu do tych rewolucyjnych, z punktu widzenia linii politycznej Waszyngtonu, konkluzji? Po pierwsze, z wojskowego punktu widzenia Europa jest, jak piszą bez ogródek, „w szokującym stanie”. Najlepiej to widać na przykładzie tego, co Autorzy nazywają „nowym problemem Niemiec”. W przeszłości, po II wojnie światowej Stanom Zjednoczonym chodziło o to, aby Niemcy nie stały się zbyt silne i na powrót militarystyczne, ale teraz mamy do czynienia z problemem jakim jest to, że największe i nadające ton Europie państwo jest zbyt słabe i nie przejawia chęci, aby ten stan rzeczy zmienić. Chodzi nie tylko o to, że według ostatnich danych tylko 8 z 53 niemieckich śmigłowców bojowych Tiger jest zdolne do służby, a w przypadku śmigłowców transportowych możemy mówić, że sprawnych jest 12 na 99, ale mamy do czynienia z problemem znacznie głębszym. Słabość niemieckich sił zbrojnych jest bowiem pochodną innego, znacznie bardziej niepokojącego zjawiska. Autorzy opracowania mają na myśli panujący w niemieckim społeczeństwie konsensus, w myśl którego rozbudowa sił zbrojnych i uzyskanie nowych zdolności w zakresie wojskowości nie jest na czele listy preferowanych celów społecznych. Wyborcy nie chcą większych, nowocześniejszych i mających większe pole odpowiedzialności sił zbrojnych, a to powoduje, że niemieckie partie polityczne nie zdobędą się w dającej się przewidzieć przyszłości na spełnienie obietnic w zakresie podniesienia budżetu wojskowego do 2 proc. PKB, tak jak to uzgodniono na szczycie NATO w Walii. Nie zdobędą się nawet mimo niewielkiego długu publicznego i nadwyżki budżetowej, jaką Niemcy miały w ostatnich latach. Niemcy traktowane są przez wiele europejskich państw w kategoriach trendsettera, co oznacza, że przełamanie oporów w zakresie wydatków na wojsko mniejszych państw, przede wszystkim europejskiego południa, nie będzie możliwe jeśli pierwszego ruchu nie wykona Berlin. A to oznacza, że bez zmiany tych trendów Europa nie wzmocni swoich wojskowych możliwości, czego dziś bardzo potrzebują Stany Zjednoczone i nie stanie się „silniejszym partnerem geopolitycznym w mniejszym stopniu zdanym na amerykańską pomoc wojskową.
Wydatki Europy na obronność
Na papierze Europa wydaje na obronność dużo, bo 200 mld dolarów, ale niewiele w zamian uzyskuje, bo jak piszą Autorzy raportu, jej siły zbrojne charakteryzują się „szokująco niewielką gotowością bojową”. Armia państw europejskich w ogóle nie dysponują podstawowymi na współczesnym polu walki zdolnościami i w wielu obszarach zdane są w 100 proc. na amerykańskie wsparcie. Chodzi o tak kluczowe zdolności, jak możliwość tankowania samolotów bojowych w powietrzu, oraz wszystko co związane jest z systemami zwiadu, rekonesansu, łączności i dowodzenia. Na dodatek w ostatnich dekadach państwa europejskie znacząco się rozbroiły. O ile w 1995 dysponowały 141 łodziami podwodnymi, to teraz mają ich 78. Z liczby 11 tys. wozów pancernych zostało 7,5 tys. Większość posiadanego przez państwa europejskie sprzętu jest dziś przestarzała, brakuje części zamiennych, nie ma amunicji, nie mówiąc już o wyszkolonym personelu. Na dodatek dubluje się w Europie podstawowe systemy broni i uzbrojenia, co powoduje, że kwestie logistyczne na wypadek konfliktu urastają do problemów porównywalnych z kwadraturą koła. Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych mają obecnie 30 podstawowych platform bojowych, w Europie jest ich 178. Na to nakładają się trudności, a właściwie brak koordynacji polityki w zakresie wojskowości w państwach Unii, co oznacza, że niektóre wydatki są dublowane, często zresztą nakłady mają na celu pozyskanie przychylności wyborców, a nie poprawę obecnego, złego stanu rzeczy. Wielokrotnie przywoływany w dyskusjach na temat europejskiego potencjału wojskowego raport firmy audytorskiej McKinsey & Company, na który powołują się również Autorzy tego materiału, formułuje tezę, że Europa mogłaby zaoszczędzić 15 mld dolarów rocznie gdyby tylko wyeliminowała dublowanie wydatków w sektorze wojskowym.
