W niedawnym wywiadzie dla wojskowego dziennika Krasnaja Zwiezda Fiodor Łukianow, jeden z najbardziej wpływowych rosyjskich specjalistów ds. polityki zagranicznej, powiedział że obecnie w Rosji funkcjonują dwie szkoły myślenia o tym, na czym Moskwa winna skoncentrować się w najbliższych latach.
On skłania się raczej ku tym, którzy myślą, że w obecnych niepewnych czasach, kiedy nie ukształtowały się jeszcze kontury przyszłego ładu, Federacja Rosyjska winna w większym stopniu skupić swą uwagę na problemach wewnętrznych, wyczekując jak rozwinie się sytuacja międzynarodowa. Ale jest również druga szkoła, której zwolennicy są zdania, że właśnie teraz Rosja winna przystąpić do kontrataku.
„Szkoła kontrataku”
Wydaje się, że czołowym przedstawicielem „szkoły kontrataku” jest Timofiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, głównego dziś pro-kremlowskiego think tanku zajmującego się kwestiami polityki zagranicznej. Warto poznać argumentację Bardaczowa i to, w jaki sposób postrzega on naturę relacji międzynarodowych. Punktem wyjścia wywodu, który Bardaczow zaprezentował w artykule opublikowanym na łamach periodyku Rossija v Globalnoj Politikie, jest wycofanie się Stanów Zjednoczonych, po 20 letniej interwencji, z Afganistanu. Wydarzenie, zdaniem rosyjskiego eksperta symboliczne, które porównać można do ewakuacji amerykańskich sił zbrojnych z Wietnamu. Polityczne skutki obydwu porażek militarnych będą podobne. Po przegranej wojnie i ewakuacji Sajgonu, Stany Zjednoczone straciły możliwość decydowania o kształcie politycznego układu sił w Azji Płd.-Wschodniej. Wówczas powstał układ autonomiczny z udziałem regionalnych graczy i, zdaniem Bardaczowa, z podobną sytuację będziemy mieć obecnie w Afganistanie i wokół Afganistanu. Liczyć się będzie polityka Pakistanu, Turcji, Rosji i Chin, każde z tych państw będzie starało się wpłynąć na sytuację w Kabulu, ale jednocześnie unikać bezpośredniego zaangażowania i tym bardziej odwoływania się do arbitrażu czy pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych.
Kres dominacji USA
To zaś oznacza, że w przeszłość odchodzi i już nie wróci układ sił na poziomie międzynarodowym, w którym Waszyngton mógł być w różnych konfiguracjach i sferach głównym rozgrywającym. Mamy do czynienia z kresem dominacji Stanów Zjednoczonych w skali globalnej, zarówno na poziomie politycznym jak i wojskowym, gospodarczym czy instytucjonalnym. Zmierzch amerykańskiej hegemonii, dostrzegany również przez elity Stanów Zjednoczonych, uruchomi naturalny proces przechodzenia do polityki równowagi sił, tylko, że teraz, odmiennie niźli po zakończeniu II wojny światowej, w realiach znacznie gorszych dla Stanów Zjednoczonych. Wówczas, jak zauważa Bardaczow, amerykańska elita strategiczna kierowała się w gruncie rzeczy przesłaniem zawartym w pracy Nicolasa Spykmana, który na rok przed swoją śmiercią, w 1942 roku wydał książkę „Strategia Ameryki w światowej polityce”. Spykman budował swą wizję w oparciu o dwie żelazne zasady – po pierwsze w polityce międzynarodowej czynnikiem rozstrzygającym jest siła wojskowa i po drugie ład międzynarodowy charakteryzuje się dążeniem do chwiejnej równowagi sił, której wszakże nigdy nie udaje się osiągnąć, a z pewnością nie na długo. Zdaniem Bardaczowa o ile amerykańskie elity bardzo dobrze przyjęły pierwszy aksjomat Spykmana, bo polityka Stanów Zjednoczonych w okresie powojennym budowana była w oparciu o kościec wojskowej supremacji, o tyle z niezrozumieniem spotkało się drugie przesłanie jednego z ojców geopolityki, to mówiące o równowadze sił, która ze swej natury jest zawsze zmienna, labilna i dynamiczna. Amerykanie, zwłaszcza po upadku ZSRR, uwierzyli, że możliwa jest budowa stabilnego, hierarchicznego ładu międzynarodowego, który nie będzie kwestionowany przez innych a zarazem konserwował będzie pozycję Stanów Zjednoczonych. Z tego złudzenia wynikają porażki amerykańskiej polityki zagranicznej, ale również nauki, jaki winni wyciągnąć inni, w tym oczywiście Rosja.
Po pierwsze złudzeniem jest przekonanie, że można zbudować stabilny system bezpieczeństwa. Nawet można powiedzieć, pisze o tym Bardaczow, że hołdowanie takiemu poglądowi stanowić może niebezpieczną pułapkę. Dążąc bowiem do stworzenia wymarzonego, optymalnego systemu bezpieczeństwa, w którym brak jest poważniejszych zagrożeń, kraj marnotrawi swe zasoby i siły, co w konsekwencji prowadzi do jego osłabienia i wzrostu poczucia zagrożenia. A zatem nie można mówić o jakimś docelowym modelu, ale o chwilowej, co w realiach polityki na poziomie międzynarodowym oznacza perspektywę kilku-kilkunastu lat, równowadze. Obecnie głównym zadaniem Rosji, taką myśl wprost formułuje Timofiej Bardaczow, jest ostateczne wyparcie Stanów Zjednoczonych z Eurazji, ale nawet realizacja tego celu nie oznacza „końca historii” czy wejścia Rosji do jakiejś „krainy szczęśliwości”, a jedynie może być w dłuższej perspektywie traktowane jako zamknięcie jednej z faz politycznych i rozpoczęcie kolejnej. „Po wycofaniu się (Stanów Zjednoczonych) z Afganistanu zniszczenie państwa ukraińskiego, którego istnienie jest główną przyczyną napięć między Rosją a głównymi mocarstwami europejskimi spowodowałoby jeszcze większe szkody dla obecności amerykańskiej. Na pierwszy rzut oka Ukrainy nie będzie - nie będzie powodu do konfliktu między Rosją a francusko-niemiecką Unią Europejską, a europejski ład międzynarodowy nabierze stosunkowo kompletnej formy”. Jednak nawet realizacja tego planu nie oznacza powstania statycznego układu sił w Euro-Azji, bo pojawią się nowe konstelacje, nowe interesy i cele, tez nowe wyzwania i dlatego Rosja musi być „zawsze gotowa”.
