Konto Donalda Trump na Facebooku pozostanie zawieszone. Tak trzy dni temu zdecydował panel doradczy (Oversight Board) tego serwisu. Z kolei Twitter, jak poinformowały media, zawiesił w ostatnim czasie kilka kont, które w ocenie firmy, miały na celu przekazywanie wiadomości byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, które ten zamieszczał na swoim blogu. W ocenie dziennika „New York Times”, decyzja Facebooka nie rozwiązuje dylematu mediów i demokracji.
CZYTAJ WIĘCEJ: Znów cenzura. Twitter blokuje konto „Z biurka Donalda J. Trumpa”. Założyciel TT przyznaje: „To porażka w prowadzeniu zdrowej rozmowy”
Słabnie światło Zachodu
Zachód, a konkretnie jego wartości, kultura, styl życia, związane z nim nadzieje i szanse, przez dziesięciolecia były latarnią morską wskazującą drogę reszcie świata. Demokracja liberalna przez swoich najzagorzalszych wyznawców została uznana za najdoskonalszy system, który należy rozprzestrzeniać na całym globie. Trzeba przyznać, że w tej kwestii jej piewcy mają na swoim koncie wiele sukcesów, ale również wiele porażek. Największą jest bez wątpienia Bliski Wschód, gdzie „wprowadzanie” demokracji skończyło się destabilizacją całego regionu. Ale i sama demokracja liberalna cierpi na coraz więcej chorób, wystarczy tu wspomnieć o poprawności politycznej czy „cancel culture”. Ale to tylko czubek góry lodowej, bo wyzwań stojących przez liberalnymi elitami jest cała masa. Inną kwestią jest to, czy są oni wstanie na nie odpowiedzieć.
Nie chcę jednak w tym tekście skupić się na problemach demokracji liberalnej, a raczej na innej latarni, której światło staje się coraz mocniejsze, a tym samym zaczyna sobie rościć prawo do równego traktowania względem latarni „Zachód”, a koniec końców do objęcia pierwszeństwa wśród latarni.
Chiny rzucają rękawicę
Pekin rzucił wyzwanie Zachodowi, którego największym i najważniejszym przedstawicielem są Stany Zjednoczone, nie w kwestii gospodarczej, ale także na polu wartości.
Cofnijmy się do amerykańsko-chińskiego spotkania w Anchorage na Alasce, które szczegółowo na naszym portalu omówił Marek Budzisz.
Chiny, jak powiedział Yang, opowiadają się za systemem światowym, którego sworzniem jest ONZ i to tam zgromadzone narody, mogą na własny użytek oceniać, która demokracja jest lepszym systemem – w stylu amerykańskim czy chińskim. Gdyby patrzeć na badania opinii publicznej, dodał, to wielu Amerykanów ma znacznie mniejsze zaufanie do systemu politycznego panującego w ich ojczyźnie niźli Chińczycy wobec własnego. Yangowi nie chodziło w tym wypadku o przytyk pod adresem Stanów Zjednoczonych, ale o podkreślenie, co zresztą później zrobił mówiąc, że umowny Zachód nie reprezentuje już jednego prawomocnego modelu ustrojowego, nie może domagać się monopolu na rozumienie praw człowieka i wreszcie nie jest, z liczebnego punktu widzenia już w świecie w większości
—pisał Budzisz, relacjonując wystąpienie Yanga Jiechi, byłego ministra spraw zagranicznych Chin, obecnie szefa wydziału ds. międzynarodowych w centrali chińskiej Partii Komunistycznej i doradcę ds. polityki zagranicznej premiera Chin.
CZYTAJ WIĘCEJ: MAREK BUDZISZ: Sprawdźmy siłę naszych sojuszy. O rozmowach amerykańsko-chińskich na Alasce. Były twarde, momentami brutalne
Nie dziwię się Chińczykom, że bezceremonialnie i pewnie siebie wypowiadają się o systemie politycznym, który panuje w USA, ale i w naszej części świata. Liderzy świata Zachodu, sami swoimi decyzjami podejmowanymi w relacjach z Chinami, dają Pekinowi argumenty do krytykowania demokracji liberalnej. Czy mając mając usta pełne frazesów o prawach obywatelskich, prawach człowieka, można podpisywać gospodarcze umowy z Chinami tylko deklaratywnie upominając się o Ujgurów czy Hongkong? Jak można upominać się o wolność słowa i poszanowanie politycznej opozycji w Chinach, gdy jednocześnie na Zachodzie mamy do czynienia z cenzurą i z odsądzaniem od czci i wiary tych, którzy odważyli się kontestować absurdy liberalnego świata? Ale Chińczycy wykorzystują też inne sytuacje do tego, aby uderzyć w Zachód.
