Wczoraj arabskie media, a za nimi amerykański Bloomberg poinformowały, że władze Sudanu wstrzymują realizację porozumienia z Rosją w sprawie budowy bazy wojennej nad Morzem Czerwonym. Były dowódca rosyjskiej floty czarnomorskiej admirał Komodow, wypowiadając się w tej sprawie dla Agencji Interfax powiedział, że jego zdaniem jest to efekt presji Stanów Zjednoczonych. Jego słowa trzeba jednak uznać za spekulację, bo na poparcie swych tez nie przytoczył żadnego argumentu.
Oficjalnie, rosyjska ambasada w Chartumie poinformowała, że podpisane w grudniu ubiegłego roku porozumienie wchodzi w życie wraz z jego ratyfikacją przez obie strony, co jeszcze nie nastąpiło i w związku z tym trudno mówić o wstrzymaniu wykonania czegoś co jeszcze nie obowiązuje, mało tego rosyjska strona nie otrzymała w tej sprawie żadnego sygnału. Sprawa jest niejasna, niektóre rosyjskie media powołując się na sudańskie źródła utrzymują, że ograniczenie obecności nie dotyczy wyłącznie rosyjskich sił zbrojnych, ale również amerykańskich, więc trudno oceniać z czym mamy do czynienia.
Ciekawe doniesienia z różnych zakątków świata
Podobnie niejasne są informacje napływające z Laosu. Na początku kwietnia radio Wolna Azja poinformowało, że rosyjscy specjaliści przystąpili o karczowania lasu i czyszczenia terenu o obszarze około 500 ha, na którym ma powstać lotnisko wojskowe i towarzyszące mu obiekty. Prace prowadzone są w północno – wschodniej prowincji Xieng Khouang graniczącej z Wietnamem. Prashanth Parameswaran, analityk wojskowy japońskiego portalu The Diplomat jest zdania, biorąc pod uwagę wcześniejsze związki armii obydwu państw, że w tym wypadku chodzić może nie tylko o instalacje, które będą wykorzystywane przez siły zbrojne Laosu, ale również, niejako przy okazji powstać może rosyjska baza wojskowa. W jego opinii Moskwie zależeć może na stworzeniu czegoś w rodzaju „hubu wojskowego” co w przyszłości ma pomóc rozwijać zarówno eksport sprzętu jak i współpracę szkoleniową z krajami ASEAN. Rosja w tym wypadku wykorzystuje nie tylko stare, jeszcze z czasów komunistycznych, relacje i związki, ale również może być postrzegana przez państwa regionu jako alternatywa wobec zbyt wielkiego uzależnienia od Chin. Możemy mieć w tym wypadku, jak uważa Parameswaran do czynienia z ciekawą formułą rywalizacji o wpływy w państwach Azji Płd.-Wsch. Między Pekinem a Moskwą.
Wczoraj rosyjska prasa informowała też o zwołanej w trybie nadzwyczajnym w stolicy Tadżykistanu Duszanbe naradzie wojskowej państw tworzących prorosyjski blok ODKB. Powodem tego kroku była sytuacja w Afganistanie i to co może stać się w tym kraju po wycofaniu się stamtąd koalicji państw NATO. Według Sergieja Szojgu sytuacja, z wojskowego punktu widzenia pogarsza się, już obecnie Talibowie kontrolują znaczną część kraju a w ocenie Sztabu Generalnego na granicy z państwami ODKB, czyli z Tadżykistanem bo Uzbekistan ani Turkmenistan nie są członkami tej organizacji, działa liczące sobie 15 tys. bojowników zgrupowanie Talibanu, którego członkowie w każdej chwili mogą przejść granicę, co prowadzić może do destabilizacji sytuacji w regionie. Ale to nie jedyne zagrożenie. Zdaniem specjalistów z rosyjskiego Instytutu Dalekiego Wschodu 60 proc. budżetu Talibanu pochodzi z handlu narkotykami, głównie twardymi pochodnymi opium. Bojownicy ugrupowania kontrolują 85 proc. terytoriów na których uprawiane jest opium, a sam Afganistan dostarcza 90 proc. światowej jego podaży. W praktyce oznacza to zarówno ryzyko ekspansji radykalnego islamu do krajów Azji Środkowej, ale również do Rosji oraz przejmowanie, co już zaobserwowano, kanałów przerzutu narkotyków prowadzących przez Rosję do Europy Zachodniej. Po potencjalne połączenie aktywności kryminalnej z ekstremistyczną stanowi potencjalnie poważne zagrożenie do którego Moskwa już zaczęła się przygotowywać, o czym niedawno informował Walerij Gierasimow, szef rosyjskiego Sztabu Generalnego mówiąc o zwiększonej liczbie ćwiczeń z udziałem rosyjskich sił zbrojnych w regionie, głównie polegających na ochronie granicy Tadżykistanu. Sytuacja skomplikowała się dodatkowo po tym jak na granicy Kirgizji i Tadżykistanu, a obydwa państwa są członkami bloku ODKB wybuchły również wczoraj niezwykle intensywne, choć krótkotrwałe walki. Siły specjalne Kirgizji zajęły placówkę graniczną Tadżykistanu, jeden z budynków w trakcie walk został spalony. W odpowiedzi Duszanbe postawiło armię w stan wyższej gotowości, mówiło się nawet o ściąganiu w rejon graniczny dodatkowych jednostek. Ten incydent pokazuje do jakiego stopnia skomplikowana jest sytuacja w regionie i, że Rosja ma coraz większe trudności z jej stabilizowaniem.
