Wydarzenia wokół Białorusi wyraźnie przyspieszają. We czwartek tamtejsze oficjalne media poinformowały o wizycie rosyjskiego premiera Michaiła Miszustina, który rozmawiać ma o „pogłębieniu integracji”, a precyzyjnie rzecz ujmując przedstawić ma, jak w sobotę powiedział Łukaszenka, projekt ujednolicenia systemów podatkowych i celnych obydwu krajów.
W sobotę, zarówno w Mińsku jak i w Moskwie wybuchła prawdziwa bomba, jeśli chodzi o sytuację na Białorusi. Poinformowano mianowicie o aresztowaniu w Moskwie dwóch białoruskich polityków – Aleksandra Fiaduty oraz Jurija Ziankowicza, przy czym specjalny komunikat, zresztą różniący się w szczegółach od białoruskiego wydało też w tej sprawie rosyjskie FSB. Oskarża się ich o próbę zorganizowania wojskowego zamachu stanu, planowanie zamordowania zarówno Łukaszenki, jak i innych „wysoką rangą funkcjonariuszy”, wyprowadzenie wojska z koszar, izolację OMON-u i innych lojalnych wobec reżimu sił. Łukaszenka rozmawiając w sobotę z dziennikarzami przy okazji powszechnego czynu społecznego „subotnika” w dość sentymentalny sposób mówił, że zamachowcy planowali zabić jego dzieci, ale jednocześnie przeszedł zaraz do gróźb. Powiedział też, że w najbliższym czasie podejmie jedną z najważniejszych decyzji w historii niepodległej Białorusi a także zapowiedział stworzenie takich gwarancji, że w przyszłości nawet jeśli zamachowcom uda się go wyeliminować to niczego nie osiągną. Pojawił się tez ciekawy wątek amerykański. Otóż jak powiedział białoruski dyktator poinformował on o całej sprawie Putina, bowiem zgodę na usunięcie prezydenta może wydać tylko szef państwa planującego taką operacje, czyli w tym wypadku Joe Biden. I ponoć Władimir Władimirowicz miał o sprawie rozmawiać z Bidenem w czasie ostatniej pogawędki telefonicznej, ale nie uzyskał żadnego komentarza, co jak sugerował Łukaszenka może oznaczać przyznanie się do organizacji zamachu przez amerykańskie służby. Może też oznaczać, i zapewne tak jest, że mamy do czynienia ze zwykłym łgarstwem, ale próba wpisania Waszyngtonu w całą sytuację jest też symptomatyczna.
Wracając do „zamachu” to jak wynika z relacji rosyjskiego Kommiersanta, który jest dziennikiem nieźle poinformowanym, Fiaduta miał rozmawiając na platformie Zoom z „uczestnikami spisku” czyli Ziankowiczem i liderem Białoruskiego Frontu Narodowego Grigorijem Kostusiewem, też zresztą aresztowanym, tyle, że na Białorusi, odwoływać się do doświadczeń Egiptu z 1973 roku, a precyzyjnie mówiąc do zamachu na Anwara Sadata w trakcie defilady wojskowej, kiedy to uczestniczący w konspiracji wojskowi – islamiści, zastrzelili prezydenta Egiptu. Tak, w świetle przedstawionej wersji miało być i teraz w Mińsku. Zamach miał się odbyć w trakcie parady w dniu 9 maja, co raczej przypominałoby egzekucję Achmada Kadyrowa, zgładzonego przez zamachowców właśnie w toku obchodów rocznicy zakończenia II wojny światowej w 2004 roku. Między komunikatami białoruskim i rosyjskiego FSB jest też ciekawa i warta dostrzeżenia różnica. Otóż w obydwu wspomina się o działalności, już po zamachu, grup dywersyjnych i partyzanckich, ale służby Bartnikowa piszą, czego nie robią Białorusini, o przygotowywanym zaangażowaniu się w wydarzenia w sąsiednim kraju oddziałów ukraińskich nacjonalistów, które miałyby dokonać inwazji, czy raczej wtargnięcia. Może to wskazywać na przygotowywane prowokacje graniczne po to aby dodatkowo jeszcze zaognić sytuację na granicach z Ukrainą. Można zauważyć też pewną, choć być może również wymowną inną różnicę. Otóż o ile Białoruskie służby twierdzą, że zamach miał mieć miejsce 9 maja, to Rosjanie oceniają, tak przynajmniej twierdzą dziennikarze Kommiersanta, iż pewniejszym terminem w tym wypadku były miesiące letnie.
