Kiedy Raman Pratasiewicz był w Polsce, był pod ochroną polskich służb specjalnych; zdecydował o wyjeździe na Litwę i tym samym stał się przedmiotem ochrony służb litewskich – powiedział w poniedziałek wiceszef MSZ Marcin Przydacz.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Pan Pratasiewicz nie posiadał azylu w Polsce. Kiedy był w Polsce, był pod ochroną polskich służb, był bezpieczny. Podjął decyzję o wyjeździe do Wilna, tym samym stał się przedmiotem ochrony służb litewskich
— powiedział wiceminister spraw zagranicznych w Polsat News.
Dodał, że „nie wydarzyło się nic złego” innym białoruskim opozycjonistom, którzy przebywają w Polsce. Zapewnił, że Polska „jak najbardziej” wywiązuje się z obowiązku ochrony osób prześladowanych przez reżim Alaksandra Łukaszenki.
Starania rządu
Na pytanie, czy po zmuszeniu samolotu do lądowania w Mińsku i zatrzymaniu Pratasiewicza, odbyło się spotkanie kierownictwa ABW, Przydacz odparł, że „jeśli wczoraj rzeczywiście kierownictwo ABW się zebrało, nie ma w tym nic dziwnego”.
Oczywiste jest, że staraliśmy się jako rząd polski dołożyć wszelkich starań, żeby jeszcze wzmocnić bezpieczeństwo przy nieprzewidywalności ze strony Mińska
— dodał.
W niedzielę lecący z Aten do Wilna, zarejestrowany w Polsce samolot irlandzkich linii Ryanair został, krótko przed wejściem w przestrzeń powietrzną Litwy, zmuszony przez lotnictwo wojskowe Białorusi do zawrócenia i lądowania w Mińsku. Na lotnisku został zatrzymany opozycyjny dziennikarz, blogger i aktywista Raman Pratasiewicz i jego partnerka Sofia Sapiega, obywatelka Rosji. Władze Białorusi ścigały Pratasiewicza listem gończym.
Oskarżenia Kowala
Poseł Paweł Kowal (KO) zarzucił polskim władzom brak spójnego stanowiska i niedostateczne działania.
Uważam, że popełniono poważne błędy w pierwszych godzinach
— powiedział Kowal. Do błędów - „zarówno ze względów bezpieczeństwa, jak i ze względu na pewien gest wobec Białorusi” zaliczył kontynuację ruchu polskich samolotów nad Białorusią.
Uznał także za błąd utrzymanie bez zmian programu tureckiej wizyty prezydenta Dudy, któremu towarzyszą wicepremier Piotr Gliński i szef MON Mariusz Błaszczak, „trochę tak jakby się nic nie stało”. Podkreślił, że Pratasiewicz to „człowiek, który dostał u nas azyl polityczny, za którego w dużym stopniu odpowiadamy”, dlatego „Polska powinna była wyostrzyć stanowisko”.
Pierwsza reakcja prezydenta, która nazywa to, co się stało, „wydarzeniami nad Białorusią”, jest absolutnie niestosowna. Uważam działania premiera za dojrzalsze i poważniejsze
— powiedział Kowal, którego zdaniem „trzeba było rzecz nazwać aktem terroru i skierować na drogę prawną”. Zaznaczył, że „widać brak koordynacji między tymi ośrodkami”.
Kowal ocenił, że polscy ambasadorowie w krajach UE i NATO powinni byli w ciągu pierwszej doby przedstawiać stanowisko Polski, ponieważ „niektóre z tych krajów są słabo poinformowane lub mniej zainteresowane tym, co się dzieje na Wschodzie”.
Przydacz odnosząc się do zarzutu niedostatecznej reakcji zaznaczył, że dyplomacja pracowała.
Zarówno nasi ambasadorowie reagowali, jak i my sami z poziomu centrali MSZ, informowaliśmy wszystkich naszych partnerów o naszym spojrzeniu na tę sprawę
— powiedział. Według Przydacza to dzięki premierowi Morawieckiemu sprawa stała się przedmiotem spotkania Rady Europejskiej. Zaznaczył, że rząd musi przedstawiać sprawdzone informacje i na ich uzyskiwaniu się skupia.
gah/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/552205-potwierdzaja-sie-ustalenia-wpolitycepl-ws-pratasiewicza