Spotkanie białoruskiego dyktatora z Władimirem Putinem już dawno nie trwało tak długo. Aleksandr Łukaszenka spędził w Soczi dwa dni. W piątek rozmowy trwały 5 godzin 15 minut i zakończyły się przed północą. W sobotę Putin i Łukaszenka byli w nieco bardziej rekreacyjnym nastroju, w związku z rejsem po Morzu Czarnym i kąpielą w jego zimnych wodach, ale negocjacje nadal trwały.
Komentatorzy o spotkaniu w Soczi
Informacje na ich temat, które ujawnił rzecznik Kremla Pieskow nie sugerowały jakiś przełomowych decyzji, jednak niektórzy białoruscy komentatorzy, a za nimi rosyjscy, są zdania, iż w istocie Łukaszenka rozmawiał z Putinem w Soczi na temat swojego odejścia. Tak uważa m.in. białoruski politolog Dmitrij Wołkuniec, który powiedział dziennikarzom rosyjskiego niezależnego kanału telewizyjnego Deszcz, że w jego opinii informacja na temat uruchomienia do końca czerwca drugiej transzy kredytu dla Białorusi w wysokości 500 mln dolarów, z obiecanych jeszcze jesienią ubiegłego roku w Soczi 1,5 mld, świadczy o tym, że Moskwa nie ma zamiaru finansować Łukaszenki, bo skądinąd wiadomo, iż dzisiaj potrzeby Mińska są znakomicie większe i twardo domaga się tranzytu władzy.
Z kolei Nikołaj Chaliezin, białoruski opozycyjny reżyser teatralny mieszkający w Londynie jest zdania, iż w gruncie rzeczy Moskwa poparła działania zachodnich linii lotniczych, które postanowiły omijać przestrzeń powietrzną Białorusi. Na marginesie warto zauważyć, że w Rosji duże wrażenie zrobiło przyłączenie się państwowych linii lotniczych Kazachstanu do tego bojkotu. Moskwa w ubiegłym tygodniu nie wpuściła dwóch samolotów, jeden z nich leciał z Wiednia a drugi z Paryża, które zdecydowały się ominąć Białoruś. Odczytywano to jako próbę wywarcia przez Rosję presji na państwa tradycyjnie zajmujące w Unii Europejskiej najbardziej prorosyjskie stanowisko, aby te wycofały się z zaleconej po poniedziałkowym spotkaniu liderów Wspólnoty polityki bojkotu przez przewoźników lotniczych przestrzeni powietrznej Białorusi. Jednak w dzień spotkania Putina z Łukaszenką w Soczi rosyjski dziennik ekonomiczny RBK poinformował, powołując się na nieoficjalne źródła w Ministerstwie Transportu, że Moskwa nie będzie wspierała Mińska w ten sposób i europejskie linie lotnicze, które zdecydują się lecieć do Rosji omijając przestrzeń powietrzną Białorusi nie będą miały trudności. Mowa jest o najbliższym czasie” co oznacza, że polityka rosyjska wobec tej kwestii może się zmienić, jednak sygnał został wysłany. Poinformowano też, że odwołanie lotów z Francji i z Austrii związane było z brakiem czasu, w obliczu liczby nowych zgłoszeń, na ustalenie nowej trasy lotów, nie miało zaś charakteru wspierania Białorusi. Nawiasem mówiąc blokada lotnicza Białorusi przez europejskich przewoźników, mimo gromkich deklaracji w tym zakresie, jest co najwyżej częściowa. Z rosyjskich danych wynika, że w dzień spotkania Putina z Łukaszenką linie lotnicze państw europejskich, mimo bojkotu, wykonały 113 rejsów wykorzystując przestrzeń powietrzną Białorusi, oraz 53 omijając ją.
