Patriarcha Cyryl, głowa rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej, w swej homilii wygłoszonej w przeddzień prawosławnej Wielkiej Nocy zawarł wątki polityczne, które zaskoczyły wszystkich.
Otóż ten hierarcha, uważany za człowieka bliskiego Kremlowi, a nawet za kogoś, kto ma bezpośredni dostęp do ucha Władimira Putina, ostrzegł władze w swym wystąpieniu przed „staczaniem się w tyranię”.
Sprawowaniu władzy, która wymaga niekiedy ograniczania wolności innych, nie może towarzyszyć osobista duma i wywyższenie - wtedy władza staje się tyranią.
Jak ewoluuje sytuacja w Rosji?
Ta dość umiarkowana krytyka wygłoszona przez Cyryla uznana została przez internautów za wyraz zaniepokojenia rosyjskiej Cerkwii kierunkiem ewolucji sytuacji w kraju. Ilja Łatypow, psycholog z Chabarowska napisał w portalu Sibir.Reali, że w jego opinii, sformułowanej na podstawie własnych doświadczeń jak i rozmów z innymi specjalistami, psychologiczna sytuacja w Rosji szybko podlega degradacji. Nasila się szpiegomania, poszukiwanie wrogów, opozycję zaczyna traktować się w kategoriach V kolumny i rośnie, to co budzi jego największe zaniepokojenie akceptacja wojny jako sposobu „rozprawienia się” z wrogiem zarówno wewnętrznym jak i zewnętrznym.
Z kolei Mark Galeotti, szanowany brytyjski ekspert ds. Rosji, uważa, że właśnie następuje na naszych oczach znamienna ewolucja rosyjskiego systemu władzy, który z miękkiego autorytaryzmu przekształca się w jego twardą wersję znacznie bardziej represyjną, agresywną i zmilitaryzowaną. W tym ostatnim wypadku nie chodzi tylko o dominację przedstawicieli służb siłowych, ale też o militaryzację umysłów, spojrzenia na świat ludzi władzy w Rosji, którzy zaczynają myśleć, w pewnym uproszczeniu to ujmując, że są na froncie i takie decyzje zaczynają podejmować.
Dotyczy to zresztą, jak można wnosić na podstawie ostatniego sondażu Centrum Lewady nie tylko obozu władzy, ale szerzej, całego społeczeństwa Federacji Rosyjskiej. 48 proc. ankietowanych, przez ten uznawany za niezależny i dlatego wpisany przez władze na listę „obcych agentów” ośrodek badania opinii publicznej, uznało Stany Zjednoczone i NATO za głównego sprawcę ostatniego zaostrzenia sytuacji na granicy rosyjsko – ukraińskiej. Dodatkowe 20 proc. skłonne jest za to obwiniać władze w Kijowie, a tylko 4 proc. Rosję i 2 proc. nieuznawane „republiki ludowe” Donbasu. Pogląd o tym, że to Stany Zjednoczone winne są zaostrzeniu sytuacji dominuje we wszystkich grupach wiekowych Rosjan, w tym tych, które do tej pory uznawane były za najbardziej krytyczne wobec władz, czyli wśród ludzi mających od 18 do 24 lat (36 proc. ankietowanych podziela taką ocenę). 43 proc. ankietowanych jest za tym aby w razie wybuchu starć na Ukrainie Rosja przyszła „republikom” Donieckiej i Ługańskiej z pomocą, identyczna liczba osób jest przeciwnego zdania. 65 proc. badanych twierdząco odpowiedziało na pytanie czy jeśli Doniecka i Ługańska „republiki” poproszą o przyłączenie do Rosji, to czy należy pozytywnie rozpatrzeć ich wniosek. Ciekawie też wygląda odpowiedź na pytanie w jaki sposób zmieni się postrzeganie przez Rosjan Władimira Putina, jeśli wybuchnie wojna z Ukrainą. Otóż 42 proc. biorących udział w badaniu odpowiedziało, że ich postrzeganie Prezydenta FR nie zmieni się, 16 proc., że jego autorytet wzrośnie, a 31 proc. było zdania, że wojna spowoduje wzrost niezadowolenia Rosjan z obecnej władzy.
