Dmytro Kułeba, ukraiński minister spraw zagranicznych w wywiadzie dla niemieckiego programu DW Conflict Zone powiedział, że „Ukraina nie widzi wycofania rosyjskich wojsk” znad swojej granicy. A to, co teraz ma miejsce z pewnością nie można określić mianem wycofania wojsk, które w swej masie pozostają na pozycjach zajętych w ostatnim czasie i w związku z tym należy nadal zachować podwyższoną uwagę.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: O potrzebie rewizji polityki Waszyngtonu wobec Rosji. Głos amerykańskiego eksperta
Rusłan Homczak, dowódca ukraińskich sił zbrojnych powiedział w czasie wczorajszego posiedzenia Komitetu Wojskowego NATO, że na granicy z Ukrainą nadal znajduje się 80 tysięcy rosyjskich żołnierzy, pozostawiono ogromne ilości sprzętu a Morze Azowskie i część Morza Czarnego są blokowane przez rosyjskie okręty wojenne. Stuart Peach, szef Komitetu Wojskowego NATO i główny doradca Jensa Stoltenberga podkreślił w przemówieniu otwierającym posiedzenie, że „Chociaż zaobserwowaliśmy niewielki spadek liczby rosyjskich żołnierzy w pobliżu granicy z Ukrainą, nadal pozostaje ich tam dziesiątki tysięcy żołnierzy, uzbrojonych i wyposażonych w sprzęt.” Podobne oceny padały z ust Antonego Blinkena, szefa Departamentu Stanu w trakcie jego niedawnej wizyty w Kijowie oraz formułowane były równolegle przez Sekretarza Generalnego NATO.
Niewielka redukcja rosyjskich sił na granicach
Innymi słowy nawet jeśli mamy do czynienia ze spadkiem napięcia między Moskwą a Kijowem to raczej w wymiarze politycznym, zapewne w związku z przygotowaniami do spotkania Biden – Putin, a redukcja rosyjskich sił dyslokowanych na ukraińskie granice jest niewielka i sytuacja może się w każdej chwili ulec ponownemu zaostrzeniu. O takiej perspektywie świadczyć mogą niedawne słowa Władimira Putina, wypowiedziane w trakcie posiedzenie Rady Bezpieczeństwa. Już sam fakt, że część jego wystąpienia udostępniono mediom, co nie jest codzienną praktyką, świadczy, iż Kreml chciał aby świat usłyszał co rosyjska elita strategiczna ma do powiedzenia na temat Ukrainy. Putin, odnosząc się do niedawnego aresztowania prorosyjskiego oligarchy Medwedczuka, lidera formacji Za życiem, powiedział, że „przekształcają Ukrainę w antypodę Rosji”, swego rodzaju anty-Rosję, platformę, z obszaru której Moskwa otrzymywała będzie niepokojące i wymagające reakcji sygnały związane z jej bezpieczeństwem. Pawło Klimkin, były szef ukraińskiej dyplomacji, komentując te słowa powiedział, że to bardzo niepokojący sygnał, a kwestia statusu Ukrainy, w oczach Putina nie tylko nie jest rozstrzygnięta, ale wręcz wymaga reakcji Rosji.
Wszystko to oznaczać może, że scenariusz wojenny, znaczącej eskalacji napięcia na wschodzie Ukrainy, a nawet przejścia tlącego się konfliktu w fazę intensywną nie jest wykluczony. Tym bardziej, że Ukraina nie zamierza ustępować, a jej elity politykę nieeskalowania konfliktu z Rosją w czasie agresji tej ostatniej na Krymie uważają za jeden z zasadniczych powodów utraty półwyspu. Otwarcie mówił o tym jeszcze w kwietniu minister obrony Andrij Taran, dowodzący, że „rada aby nie prowokować Rosji, którą Ukraina otrzymała w 2014 roku doprowadziła do utraty Krymu i znaczących obszarów w Donbasie.”
Należy zatem postawić pytanie jakiego rodzaju motywy kierowały Moskwą, kiedy decydowała się na ściągnięcie wojska na granicę z Ukrainą i czy mamy do czynienia z pierwszą fazą większej operacji, czy z jednostkowym posunięciem związanym z trwającymi już NATO-wskimi ćwiczeniami Defender 2021 i zbliżającymi się rosyjskimi manewrami Zapad 2021.
