wPolityce.pl: Zakończyła się wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Turcji. Gospodarze poświęcili jej dużo uwagi, w mediach tureckich sporo się mówiło o tym spotkaniu, relacjonowano nawet relatywnie mało ważne punkty. Imponująca była także ceremonia powitania. Czy to jest jakiś sygnał, czy coś, co można uznać za standard? Jakub Kumoch, ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Ankarze:
Polska jest bardzo ważnym partnerem dla Turcji, a Turcja jest bardzo ważnym partnerem dla Polski. Turecki protokół dyplomatyczny jest bardzo specyficzny i bardzo piękny, ale rzeczywiście widać, że na tę wizytę bardzo długo czekano. To jest nowe otwarcie w stosunkach polsko-tureckich. Chodzi o to, żeby te kraje miały intensywne stosunki, i żeby to nie były relacje, które są postrzegane jako relacje krajów peryferyjnych. Nikt nie powinien tak na to patrzeć. To są kraje sojusznicze, należące do NATO, które mają niekiedy podobne problemy w sferze sąsiedztwa i bezpieczeństwa, które wspólnie popierają integralność terytorialną Ukrainy, i które są dynamicznie rosnącymi gospodarkami. Nie można więc sobie pozwolić na to, żeby stosunki z Turcją były mniej intensywne niż z innymi dużymi krajami europejskimi.
Czy można powiedzieć, że była to wizyta bardzo uważnie obserowana w Moskwie? Pytanie o relacje z Rosją łączy Polskę i Turcję. Łączy także Polskę, Turcję i Rumunię, trzy kraje, które od teraz mają współpracować na poziomie prezydenckim.
Trudno mi oceniać, jak Moskwa śledziła tę konkretną wizytę. Jestem jednak przekonany, że duże kraje europejskie zdają sobie sprawę, że współpraca dwóch państw, które nie mają ze sobą żadnego sprzecznego interesu, jest sprawą naturalną.
W czasie wizyty prezydenta Andrzeja Dudy podpisano pięć umów. Najważniejsze dotyczą sfery obronnej, zakupu dronów bojowych, ale jest także umowa o turystyce. Czy ona wnosi coś konkretnego w sferze wakacyjnych wyjazdów Polaków?
Ta umowa jest bardzo istotna. Latem bardzo wielu Polaków przyjedzie do Turcji. Prezydent Andrzej Duda wziął na siebie wynegocjowanie porozumienia, które da pewną gwarancję, że będą to usługi najwyższej jakości, również w zakresie sanitarnym. To ważne o tyle, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja sanitarna.
Podczas tej wizyty sfinalizowano także umowę wykupienia tzw. zbioru Michała Sokolnickiego, ostatniego Ambasadora II Rzeczypospolitej w Ankarze. To prawdopodobnie najbardziej pełny i najlepiej zachowany zespół pamiątek polskiej dyplomacji czasów dwudziestolecia i II wojny światowej. Pan bardzo zaangażował się w tę sprawę, podobnie jak premier Piotr Gliński oraz dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro. To duży sukces, bo ta sprawa toczyła się od wielu, wielu lat, nawet dekad.
Ta sprawa toczy się tak naprawdę od 75 lat, od kiedy Sokolnicki opuścił ambasadę i zgodnie z poleceniem rządu londyńskiego zabrał majątek, bo nie chciał, żeby wpadł w ręce reżimu komunistycznego. To samo robili również inni ambasadorowie. Za swojego życia nie chciał zwrócić tego majątku PRL. Po jego śmierci właściciel tych dokumentów podejmował próby dogadania się z Warszawą, ale władze komunistyczne wykazały kompletny brak zainteresowania sprawą, także indolencję. Wolna Polska podjęła, kilkanaście lat temu, pierwsze kontakty w tej sprawie, ale bez skutku. Nie chcę mówić o kuchni, ale moim zdaniem czasem był to taki swoisty imposybilizm, a czasem brak przekonania, czy naprawdę warto, czy historia odgrywa aż tak ważną rolę. Premier i minister Gliński uważa, że historia odgrywa wielką rolę w naszym życiu państwowym, w kształtowaniu świadomości narodowej, i że odzyskanie zbioru, który jest największą zachowaną całością po polskiej dyplomacji, wprost wyjętą z tamtych czasów, kompletną, gotową, jest jednak bardzo ważne. Że po prostu polska dyplomacja powinna to mieć. Ja się bardzo cieszę, że że mogłem to finalizować wspólnie z dyrektorem Kostro. Ostatnie negocjacje, trwające kilkadziesiąt godzin, to była ciekawa sprawa, która na pewno zostanie nam w pamięci. Podkreślam jednak, że odzyskanie tego archiwum to rezultat działania państwa polskiego, wielu jego agend.
Prezydent Andrzej Duda odwiedził także Adampol, polską wieś pod Stambułem, obecnie już wchłoniętą przez to megapolis. Czy ten płomyk polskości, wywodzący się z epoki po powstaniu listopadowym, bardzo ważny dla naszych losów, symboliczny, ma szansę przetrwać? Polaków ubywa, co nie jest niczyją winą; globalne procesy wszędzie wyglądają dość podobnie.
Rzeczywiście, nikt tu nie jest winien. Duża część młodych polskich mieszkańców tej osady skorzystała z tego, z czego korzysta i wielu Polaków w naszej Ojczyźnie. Wyjechali do Europy robić kariery, pracować w Londynie, w Brukseli, również w Warszawie. Polskich mieszkańców Adampola nie jest zbyt wielu, to kilkadziesiąt osób. Są mniejszością, ale warto zauważyć, że turecka większość wciąż wybiera polskiego wójta. Turcy wiedzą, że Adampol jest wspólnym, polsko-tureckim skarbem, i że to Polacy byli w tym miejscu pierwsi, oni tę miejscowość zbudowali.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/552354-wywiad-to-jest-nowe-otwarcie-w-stosunkach-polski-i-turcji