Powrót do idei armii europejskiej
Dziś ta sytuacja staje się również niebezpieczna z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, które zaczynają mieć inne interesy i priorytety geostrategiczne i słabość Europy zaczyna być postrzegana w Waszyngtonie jago czynnik blokujący możliwość przesunięcia części amerykańskiego potencjału militarnego w inne, istotniejsze regiony. Co zatem zrobić? Autorzy raportu Center for American Progress są zdania, że jedynym rozwiązaniem jest powrót do idei armii europejskiej tworzonej przez Brukselę. Opowiadają się za ambitną polityką w tym zakresie, nawiązującą do porozumienia, nigdy zresztą nie zrealizowanego, Blair – Chirac, które mówiło o utworzeniu 60-tysięcznej armii europejskiej. Ich zdaniem, a powołują się na badania opinii publicznej w państwach Wspólnoty, wyborcy proeuropejscy, a taka jest większość, wzrost wydatków na siły zbrojne państw narodowych postrzegają w kategoriach obiektywnego czynnika osłabiającego integrację i dlatego są przeciw, co zmieniłoby się, gdyby powstanie jednej europejskiej armii było elementem pogłębienie integracji. Chodzi w gruncie rzeczy o stworzenie, co otwarcie proponują, jednego państwa europejskiego, którego władze w Brukseli po to, aby bronić europejskiej tożsamości, muszą dysponować siłami wojskowymi. Co więcej, jeśli Unia uzyska samodzielny potencjał wojskowy, a najlepiej byłoby gdyby to była armia unijna, bez narodowych oznaczeń, dowodzona i finansowana przez całą Wspólnotę, w której narodowe identyfikacje nie byłyby uwzględniane, a nawet realizowana byłaby polityka celowego zmieszania rekrutów z różnych części kontynentu, to wówczas będzie zmuszona zbudować narzędzia poważnej samodzielnej polityki zagranicznej, dlatego że dysponowanie siłą wojskową i możliwościami jej projekcji są fundamentem samodzielności i dojrzałości w polityce zagranicznej.
Duopol Ameryka–Europa
Ta jakościowa zmiana, która oczywiście nie nastąpi szybko i wymagała będzie skoordynowanej ze Stanami Zjednoczonymi i obliczonej na lata polityki, winna w konsekwencji doprowadzić do ukształtowania się, w ramach szeroko rozumianego świata Zachodu duopolu Ameryka–Europa. Liberalni eksperci z Center for American Progress są zdania, że o tego rodzaju zmianie w polityce zagranicznej Waszyngtonu winien decydować jeszcze jeden czynnik, a mianowicie nowe, znacznie ich zdaniem poważniejsze niźli się to ocenia, zagrożenia dla systemu „zachodnich wartości” i szerzej bezpieczeństwa. Są nim „prawicowe nacjonalizmy”, które zagrażają europejskiej jedności a wręcz mogą zahamować pozytywnie oceniany projekt przekształcenia Unii Europejskiej we wspólne państwo. W tym kontekście wymieniony jest Viktor Orban, ale nie ma wątpliwości, że idea Europy Ojczyzn i Wspólnoty rozumianej nie jako tygiel, w którym wymieszają się europejskie narody po to, aby stworzyć jedno państwo ze stolicą w Brukseli i głównym ośrodkiem politycznym w Berlinie, jest Autorom tego memorandum głęboko obca.
Z punktu amerykańskich interesów, tak jak je rozumieją i definiują eksperci Center for American Progress, znacznie większym zagrożeniem jest Unia Europejska nie chcąca więcej wydawać na swoje bezpieczeństwo, niźli taka, która staje się jednym państwem. Ten drugi scenariusz jest w gruncie rzeczy pozytywny, bo jego realizacja zakłada, że będzie zmuszona w większym stopniu niźli dzisiaj troszczyć się o siebie. Chodzi w tym wypadku nie tylko o ideowe czy ideologiczne nastawienie analityków z tego amerykańskiego liberalnego think tanku, choć i ono jest widoczne jak na dłoni, ale o ocenę potrzeb i możliwości Ameryki. Stara strategia przymuszenia Europy do zwiększenia wydatków na obronność nie sprawdziła się, teraz trzeba spróbować innego podejścia. Nie zmienia się jednak, niezależnie od retoryki, to że Stany Zjednoczone obronę Europy zaczynają w coraz większym stopniu postrzegać w kategoriach ciężaru, który po to, aby być aktywniejszym gdzie indziej, trzeba możliwie szybko zrzucić z własnych ramion. Chodzi oczywiście też o to aby zbudować pozytywny, reformatorski, kontekst zwrotu politycznego którego dokonanie proponują eksperci z Center for American Progress. Jednak jego istota jest w gruncie rzeczy jasna. Europa będzie musiała w większym stopniu liczyć na siebie. A tradycyjnie proamerykańskie państwa naszego regionu, z Europy Środkowej? Nas jedynie trzeba poinformować o zmianie amerykańskich preferencji zwracając przy tym uwagę, że „hydra nacjonalizmu” wręcz pod znakiem zapytania stawia potrzebę obrony przez postępowy Zachód tego peryferyjnego obszaru.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/553445-europo-bron-sie-sama
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.