Loty na Krym? Ciekawa intryga
W kwestii białoruskiego przewoźnika Belavia ma też miejsce ciekawa intryga o wymiarze międzynarodowym. Otóż po piątkowych rozmowach Łukaszenki z Putinem pojawiła się informacje, że białoruski przewoźnik, którego samoloty nie są wpuszczane do Europy otworzy nowe połączenia z Rosją. Od razu stanęła sprawa lotów Belavii na Krym, ale Igor Czerginec, dyrektor zarządzający przewoźnikiem, powiedział rosyjskim mediom, że jego linie, póki co, nie zamierzają uruchomić połączeń na Krym. Najpierw musi nastąpić, jak oświadczył, oficjalne uznanie przez Mińsk przynależności półwyspu do Rosji. Deklaracja tego rodzaju wywołała niezadowolenie deputowanych i polityków z okupowanego półwyspu. Wydaje się również, że obecnie i ta kwestia stawiana jest przez Moskwę jako jedno z żądań pod adresem Mińska. Tym bardziej, że mamy do czynienia w ostatnich dniach z ochłodzeniem stosunków między Ukrainą a Białorusią. W gruncie rzeczy rozpoczęła się wojna handlowa między obydwoma krajami, po tym jak Mińsk w odwecie za unieważnienie przetargu na dostawy autobusów dla Lwowa, który wygrał białoruski producent, wprowadził indywidualne licencje importowe na szereg ukraińskich towarów. Na poziomie politycznym Kijów twardo stawia też sprawę przeniesienia rozmów w kwestii Donbasu z Mińska gdzie indziej. Mówił o tym w połowie minionego tygodnia, w wywiadzie dla DW Leonid Krawaczuk, główny negocjator strony ukraińskiej podkreślając, że Białoruś zmieniła swoją politykę i nie może być nadal traktowana w kategoriach bezstronnego pośrednika między Rosją a Ukrainą.
Prowokacja Zachodu?
Rosyjskie media relacjonujące rozmowy Łukaszenki z Putinem, a przynajmniej ich pierwszą, bardzo krótką część, w której mogli uczestniczyć dziennikarze, wychwyciły bardzo interesującą, choć zastanawiającą wypowiedź Łukaszenki. Otóż oświadczył on, że cała historia z porwaniem samolotu linii Ryanair to „zorganizowana przez Zachód prowokacja” której celem jest eskalowanie napięcia i doprowadzenie w gruncie rzeczy do wznowienia protestów na masową skalę.
Pójdźmy tym intrygującym tropem, choć może w nieco innym kierunku. Arsen Sivitski, dyrektor białoruskiego think tanku Center for Strategic and Foreign Policy Studies jest zdania, że zgodnie z zasadami zarządzania refleksyjnego mamy do czynienia z misterna grą Rosjan, którzy w ten sposób chcą doprowadzić do zmiany na szczytach władzy w Mińsku. Sivitski jest ekspertem, który często przedstawia linię zbliżoną do stanowiska władz, ale też regularnie pisuje w założonej przez amerykańskie służby specjalne The Jamestown Foundation, stąd możemy mieć do czynienia z teorią, która wygląda prawdopodobnie, ale jej celem jest racjonalizowanie post factum tego co się wydarzyło w interesie Mińska. Tym nie mniej warto ją zaprezentować. Otóż, jak uważa Sivitski, rosyjscy agenci, którzy zidentyfikowali Romana Protasiewicza na lotnisku w Atenach przekazali tę informację współpracujących z nimi białoruskim „bezpieczniakom”. Chodziło o dwie rzeczy. Po pierwsze aby wiadomość ta dotarła do najważniejszych osób w białoruskim państwie, a po drugie, aby czas na reakcję władz był krótki. Chodziło o to, aby wykorzystując słabe punkty psychiki Łukaszenki, w tym wypadku mściwość i porywczość, sprowokować go do działania w efekcie którego per saldo reżim niewiele zyska ale za to dużo straci. Jest to zresztą zgodne z regułami zarządzania refleksyjnego, czyli technikami manipulacji opracowanymi jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia przez Wadima Lefebvra, genialnego rosyjskiego filozofa i matematyka, który po upadku ZSRR wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarł. Ale Rosjanie, jak się uważa wdrożyli i rozwinęli jego techniki. Mieli się nimi, jak się uważa posłużyć przed agresją na Gruzję. Poprzedziło ją długie prowokowanie Michaiła Saakaszwili, po to aby to on wykonał pierwszy ruch dając Moskwie wolną rękę. Z podobną operacją, w opinii Sivitskiego, mamy do czynienia również obecnie. Rosjanie zastawili pułapkę w którą Łukaszenka wpadła. Zastawili ją w taki sposób, bo wiedzieli, że białoruski dyktator jest mściwy i będzie chciał łapiąc Protasiewicza pokazać opozycji „kto jest górą”. Jednak w efekcie tej operacji jego polityczne pole manewru znakomicie się zawęziło, na czym skorzystać może wyłącznie Rosja.
