Zdaniem niektórych rosyjskich komentatorów to co stało się wczoraj w Kijowie oznacza, iż Zełenski i jego ekipa dążą do zaostrzenia stosunków z Rosją, a może nawet sprowokowania Putina.
Ukraina decyduje się na otwartą konfrontację
Maksym Jusin, komentator dziennika Kommiersant, napisał, że w przeciwieństwie do Petro Poroszenko, który mimo całej antyrosyjskiej retoryki „znał granice” i dbał o to, aby utrzymać kanały komunikacji z Moskwą, obecna ekipa w Kijowie zdecydowała się na otwartą konfrontację.
Powodem do wygłoszenia tych opinii była wczorajsza konferencja prasowa ukraińskiej Prokurator Generalnej Iriny Wieniediktowej, w której uczestniczył też kierujący Służbą Bezpieczeństwa Iwan Bakanow. W jej trakcie poinformowano, że w efekcie trwającego kilkanaście tygodni śledztwa postawiono szereg zarzutów Wiektorowi Medwedczukowi, jednemu z liderów prorosyjskiej formacji Za Życiem, a prywatnie przyjacielowi Władimira Putina i jego partnerowi w interesach Tarasowi Kozakowi. Obydwaj oskarżani są o szereg przestępstw, w tym zdradę, za które w świetle ukraińskiego prawodawstwa można dostać nawet 15 lat więzienia. Cały wczorajszy dzień agenci ukraińskiej służby bezpieczeństwa przeszukiwali domy i biura Medwedczuka i jego firmy, trwały też poszukiwania samego polityka aby wręczyć mu zarzuty. Kozak przebywa, zdaniem ukraińskich mediów, w Rosji i najprawdopodobniej na Ukrainę już nie wróci. Zarzuca się im to, że firma obydwu biznesmenów, która uzyskała jeszcze przed aneksją Krymu koncesję na wydobycie węglowodorów w szelfie Morza Czarnego, przekazała Moskwie, już po 2014 roku całą posiadaną dokumentację geologiczną złóż, co - jak obliczono - przyniosło straty państwu ukraińskiemu w kwocie nie mniejszej niźli 34 mld hrywien (4,6 mld złotych). Inny z zarzutów dotyczy ujawnienia, w trakcie rozmowy telefonicznej Medwedczuk – Kozak (wiceszef administracji prezydenta Rosji, który nadzoruje Donbas), tajnych informacji dotyczących składu i miejsca dyslokacji tajnego, specjalnego oddziału ukraińskich komandosów. Wreszcie obydwu zarzuca się, że tworząc organizację „Promień” (Луча), której celem miała być opieka nad Ukraińcami szukającymi pracy w Rosji, w istocie zbudowali sieć politycznych i wywiadowczych kontaktów przy użyciu których chcieli destabilizować sytuację na Ukrainie.
Ustawa wymierzona w oligarchów
W całej sprawie mniej istotne są oskarżenia i ewentualne sankcje ale to, że obóz polityczny Zełenskiego zdecydował się najprawdopodobniej na zniszczenia prorosyjskiej formacji politycznej Za życiem, a szerzej, na uderzenie w ukraińskich oligarchów. W trakcie odbywającej się również wczoraj w Kijowie konferencji poświęconej bezpieczeństwu Ukrainy, Aleksiej Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa i Obrony potwierdził, że przygotowywana jest specjalna ustawa „o oligarchach”, która obejmować ma 13 najbogatszych ukraińskich biznesmenów mających również wpływy w mediach i polityce (obok Medwedczuka na tej liście mają znaleźć się m.in. Petro Poroszenko, Rinat Achmetow, Dmytro Firtasz, Ihor Kołomojski czy Wiktor Pinczuk. Media spekulują też, że na najbliższym, przyszłotygodniowym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa i Obrony, mają zostać ogłoszone sankcje wymierzone w firmy Dmytro Firtasza, biznesmena, który od 2016 roku, mieszka w Austrii i tam, skutecznie jak dotąd, walczy z postanowieniem o swojej deportacji do Stanów Zjednoczonych, gdzie jest ścigany.
W opinii ukraińskich mediów przyspieszenie prac nad ustawą jest jednym ze skutków niedawnej wizyty w Kijowie szefa Departamentu Stanu Antony Blinkena w czasie której wiele mówiło się o potrzebie skutecznej „deoligarchizacji” Ukrainy. Wówczas to ze strony przedstawicieli Stanów Zjednoczonych padały też słowa o tym, że Ukraina walczy dziś z dwoma wrogami – zewnętrzną agresją ze strony Rosji i wrogiem wewnętrznym, jakim są oligarchowie osłabiający państwo.