Nie mniej ciekawa informacja, oczywiście zakładając, że jest ona prawdziwa pojawiła się również wczoraj w Reutersie i zaraz został podchwycona przez rosyjskie media. Otóż zdaniem dziennikarzy w związku z odwieszeniem przez Stany Zjednoczone sankcji wobec 8 białoruskich przedsiębiorstw, wśród których jest rafineria Naftan, pod znakiem zapytania stanęły dostawy, a przynajmniej część dostaw, rosyjskiej ropy naftowej do tego kraju. Główni dostawcy surowej ropy, która jest przetwarzana w białoruskiej rafinerii, czyli rosyjskie firmy Rosnieft i Surgutnieftgaz, jak poinformowano, nie zaplanowały w maju żadnych dostaw, a inni liczący się gracze na tym rynku jeszcze nie podjęli decyzji. Proszeni o komentarz rosyjscy eksperci branżowi z niedowierzaniem komentują tego rodzaju sytuację, zwłaszcza w świetle oficjalnej retoryki rosyjskich władz. Jednak część z nich jest zdania, że Moskwa może chcieć wykorzystać amerykańskie sankcje jako narzędzie dodatkowej presji na Mińsk, który z eksportu artykułów ropopochodnych finansuje znaczącą część swego budżetu, po to aby wymusić dodatkowe ustępstwa. Wydarzenia na Białorusi w ostatnich dniach wyraźnie przyspieszyły. Nie dlatego, że wzrasta intensywność protestów, bo ta akurat maleje, ale ostatnie decyzje zarówno oświadczenie szefowej Centralnej Komisji Wyborczej Lidziji Jarmoszyny o referendum konstytucyjnym, które ma się odbyć wraz z wyborami lokalnymi w styczniu przyszłego roku, jak i Aleksandra Łukaszenki o zamiarze wydania rozporządzenie, które na wypadek jego śmierci przenosiłoby uprawnienia prezydencki na Radę Bezpieczeństwa, wskazują na to, że białoruskie władze rozpoczęły trudny i zawsze ryzykowny w państwach autorytarnych proces transformacji władzy. I wreszcie wydarzenia z Mołdawii, gdzie również wczoraj Sąd Konstytucyjny podjął decyzję o tym, że stan wyjątkowy wprowadzony w marcu decyzją większości parlamentarnej złożonej z prorosyjskich socjalistów byłego prezydenta Dodona i mniejszych formacji jest niekonstytucyjny. Była to ostatnia, rozpaczliwa próba, zablokowania przedterminowych wyborów i zmiany układu siła w kraju, jako że na tym samym posiedzeniu socjaliści podjęli również uznaną za niekonstytucyjną decyzję o mianowaniu nowego szefa Sądu Konstytucyjnego. Po decyzji, prezydent Sandu od razu zarządziła przedterminowe wybory, które mają się odbyć 11 czerwca, spotkała się z Centralną Komisją Wyborczą i przeprowadziła tele-konferencję z przedstawicielami dyplomatycznymi akredytowanymi w Mołdawii. Dodon, jak informuje dziś rosyjska prasa, ma zamiar podkreślać w toku kampanii wyborczej to, że jest jedynym gwarantem pozostania Mołdawii poza NATO i generalnie prowadzić kampanię wyborczą zaostrzającą kwestie geostrategicznego wyboru kraju. Z kolei Sandu, która niewątpliwie cieszy się wsparciem zarówno Unii Europejskiej jak i Stanów Zjednoczonych, co zresztą było widać w trakcie niedawnego konfliktu z parlamentem ma zamiar skupić się na sprawach wewnętrznych i wykorzystać fakt, iż utożsamiana z nią formacja polityczna w świetle niektórych sondaży może liczyć w grupie zdecydowanych wyborców nawet na 48,6 % głosów, podczas gdy prorosyjscy socjaliści mają poparcie na poziomie 16,2 %. Walka będzie zacięta, bo inne badania opinii publicznej wskazują, że w przyszłym parlamencie układ sił może być względnie zrównoważony a o tym kto będzie rządził zdecydować może z jednej strony lewicowa formacja Renato Usatego, poróżnionego z Dodonem lub siły polityczne opowiadające się za zjednoczeniem Mołdawii z Rumunia.