Chiny wykorzystują pandemię
Yu Ning, komentatorka powiązanego z Komunistyczną Partią Chin portalu „Global Times”, w jednym ze swoich artykułów z końca grudnia zeszłego roku, przekonywała, że o wyższości chińskiego systemu politycznego nad zachodnim świadczy m.in. liczba zgonów z powodu Covid-19.
Widzimy, że interesy polityczne i gospodarcze są przedkładane ponad życie ludzi, a po około 10 miesiącach zamieszania, chaosu i śmierci, w Stanach Zjednoczonych nadal nie ma jasnej i spójnej strategii antywirusowej. Co więcej, nie widzieliśmy żadnych polityków, urzędników ani instytucji pociągniętych do odpowiedzialności za tę katastrofę
—przekonywała Ning.
Natomiast w innym ze swoich tekstów pisała:
W szczególności pandemia COVID-19 rzuciła światło na zalety instytucjonalne Chin, jednocześnie ujawniając luki w zarządzaniu w Stanach Zjednoczonych i innych krajach zachodnich. (…) Wiele z nich pogrążyło się w bagnie, w wyniku którego ich gospodarka kurczy się, a zdrowie i życie ludzi są trudne do zagwarantowania.
A to jeszcze inny fragment, tym razem poświęcony prawom człowieka.
Dla Stanów Zjednoczonych i innych krajów zachodnich kwestia praw człowieka jest polityczną piłką nożną, którą uprawiają, by stłumić te kraje, które są dla nich cierniem. Nic ich nie obchodzi sytuacja praw człowieka w Chinach. Chiny zrealizowały misję niemożliwą do wykonania, wykorzeniając ubóstwo absolutne w kraju o łącznej populacji 1,4 miliarda
—pisze reporterka „Global Times”.
To tylko trzy pierwsze z brzegu przykłady chińskiej propagandy idącej w świat. Yu Ning po tym, jak Pekin zakazał BBC World News nadawania w Chinach kontynentalnych, napisała, że Chiny nie potrzebują wolności prasy w zachodnim stylu, oskarżając stację o manipulację i rozpowszechnianie kłamstw na temat jej kraju. Z kolei redaktor naczelny „Global Times” Hu Xijin, w opublikowanym kilka dni temu tekście, oskarżył zachodnie media o bezczynność i przyzwolenie na niesłuszne wojny, a także o brak zaangażowania w edukowanie ludzi w skutecznej walce z pandemią Covid-19. Oskarżył je również o „rozpalanie nowej ‚zimnej wojny’” i odegranie roli „niszczyciela pokoju na świecie”.
Co wspólnego ma z tym wszystkim Donald Trump? Decyzje podjęte przez Twitter i Facebook wobec byłego prezydenta USA są tylko wodą na płyn chińskiej propagandy. Trudno domagać się od Chińczyków poszanowania wolności słowa, gdy jednocześnie medialne koncerny, przy cichym przyzwoleniu elit liberalnego (sic!) świata, cenzurują byłego przywódcę największego mocarstwa na świecie, stosując arbitralne kryteria. Ale i coraz mocniej zaciskająca się na gardle wolności słowa dłoń poprawności politycznej sprawia, że Pekin nie ma problemu z odrzucaniem zarzutów o podobne działania na terytorium Chin. Przeciwstawienie się atakom na liberalne wartości demokratyczne wymaga zdecydowanej reakcji. Przede wszystkim obrońcy liberalnej demokracji muszą pokazać, że sami nadal uważają, że warto o te wartości walczyć. W pierwszej kolejności jednak, musieliby jednak przyjąć, że również demokracja liberalna ma swoje wady, że jak uczył papież Jan Paweł II, demokracja bez „wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”, a ci, którzy przed tym ostrzegają, nie są jej przeciwnikami.
Chiny, choć zapewniają, że nie zależy im na hegemonii, ale na owocnej współpracy z Zachodem, będę bez wątpienia robić wszystko, aby zniechęcić do naszych wartości, jak największą część świata. Przegrana na tym polu, może nasz świat popchnąć ku przepaści.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/550158-pekin-rzucil-rekawice-usa-rowniez-na-polu-wartosci