Droga Ukrainy do NATO
Wydarzenia w Kijowie skłaniają do zastanowienia, czy przyspieszenie ekipy Zełenskiego, jeśli chodzi o walkę z liderem stronnictwa prorosyjskiego i generalnie z oligarchami (choć w tym ostatnim przypadku mamy na razie do czynienia jedynie z zapowiedziami) nie ma też związku z efektami szczytu Bukaresztańskiej Dziewiątki.
Ze spotkaniem tym wiązano, jak można przypuszczać, spore nadzieje, zwłaszcza, w świetle deklaracji prezydenta Dudy, że grupa udzieli wsparcia zabiegom Kijowa o uzyskanie Planu Członkostwa (MAP) w NATO. Wydaje się jednak, że mamy w tym przypadku do czynienia z rozczarowaniem. Widać to zresztą w reakcjach oficjalnych oraz niemal całkowitym zignorowaniem w ukraińskich mediach spotkania w Bukareszcie. Jeśli chodzi o reakcje oficjalne, to warto zwrócić uwagę na słowa ministra Kułeby, który w rozmowie z siecią telewizyjną Ukraina 24 powiedział, że Kijów nie spodziewa się, aby NATO na swym czerwcowym szczycie było w stanie dojść do porozumienia w sprawie przedstawienia Kijowowi Planu Członkostwa. W jego opinii dla Ukrainy jest kwestią niezwykle istotną aby w ogóle zaczęła się dyskusja na ten temat, trudno jednak spodziewać się przełamania oporów niektórych państw Aliansu. Warto zastanowić się o których stolicach myślał szef ukraińskiej dyplomacji, bo wydaje się, po analizie komunikatów jakie ukazały się po spotkaniu w Bukareszcie, że nawet Stany Zjednoczone nie są przekonane co do celowości takiego kroku, tym bardziej, że skądinąd wiadomo, że Zełenski nie został, póki co, zaproszony na szczyt w Brukseli o co zresztą ukraińska dyplomacja usilnie zabiega.
Państwa Bukaresztańskiej Dziewiątki wydały po swym posiedzeniu, długi, składający się z 13 punktów wspólny komunikat, w większości poświęconych kwestiom związanym z funkcjonowaniem i przyszłością Sojuszu. Jeśli chodzi o otwieranie się NATO na nowych członków, to warto zwrócić uwagę, że w punkcie 10 wspólnej deklaracji nie pada nazwa żadnego z państw aspirujących, a mówi się jedynie o utrzymaniu „polityki otwartych drzwi” oraz tym, że nadal obowiązują ustalenia szczytu z 2008, który odbywał się w Bukareszcie. Wówczas co prawda postanowiono o otwarciu perspektywy członkostwa zarówno dla Ukrainy jak i dla Gruzji, ale sprzeciw Niemiec i Francji spowodował, że w praktyce niewiele od tego czasu się zmieniło. Jednak warto przypomnieć, że na początku tego roku nieoficjalnie mówiło się, że MAP może otrzymać Gruzja, a Ukraina, w związku z niezaawansowaniem dostosowania własnych sił zbrojnych do standardów NATO będzie musiała jeszcze poczekać. To w odpowiedzi na te właśnie pogłoski przedstawiciele ukraińskiego resortu obrony zaczęli w ostatnim czasie podkreślać fakt, że za rządów Zełenskiego przyjęto natowskie standardy, które obecnie regulują już 14 proc. procedur w ukraińskich siłach zbrojnych, a sam proces ich implementacji znacznie przyspieszył. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na te fragmenty oświadczenia państw Bukaresztańskiej Dziewiątki, zawarte w punkcie 10, które mówią o tym, że sygnatariusze dokumentu „zachęcają państwa aspirujące aby te kontynuowały niezbędne reformy i podejmowały decyzje” przybliżające je do członkostwa w NATO. Następnie padają sformułowania na temat potrzeby przestrzegania standardów demokratycznych rządów prawa i „pełnego” wywiązywania się z przyjętych umów i zobowiązań międzynarodowych. I wreszcie, ten punkt konkludowany jest zdaniem, że sygnatariusze będą wspierać starania aspirantów. Trudno zapisy te odczytać w inny sposób niźli jako potwierdzenie tego, iż zdaniem państw uczestniczących w spotkaniu w Bukareszcie, zaawansowanie reform nie pozwala już teraz na otworzenie Ukrainie i Gruzji drogi do NATO.