Złożona sytuacja
Informacje tylko z jednego dnia, z różnych zakątków świata, pozwalają zrozumieć, jak komplikuje się geostrategiczna rywalizacja. W tle widoczne jest zaangażowanie zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Rosji, a cała partia trochę przypomina szachy, tylko raczej pojedynek symultaniczny, toczony na wielu szachownicach, a nie generalne starcie na jednym, najważniejszym polu. A przecież nie napisałem o wszystkim, listę tego co się dzieje można by jeszcze przedłużyć, choćby o wczorajszą rozmowę Putina z premierem Indii i próbę zdyskontowania przez Moskwę ewidentnego przeoczenia w Waszyngtonie tego co dzieje się w Indiach w związku z szalejącą pandemią. Wczoraj też parlament europejski debatował w sprawie wyrzucenia Rosji z systemu rozliczeniowego SWIFT. Miała być manifestacja twardej polityki, a wyszło jak zawsze, Josep Borrell musiał bowiem przyznać publicznie, co Rosjanie z pewnym rozbawieniem opisali, że kompetencje ciał europejskich nie są związane z systemem rozliczeń międzynarodowych i cała dyskusja ma trochę akademicki, czy może raczej maskujący bezsilność, charakter. Ale warto zauważyć, w związku z faktem komplikowania się sytuacji w świecie, że obiektywnie rośnie znaczenie graczy regionalnych, którzy współdziałają z wielkimi mocarstwami, ale bez ich pomocy, aktywności i inicjatywy ci wielcy nie są w stanie interweniować wszędzie, z taką samą skutecznością. Muszą szukać regionalnych partnerów na których będą delegować część obowiązków i uprawnień. Tego rodzaju myślenie składa niektórych amerykańskich analityków do budowania tezy, że skonstruowany przez Stany Zjednoczone system sojuszniczy jest aktywem a nie zobowiązaniem, bo wzmacnia możliwości działania Waszyngtonu w wymiarze globalnym. Rosja i Chiny nie dysponując siecią państw sojuszników muszą wszędzie angażować się sami, co obiektywnie rzecz biorąc powoduje rozproszenie ich zasobów i dekoncentrację uwagi.
Niezależnie od tego czy zgodzimy się z tego rodzaju oceną sytuacji, gołym okiem widać, że potencjalnie, kraje średnie, takie jak Polska, mogą w tym nowym układzie relacji skorzystać, poprawić swoją pozycję, stając się takim lokalno-regionalnymi partnerami wielkich graczy. Aby zająć taką pozycję nie wystarczy jedynie fakt geograficznego położenia w danym regionie, potrzebna jest również aktywność, wiedza, kompetencje i zdecydowanie. W przypadku Warszawy trzeba przyjąć do wiadomości fakt, że naszym głównym polem zainteresowania i odpowiedzialności winna być Europa Środkowa i Wschodnia. Tam winniśmy rozwijać naszą obecność, budować sieci wpływów i znajomości sytuacji. Dopiero wówczas, dysponując unikalnymi możliwościami i kompetencjami, staniemy się, bardziej niźli obecnie pożądanym partnerem. Stary model, w którym wielcy gracze w tym Stany Zjednoczone były eksporterami stabilności powoli się wyczerpuje. Większe oczekiwania formułowane są wobec lokalnych graczy, którzy musza zmienić swoją postawę i zmienić sposób myślenia o tym jak w nowej epoce uprawiać się będzie politykę. Realia się zmieniają, trzeba też zmienić naszą politykę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/549078-geostrategiczne-szachy-symultaniczne-i-co-z-nich-wynika