Takie wnioski wyciągnąć można w gruncie rzeczy z lektury długiego wywiadu, jakiego dziennikowi Kommiersant udzielił szef białoruskiego MSZ-u Uładzimir Makiej. Sporo w nim najłagodniej mówiąc dyskusyjnych tez, jak np. ta, że Protasiewicz został zatrzymany w czasie kontroli granicznej, przed wylotem samolotu Ryanair z powrotem do Wilna, ale nie to jest najistotniejsze. Otóż białoruski minister w sposób dość otwarty komunikuje Zachodowi, że okres kilku ostatnich lat zamknięty cezurą ubiegłorocznych wyborów był z ekonomicznego, ale również politycznego punktu widzenia czasem liberalizacji i otwierania się Białorusi na Europę, w interesie której winno być utrzymanie przez Mińsk niezależnej, wielowektorowej polityki. Zaznacza też, w co trudno każdemu znającemu białoruskie realia wierzyć, że to otwieranie się na Zachód było też otwieraniem się politycznym. Białoruska elita, jak otwarcie mówi, przygotowywała się zarówno do odejścia Łukaszenki, jak i demokratyzacji systemu. Może nie w perspektywie miesięcy, ale pięciolecia, które zaczynało się wraz z ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi. Zachód jednak, jak mówi, zdecydowała się na politykę agresji, bo wspieranie ruchów społecznych domagających się szybszej zmiany ma w jego opinii tego rodzaju charakter, ale niczego nie uzyskał i nie uzyska. Ta polityka doprowadziła do wepchnięcia Mińska w objęcia Moskwy a sankcje ekonomiczne, zapowiedziane przez liderów państw europejskich, mogą zrujnować Białoruś gospodarczo, ale nie wywołają pożądanych zmian politycznych. Makiej potwierdza, że jesienią dojdzie do podpisania wszystkich „kart drogowych” w zakresie integracji obydwu organizmów gospodarczych, ale uchyla się od dania jasnych odpowiedzi na pytania stawiane przez rosyjskiego dziennikarza w kwestiach integracji politycznej. Nie chce powiedzieć czy władze w Mińsku rozważają perspektywę głosowania obywateli Białorusi w rosyjskich wyborach parlamentarnych, mówi za to dużo o gotowości do obrony suwerenności.
Te deklaracje na temat suwerenności brzmią zresztą nie tylko dość przewrotnie, ale nawet momentami groźnie. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy Łukaszenka w trakcie niedawnego spotkania z deputowanymi wspominał o scenariuszach wojennych, a niemal w przeddzień spotkania z Putinem w Soczi poinformowano, że najbliższe ćwiczenia Zapad 2021 odbywały się będą na poligonach w okolicach Brześcia i Grodna. Makiej powiedział w wywiadzie, że jego zdaniem już obecnie świat i region wszedł w fazę Zimnej Wojny 2.0, ale jesteśmy też, w jego opinii, tylko o krok od fazy gorącej. Wspomniał przy okazji o tym, że wojska NATO znajdują się w odległości 10 do 15 km, od białoruskiej granicy. Wywiad białoruskiego ministra spraw zagranicznych sprawiał wrażenie wystąpienia człowieka nie widzącego dobrego wyjścia z sytuacji w której się znalazł, zmuszonego do uprawiania polityki z którą się nie zgadza. Nawet w pewnym momencie z wyraźnym smutkiem mówi, że ubiegłoroczne wydarzenia cofnęły jego ojczyzną o wiele lat wstecz. Jeśli inni funkcjonariusze białoruskiego reżimu pogrążeni są w podobnej frustracji i poczuci beznadziejności, to możemy mieć do czynienia z nieobliczalnymi ich postępkami. A to oznacza, że mogą zostać uruchomione wszystkie, nawet te najgroźniejsze, scenariusze. Ale być może będziemy obserwować przyspieszenie wydarzeń politycznych na Białorusi. Choć tym razem Moskwa, jak można przypuszczać, nie straci inicjatywy, a to, o co Putin będzie najprawdopodobniej w trakcie rozmów z Bidenem zabiegał, to zgoda na „scenariusz ormiański”. Oznaczałby on kontrolowaną demokratyzację kraju i wymianę rządzącej ekipy w zamian za zgodę na trwałe zakorzenienie Białorusi w rosyjskiej strefie wpływów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/552980-tajemnica-rozmow-lukaszenki-z-putinem