Oświadczenie Białego Domu
Podobnie potraktować należy niezwykle lakoniczny komunikat Białego Domu, który ukazał się po spotkaniu w Bukareszcie, w obradach, którego wziął udział, co warto przypomnieć, zarówno prezydent Biden, jak i szef NATO Stoltenberg, a także Antony Blinken. W oświadczeniu, które w gruncie rzeczy składa się z kilku okrągłych dyplomatycznych figur retorycznych mówi się o po pierwsze, o woli odbudowy sojuszy i wzmocnieniu relacji transatlantyckich. Następnie mowa jest o chęć współpracy Stanów Zjednoczonych z państwami uczestniczącymi w spotkaniu w Bukareszcie w szeregu kwestii, a konkretnie wymienione są sprawy związane z bezpieczeństwem pandemicznym, klimatem, energetyką i wychodzeniem z kryzysu. Wreszcie Prezydent Biden wyraża „poparcie dla wzmocnienia odstraszania i potencjału obronnego NATO, a także znaczenie, zwiększania przez Sojuszników ich odporności na szkodliwe działania gospodarcze i polityczne naszych strategicznych konkurentów”.
Komunikat został, jak się wydaje, w taki sposób skonstruowany, aby oddalić podejrzenia na temat tego, że Waszyngton buduje w obrębie NATO jakąś platformę polityczną w oparciu o kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Stąd podkreślanie wagi wzmocnienia więzi transatlantyckiej i koncentrowanie się, w części w której mówi się o konkretnych polach współpracy, na obszarach nie mających wiele wspólnego z wojskowością i polityką Paktu na wschodniej flance. Kiedy już pojawiają się wątki tego rodzaju, to mowa jest o całym Pakcie i nie bez powodu Biały Dom przywołuje obecność na szczycie Jensa Stoltenberga, symbolizującego jedność NATO. Ostatnie zdanie komunikatu Białego Domu, w którym mowa jest o znaczeniu demokratycznych standardów i przestrzegania zasad państwa prawa, zarówno w domu, w państwach Aliansu jak i poza jego granicami, można odebrać jako przytyk do Polski, i tak niektórzy nasi komentatorzy interpretują pojawienie się tego rodzaju sformułowania, ale również odnosić do państw aspirujących do członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim, które zresztą nie zostały w oświadczeniu wymienione. Warto też przypomnieć, że Blinken w Kijowie wielokrotnie podkreślał, że droga Ukrainy do NATO może zostać otwarta dopiero po tym jak pozytywnie zostanie oceniona zarówno determinacja we wdrażaniu reform, jak i ich zaawansowanie.
Wydaje się, że Biały Dom koncentruje się obecnie przede wszystkim na spotkaniu Biden – Putin i nie zaryzykuje żadnych kroków, które mogłyby wystawić to przedsięwzięcie na szwank. Tym bardziej, że Moskwa wysyła dość czytelne sygnały. 9 maja Putin rozmawiał telefonicznie z Łukaszenką, a w oficjalnym komunikacie znalazło się sformułowanie, że jednym z poruszanych tematów była kwestia starań Ukrainy o otwarcie drogi ewentualnego członkostwa w NATO. Rzecznik Kremla, Pieskow powiedział też w ostatnich dniach, że uruchomienie procedur akcesji „nie pomoże rozwiązać” problemu sytuacji w Donbasie. Zresztą, w Waszyngtonie też wiele się robi, aby nie zaogniać obecnie sytuacji. Świadczy o tym choćby to, że mimo twardych wypowiedzi Blinkena w kwestii Nord Stream 2 kolejnych sankcji nie widać, a po ataku hackerskim na system rurociągów Colonial, za którym stała rosyjska grupa DarkSide Biden powiedział, że „nie otrzymał raportów wywiadu mogących świadczyć o tym, że za atakiem na Colonial Pipeline stał Kreml”. Ta ostatnia opinia rozbawiła ekspertów w zakresie cyber-bezpieczeństwa, którzy są przekonani, że grupa hackerska działająca z takim rozmachem i na taką skalę jak DarkSide nie może funkcjonować bez protekcji ze strony służb specjalnych, w tym wypadku rosyjskich.
W Kijowie, można przypuszczać, że odczytano sytuację w ten sposób, iż teraz należy po pierwsze przyspieszyć walkę z oligarchami, bo tego oczekuje Waszyngton, a po drugie, również Moskwie zależy na spotkaniu Biden – Putin. A to otworzyło „okienko możliwości”, w czasie którego można będzie osłabić prorosyjską formację kierowaną i finansowaną przez Medwedczuka. Jeśli Kreml zdecyduje się na zaostrzenie, to być może do spotkania obydwu prezydentów nawet nie dojdzie. Ale tym nikt chyba na Ukrainie nie będzie się martwił.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/550592-zelenski-przekonuje-bialy-dom-ze-ukraina-dorosla-do-nato