Pewną wskazówką może być postepowanie Azerbejdżanu wobec Armenii w ubiegłym roku. Otóż trzeba pamiętać, że latem, a precyzyjnie rzecz ujmując w lipcu 2020 roku mieliśmy do czynienia z krótką czterodniową wymianą ognia w rejonie miejscowości Tovuz. Wówczas sądzono, że Azerowie chcieli sprawdzić stopień gotowości sił zbrojnych Armenii, czego oczywiście nie można wykluczyć, jednak teraz wydaje się, że celem tamtej operacji było co innego. Otóż jak przypomina rosyjski Kommiersant w związku z obecnym alarmem wojennym na azersko – ormiańskiej granicy, w lipcu ubiegłego roku starcia mogły mieć na celu również, a może przede wszystkim, sprawdzenie systemu sojuszniczego Armenii. Chodziło o to, że świetle statutu Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB), kontrolowanego przez Moskwę bloku wojskowego w skład którego wchodzi Armenia, ale już nie Azerbejdżan, każdy atak na terytorium państwa będącego członkiem bloku musi spotkać się ze wspólną wojskową odpowiedzią sojuszników (analogia do art. 5 Karty NATO jest w pełni uprawniona). Tovuz, nie wchodzi w skład Górskiego Karabachu, którego prawnomiędzynarodowy status był wątpliwy, w związku z tym należało się spodziewać reakcji. Jednak ona nie nastąpiła, członkowie ODKB przystapili jedynie do konsultacji, które w związku z deeskalacją konfliktu do niczego nie doprowadziły. Jednak sygnał polityczny był jasny i Azerbejdżan prawidłowo go odczytał – Rosja nie ma ochoty wojskowo interweniować po to aby zrealizować swoje zobowiązania sojusznicze. Jeśli konflikt będzie krótki a dodatkowo trudno będzie mówić czy miała miejsce agresja wobec państwa sojuszniczego, to twardej reakcji nie należy się raczej spodziewać. Tego rodzaju diagnozę potwierdził późniejszy przebieg przegranej przez Armenię wojny.
Można oczywiście powiedzieć, że Rosja to nie Azerbejdżan, ale mechanika działania w tego rodzaju sytuacjach jest w gruncie rzeczy podobna. Tym bardziej, że niektórzy rosyjscy eksperci tacy jak Aleksander Kramarienko, rosyjski dyplomata, wieloletni dyrektor Departamentu Planowania rosyjskiego MSZ-u są zdania, że celem ostatniego zaostrzenia na granicy z Ukrainą było w gruncie rzeczy sprawdzenie przez Moskwę gotowości przyjścia z pomocą Ukrainie przez europejskich i zaoceanicznych partnerów i ten test, czy raczej wojnę nerwów, Rosja wygrała, obnażając niechęć wojskowego angażowania się kolektywnego Zachodu w razie ewentualnej eskalacji konfliktu.
Brytyjskie gry wojenne
Co ciekawe, w gruncie rzeczy podobne przesłanie przynosi The Washington Post relacjonujący gry wojenne prowadzone w brytyjskim The Kings College oraz U.K. Defence Academy. Symulacje te, które uczestniczący w nich były szef amerykańskiego Departamentu Obrony określił mianem „jednych z najlepszych w jakich brał udział, naśladujących rzeczywisty proces podejmowania decyzji w realnym świecie” doprowadziły do zarysowania sekwencji 32 decyzji strategicznych, które kolektywny Zachód będzie musiał podjąć w obliczu zaostrzenia na Wschodzie. W grach wojennych uczestniczyło 46 byłych i nadal czynnych urzędników wysokiego szczebla, zarówno ze Stanów Zjednoczonych jak i państw europejskich, a podejmowane przez nich decyzje oceniał panel 17 niezależnych ekspertów. Mamy więc do czynienia z próbą symulowania rzeczywistych reakcji rządów państw Zachodnich z udziałem ludzi nie tylko znających mechanizmy i sposób funkcjonowania systemu, ale również podejmujących w przeszłości i obecnie decyzje o strategicznym znaczeniu. Trochę szkoda, że w Polsce podobne gry wojenno-strategiczne prowadzi się zbyt rzadko, a nawet sporadycznie, ale nie o to teraz chodzi. Ważne są bowiem wnioski z przeprowadzonych przez Brytyjczyków symulacji. Otóż wynika z nich, że w razie zaostrzenia między Rosją a Ukrainą państwa kolektywnego Zachodu w pierwszej fazie konfliktu politycznie popierać będą Ukrainę, ale konsekwentnie wywierały będą presję na Kijów aby ten nie odpowiadał militarnie na rosyjskie działania wobec Ukrainy. Równolegle wszystkie państwa uczestniczące w symulacjach podwoiły ochronę własnych granic i postawiły w stan gotowości swe siły zbrojne aby być przygotowanymi na ewentualny atak Rosji, czego jednak w żadnym razie nie należy rozumieć jako danie sygnału o gotowości przyjścia Ukrainie z pomocą wojskową. Jednak już te posunięcia wywołały kryzys i napięcie na linii NATO – Rosja, nawet do poziomu ryzyka starcia zbrojnego, czego jednak w efekcie zdwojonych wysiłków udało się ostatecznie uniknąć. Wspólnym mianownikiem wszystkich tych symulacji było to, że rozpoczęcie przez Rosję agresji wobec Ukrainy oznacza jej militarne zwycięstwo. Jeśli jednak działania Kijowa ocenione zostałyby przez Zachód jako prowokacyjne, czy nieadekwatne do zagrożenia, to nie mam mowy nawet o politycznym poparciu w pierwszej fazie konfliktu z Rosją.