Formuła samoizolacji
Realistycznie pojmowana polityka zagraniczna, w opinii, Bardaczowa wyklucza myśl o jakiejkolwiek formule samoizolacji. Przede wszystkim dlatego, że Rosja będzie musiała w najbliższych latach, nawet jeśli uda jej się wypchnąć Stany Zjednoczone z Europy, realizować całą masę zadań o charakterze taktycznym, a nie można tego robić rezygnując z aktywności i koncentrując się wyłącznie lub w przeważającym stopniu na własnych problemach. Na Zachodzie Rosja będzie musiała uprawiać politykę powstrzymywania Stanów Zjednoczonych, na Wschodzie, w Azji, przekonywać mniejsze państwa, aby uznały hegemoniczną pozycję Chin, w relacjach z Pekinem Moskwa będzie zmuszona skupić swe wysiłki na przekonaniu chińskich elit strategicznych, aby nie nadużywały swej pozycji, wreszcie w Azji Środkowej trzeba będzie, głównie ze względów bezpieczeństwa, ale również dobrze pojętego interesu własnego, dążyć do przyjaznej integracji państw regionu. „Sukces taktyczny we wszystkich tych kwestiach – jak pisze Bardaczow – może być wyłącznie wynikiem połączenia wysiłków wojskowych i dyplomatycznych”.
Przy czym Rosja, o czym wprost pisze Bardaczow, musi myśleć o sobie zawsze w kategoriach aktywnego gracza. „Ale jednocześnie nie możemy zapominać – konkluduje rosyjski ekspert - o strategicznym imperatywie - stałym utrzymywaniu wielostronnej równowagi sił w Eurazji i poza nią, przy udziale coraz większej liczby niezależnych graczy. Rosja nie może myśleć o samoizolacji w uproszczonym znaczeniu tego pojęcia ze względu na swe położenie geograficzne. Udział w sprawach sąsiadów i użycie siły poza granicami kraju podyktowane jest nie tyle jej statusem w globalnej hierarchii, co względami własnego bezpieczeństwa”.
W innym swoim artykule, w którym Bardaczow omawia geostrategiczną sytuację państw Azji Środkowej zarówno w kontekście sytuacji w Afganistanie, jak i niedawnej „wojny jednodniowej” między Kirgizją a Tadżykistanem, pisze on, że Rosja zmuszona będzie do stworzenia regionalnego porozumienia gwarantującego bezpieczeństwo. Decyduje o tym z jednej strony otwarty charakter granicy Rosji z Kazachstanem, z drugiej zaś jej wojskowy potencjał i relatywna słabość państw Azji Środkowej. W jego opinii powstała po wycofaniu się Amerykanów z Afganistanu próżnia polityczna wręcz skłoni państwa Azji Środkowej do tego, aby szukać „opieki” ze strony Moskwy. Tylko, że nowy układ relacji nie będzie już, w opinii Bordaczowa, przypominał czasów ZSRR. Nastąpiła zresztą już zmiana pokoleniowa i w Rosji nieobecne są, w jego opinii, sentymenty i nostalgie, które mogłyby kogokolwiek skłonić do asygnowania części własnych środków, aby rozwiązywać wewnętrzne problemy państw regionu. Rosja nie będzie własnym kosztem stabilizowała sytuacji w Kirgizji czy Tadżykistanie. Musi powstać nowy model relacji, w gruncie rzeczy o charakterze transakcyjnym, kiedy to państwa będące „odbiorcami” rosyjskiej polityki bezpieczeństwa będą za to płacić. Tym bardziej, że region nie jest i w opinii Bordaczowa w najbliższym czasie nie będzie źródłem zagrożenia dla Rosji. Nie musi ona zatem rozpraszać swojego potencjału. Chcieliby tego przeciwnicy Moskwy, bo w ten sposób mogła by osłabnąć siła oddziaływania Federacji Rosyjskiej na głównych dla jej interesów „kierunkach”, ale tak się nie stanie, bo rosyjskie elity mają świadomość sytuacji.
Bardaczow nie pisze tego wprost, ale dość oczywistym wnioskiem jaki można wyciągnąć z jego wystąpień jest ten, iż „drugi Afganistan”, bezcelowe zaangażowanie w państwie o drugorzędnym znaczeniu, co prowadziło do wyczerpania potencjału ZSRR, już się nie powtórzy. Priorytety Moskwy leżą gdzie indziej – warto przypomnieć co wprost napisał rosyjski ekspert – zniszczenie państwa ukraińskiego doprowadzić może do „wypchnięcia” Stanów Zjednoczonych z Europy i ułożenie relacji Federacji Rosyjskiej z francusko-niemieckim duetem.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/550212-jak-moskwa-powinna-kontratakowac-glos-z-rosji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.