Sondaż ten dość wyraźnie pokazuje kilka prawidłowości. Po pierwsze propaganda władz nadal działa. Co prawda wśród tych którzy korzystają wyłącznie z internetu i sieci społecznościowych mniejsza liczba osób była skłonna winić o wszystko Stany Zjednoczone i Zachód, ale nawet w tych grupach ponad połowa wyznawała taki pogląd. Rosyjski nacjonalizm i ekspansjonizm, na poziomie opinii publicznej, ma się bardzo dobrze. Lansowane i nas przez wielu analityków tezy, iż doświadczenia spadku poziomu życia, po 2014 roku spowodowało zmniejszenie nastrojów nacjonalistycznych, nie znajduje w tym sondażu potwierdzenia. „Gra wojenna” jako zastosowany przez władze mechanizm konsolidacji społecznej wokół obozu władzy nadal wydaje się być narzędziem spełniającym swe funkcje socjotechniczne, zarówno na użytek wewnętrzny jak i zewnętrzny. Kreml równolegle z zaostrzeniem na granicy z Ukrainą energicznie „porządkować” zaczął sytuację wewnętrzną. Uderzono zarówno w niezależne media jak i praktycznie zlikwidowano struktury Nawalnego przygotowując też podstawy prawne do stosowania represji na szeroką skalę, a ostatnio podjęto kroki mające na celu zniszczenie niezależnej adwokatury. Sprawy te nie są uważnie w Polsce śledzone, trzeba więc choćby powierzchownie o nich napisać.
Represje wymierzone w media
Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa FR, które miało miejsce 16 kwietnia, miała podobno zapaść decyzja, o czym informuje portal Meduza, że wszystkie zagraniczne media ukazujące się w języku rosyjskim zostaną w najbliższej przyszłości zablokowane. Z kolei sama Meduza, portal mający swą siedzibę na Łotwie, ale założony przez dziennikarzy, którzy odeszli z Lenta.ru po tym jak właściciel tego portalu zwolnił jej redaktora naczelną Galinę Timczenko pod naciskiem Kremla, został wpisany na listę „agentów zewnętrznych”. Tego rodzaju stygmat pozbawił portal reklam umieszczanych w tym jednym z najpopularniejszych mediów przez rosyjskie firmy, co już zmusiło redakcję do drastycznych cięć (30-50 proc.) w wynagrodzeniach dziennikarzy i zamknięcia biur w Moskwie i w Rydze. Ale to nie jedyne akcje represyjne rosyjskich władz w ostatnich tygodniach wymierzone w niezależne, nieraz niszowe, media. Również w kwietniu jeden z moskiewskich sądów umieścił w areszcie domowym (bez prawa korzystania z internetu i komunikowania się z kimkolwiek prócz adwokatów) redaktora naczelnego i trójkę dziennikarzy moskiewskiego dziennika studenckiego DOXA, którym zarzuca się namawianie niepełnoletnich do popełniania czynów niezgodnych z prawem.
Chodzi o to, że redakcja umieściła film z poparciem dla Nawalnego w sieci i wzywała na demonstracje, w których uczestniczyli również licealiści. Sprawa DOXA nabrała pewnego rozgłosu w świecie, bo w jego obronie wystąpił Sławoj Żiżek, wyzywając Putina, na retoryczny „pojedynek”. Władzom nie podobało się również to, że w styczniu redaktorzy DOXY umieścili w sieci film w którym udowadniali, że wywierana przez władze uczelni presja na studentów aby ci nie uczestniczyli w protestach w obronie Nawalnego jest niezgodna z prawem. Również w kwietniu zatrzymany został Roman Anin, dziennikarz kierujący portalem iStories specjalizującym się w wykrywaniu afer w Rosji. W trakcie ostatnich protestów w obronie Nawalnego rosyjskie media zauważyły, że siły porządkowe szczególnie intensywnie prześladowały relacjonujących wydarzenia dziennikarzy, wielu zostało zresztą zatrzymanych, mimo, że nosili kamizelki z wyraźnymi oznaczeniami. Lokalnie represje są ostrzejsze. I tak dziennikarz z Tambowa dostał 30 dni aresztu za to, że relacjonował zgromadzenie w obronie Nawalnego.