Jak pisze Ivanka Barzashka, autorka artykułu i dyrektor sekcji Gier Wojennych w Kings College „Ukraina i Zachód różnie interpretują, co w praktyce oznacza wsparcie dla suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Podczas pogłębiającego się kryzysu istnieją logiczne powody, dla których przywódcy Ukrainy mogą przeprowadzić atak militarny i postrzegać to jako obronę. Jednak scenariusze gier wojennych pokazują, że jeśli Kijów podejmie działania zbrojne prowokujące Rosję, Zachód raczej nie stanie w obronie Ukrainy.”
Śledząc wystąpienia ukraińskich polityków można odnieść wrażenie, że intencje Zachodu odczytują oni w zupełnie inny sposób. Otwarcie pisze o tym Sergiej Niemyrycz na łamach tygodnika Dzerkało Tyżnia, który pisze nawet, że „nie chcą oni przyjąć do wiadomości”, iż Zachód nie wesprze wojskowo Kijowa. W jego opinii nowa faza konfliktu wojskowego między Rosją a Ukrainą, jeśli wybuchnie, może też nie przypominać wojen przeszłości. Raczej będziemy mieć do czynienia z rosyjską „operacją humanitarną” jeśli na Ukrainie obserwować będziemy destabilizację wewnętrzną lub czymś na kształt wojny gruzińsko – rosyjską, czyli w rosyjskiej nomenklaturze sekwencją działań mających „przymusić Kijów do zawarcia pokoju” tak jak w 2008 roku Moskwa przymuszała Tbilisi. Osobną kwestią jest ewentualny konflikt rosyjsko – ukraiński w momencie ewentualnego wejścia kraju do NATO, ale póki to jest to perspektywa dość odległa. Scenariusz otwartej agresji ze strony Rosji jest mniej prawdopodobny, choć oczywiście, jak dowodzi Niemyrycz polityka Kijowa winna również mieć na celu uniknięcie rozwoju wydarzeń tego rodzaju. Problemem jest nie tylko to, że ukraińskie elity inaczej niźli Zachód zdają się oceniać sytuację, ale również to, że mają ograniczone pole manewru. Odwołanie się przez Ukrainę do narzędzi dyplomatycznych, celem deeskalacji napięcia z Rosją jest zdaniem ukraińskiego publicysty co najmniej z kilku powodów wątpliwe. Po pierwsze pole do ewentualnych ustępstw jest już bardzo niewielkie, po drugie brak jest dziś w gronie ukraińskiej elity elementarnego zaufania do wiarygodności i trwałości ustaleń z Rosją, po trzecie wreszcie jakiekolwiek ustępstwa wobec nieprzejednanego stanowiska liczącego się odłamu ukraińskiej opinii publicznej prowadziłyby do destabilizacji sytuacji wewnętrznej i umożliwiały Moskwie realizację agresywnego scenariusza. Co zatem można zrobić? Jak trzeźwo zauważa Niemirycz „Pomoc ze strony Stanów Zjednoczonych i innych państw zachodnich będzie ograniczona, a ich interwencja militarna w konflikcie Ukrainy z Federacją Rosyjską pozostanie mało prawdopodobna. I to nie pierwszy rok, w którym zachodni politycy i eksperci mówią o tym szczerze.” W praktyce oznacza to, jak pisze, że Ukraina musi postawić na własne możliwości i szybko modernizować swe siły zbrojne, ale nie w taki sposób aby być w stanie wygrać „pełnoskalową” wojnę z Rosją, bo na to nie ma szans, ale zadać atakującym takie straty, które będą znacznie powyżej progu akceptowalności. Kijów, który już wydaje na siły zbrojne 5 % PKB nie będzie w dającej się przewidzieć przyszłości nie będzie w stanie zwiększyć nakładów na obronę. Taka diagnoza sytuacji powinna skłaniać Kijów do prowadzenia ostrożnej i wyważonej polityki, na co jednak się nie zanosi, w obliczu przeceniania możliwości Stanów Zjednoczonych i Zachodu.
Niebezpieczna faza konfliktu
Wydaje się zatem, że mamy obecnie do czynienia z bardzo niebezpieczną fazą konfliktu na granicach Ukrainy. Moskwa nie zamierza zmniejszać presji, której Kijów nie ma zamiaru się poddawać, a nawet można mówić, że na płaszczyźnie wewnętrznej Zełenski próbuje zlikwidować stronnictwo prorosyjskie. Jeśli rozmowy Biden – Putin uzmysłowią rosyjskiemu przywódcy, że Waszyngton nie będzie interweniował po stronie Ukrainy, a przez interwencję rozumieć należy również znaczące dostawy sprzętu wojskowego, to może to wręcz zachęcić Moskwę do rozpoczęcia drugiej fazy „operacji Ukraina”.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/551580-druga-faza-operacji-ukraina