Rozprawienie się ze strukturami Nawalnego
Wielu obserwatorów rosyjskiej sceny medialnej jest zdania, że wszystkie te wydarzenia są konsekwencją decyzji, która musiała zapaść na najwyższym szczeblu, której celem jest ostateczna „rozprawa” z niezależnymi mediami. Może być tez wstępem do blokady internetu w Rosji, a przynajmniej stron uznawanych przez Kreml za wrogie. Blokowanie Twittera, które rozpoczęło się w Rosji w marcu miało być czymś w rodzaju „próby generalnej”. Na to nakłada się rozprawa ze strukturami Nawalnego. Leonid Wołkow, kierujący siecią sztabów Nawalnego w całej Rosji poinformował 29 kwietnia o ich rozwiązaniu. Ma to związek zarówno z trwającą procedurą uznania tej organizacji za ugrupowanie ekstremistyczne jak i decyzją prokuratury o tym aby do momentu wydania przez sąd postanowienia (raczej nikt nie ma wątpliwości jakie ono będzie) wydać zakaz działalności sztabów. Wołkow nie miał innego wyjścia, bo w świetle rosyjskiego prawa za jakąkolwiek formę promowania organizacji uznanej za ekstremistyczną (np. re-tweet postu, nawet sprzed lat) można w Rosji trafić na wiele lat do więzienia. Wyjściem nie był też „rebranding” ruchu Nawalnego, zmiana formuły działania czy barw organizacji, bo teraz o tym czy mamy do czynienia z kontynuowaniem działalności decydować będą śledczy, co z góry przesądza jakiego rodzaju oceny będą dominować. Zastosowana przez władze formuła, jak uważają rosyjscy politolodzy, umożliwi też służbom prześladowanie w przyszłości znanych aktywistów politycznych, którzy regularnie i prewencyjnie będą sprawdzani czy nie mają związków z organizacją ekstremistyczna. Tego samego dnia rosyjskie media poinformowały, że wobec Nawalnego, Wołkowa i Iwana Żdanowa, dyrektora Fundacji Walki z Korupcją rozpoczęło się nowe śledztwo, tym razem z artykułu, niezwykle rzadko do tej pory „używanego” w Rosji. Mówi on o utworzeniu „organizacji niekomercyjnej, która narusza prawa obywateli”. W ostatnich 12 latach tylko ok. 10 osób zostało skazanych na jej podstawie. Zdaniem prawników władze zdecydowały się na „użycie” tego rodzaju artykułu kodeksu karnego dlatego, że pozwala on na bardzo szeroką interpretację i zaliczenie do kręgu ściganych osób nie tylko członków oskarżonej organizacji, ale również jej sympatyków. Wszystko to razem wzięte oznacza, że władze nie tylko rozbijają opozycję prześladując jej liderów, ale mogą też, jeśli zastraszenie się nie powiedzie, uciec się do represji na szerszą skalę.
Warto wreszcie zwrócić uwagę również na fakt, że w stan oskarżenia postawiono pod koniec kwietnia adwokata Iwana Pawłowa, który kierował grupą petersburskich obrońców, również w sprawach politycznych, Komanda 29. Formalnie zarzucono mu ujawnienie tajnych materiałów w sprawie oskarżonego o szpiegostwo dziennikarza Iwana Sofronowa, ale przedstawiciele rosyjskiej palestry są zdania, że w gruncie rzeczy chodzi w tym wypadku o zastraszenie środowiska i pozbawienie przedstawicieli opozycji ochrony prawnej przed rosyjskimi sądami. Zresztą sama sprawa Safronowa wygląda mocno podejrzanie, nie wiadomo czy nie została wręcz spreparowana przez przedstawicieli resortów specjalnych.
Julia Łatynina, opozycyjna rosyjska dziennikarka, jest zdania, że to zaostrzenie polityki władzy nie jest chwilowe, ale ma charakter świadomego manewru. W jej opinii na Kremlu doszli zapewne do wniosku, że sankcje Zachodu nie tylko nie przysporzą Rosji większych problemów, ale wręcz przeciwnie, władza będzie mogła je politycznie zdyskontować. Z jednej strony, konsolidując opinię publiczną wokół idei „Rosji oblężonej twierdzy”, z drugiej zaś, wyjaśniając rodakom, że źródłem ich biedy i niedostatku jest wroga polityka kolektywnego Zachodu.
Wydaje się zatem, że mamy do czynienia z wyraźną ewolucją rosyjskiego reżimu, który przestaje już być miękkim a staje się twardym autorytaryzmem postrzegającym każdy wyraz opozycyjnej aktywności w kategoriach działania V kolumny. Widać też w oficjalnej narracji wyraźny wzrost temperatury wystąpień antyzachodnich, czy wręcz wojennych i rewizjonistycznych. Fiodor Łukianow, wpływowy rosyjski ekspert w zakresie spraw międzynarodowych, mówi w wywiadzie wprost, że w gronie rosyjskiej elity ukształtowały się obecnie dwie grupy poglądów. Przedstawiciele obydwu są zdania, że w najbliższych latach liczyła się będzie siła, przede wszystkim wojskowa. Różni ich tylko pogląd na temat najlepszej strategii Rosji. Pierwsza grupa opowiada się za strategią wyczekiwania i wejścia do gry dopiero kiedy sytuacja w świecie i regionie się wyklaruje. Zwolennicy drugiej są zdania, że już teraz „Rosja winna przejść do kontrataku”, bowiem ten kto jest w defensywie, w dłuższej perspektywie przegrywa. Wydaje się, że od tego, która grupa przeważy na Kremlu, zależy nie to czy, ale kiedy, Rosja pokaże na czym polega w jej wydaniu nowa „polityka siły”.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/549434-rosja-utwardzanie-dyktatury