Wracając jednak do „planu spisku”, to w ujawnionych rewelacjach ciekawa jest jedna informacja. Otóż w Moskwie, Fiaduta i Ziankowicz mieli spotykać się z jakimiś nieujawnionymi z imienia i nazwiska opozycyjnie nastawionymi wobec reżimu generałami z Białorusi. Już sam fakt, że takowi istnieją, brzmi sensacyjnie. Trochę się nie chce wierzyć w to, aby białoruscy generałowie planowali wojskowy zamach stanu i to w sytuacji, kiedy Rosjanie skoncentrowali w pobliżu znaczące siły wojskowe, w tym jednostki powietrzno-desantowe. Równie humorystycznie brzmi to, że „narady” miały być prowadzone w jednej z restauracji, a jak ustalił Kommiersant chodzi o popularną sieciówkę Taras Bulba.
Całą „konspirację” odkryli Białorusini, z prośbą o pomoc do Bartnikowa zadzwonił Iwan Tertel, a ten miał zgodzić się na to aby do Moskwy przyjechała specjalna 11 osobowa grupa wykonawcza i aresztowała niedoszłych „zamachowców”. Sprawa jest na tyle niepoważna, że w gruncie rzeczy trudno to co się stało traktować inaczej niźli w kategoriach prowokacji ze strony białoruskich i rosyjskich służb specjalnych, które są najwyraźniej, zainteresowane podgrzewaniem temperatury zagrożenia, co ma, jak się wydaje stanowić uzasadnienie dla historycznych decyzji o których mówił publicznie Łukaszenka. W całej sprawie pojawił się też wątek składów i magazynów broni, nagłośniony przez media reżimowe. Nie jest to nic nowego, w przeszłości ekipa Łukaszenki wielokrotnie „odkrywała” rozmaitego rodzaju grupy dywersyjne i spiski, co potem okazywało się konstrukcją propagandową. Teraz jednak sytuacja jest inna, reżim jest znacznie słabszy, a i osoba Aleksandra Fiaduty,który miałby stać na czele rzekomego „spisku wojskowego” jest zastanawiająca. Fiaduta w przeszłości, na początku politycznej kariery Łukaszenki, był szefem jego służb prasowych, choć niektórzy twierdzą, że tego literaturoznawcę z wykształcenia należy uznać za mentora politycznego Łukaszenki i człowieka, który wykreował go na prezydenta. Ich polityczne drogi rozeszły się jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych, Fiaduta w ostatnim czasie wypowiadał się bardzo krytycznie o reżimie i rządach Łukaszenki, ale ta opozycja, w opinii niektórych obserwatorów miała bardziej retoryczny niźli realny charakter, a stare związki z ludźmi władzy zostały. Walery Karbalewicz, białoruski politolog, napisał, że wersja władzy o zamachu ma „szereg niespójności”. Przede wszystkim dziwne, i właściwie nigdzie w świecie niespotykane, jest to, że wojskowy zamach organizowali cywile. Wszyscy bowiem zatrzymani w tej sprawie, nie tylko ci, którzy aresztowani zostali w Moskwie, ale również na Białorusi, tj. Grigorij Kastusiew, Aleksandr Perepeczko, Paweł Kałużenko, Dmitrij Szczigielskij to ludzie nie mający niczego wspólnego ani z wojskiem ani ze służbami specjalnymi. Trzej ostatni, podobnie jak Ziankowski są obywatelami Stanów Zjednoczonych i może to było głównym powodem ich aresztowania. Karbalewicz pisze, że narracja jakoby białoruscy generałowie mieli rozważać przeprowadzenie wojskowego puczu na spotkaniu w taniej sieciówce z opozycyjnym literaturoznawcą i prawnikiem z amerykańskim paszportem bardziej przypomina „scenariusz taniego wodewilu” niźli rzeczywistego zamachu. Sztab Swietłany Cichanouskiej jest zdania, że mamy do czynienia z „prowokacją”. Pytanie tylko czyją? Czy chodzi o działania reżimu po to aby uzasadnić nie tylko represje, ale również kolejny krok na drodze zbliżenia z Rosją, czy może Moskwa w ten sposób wysłała sygnał, że Łukaszenka, jeśli nie będzie bardziej spolegliwy podzieli los Kadyrowa – ojca?
Trudno nie łączyć tego z dyskusjami na temat integracji, „kartami drogowymi” i wręcz z przyszłością Białorusi jako samodzielnego państwa. Dość otwarcie mówił niedawno o sytuacji w tym obszarze Władimir Siemaszko, białoruski ambasador w Moskwie i wicepremier, który odpowiada za rozmowy integracyjne. Udzielił on oficjalnej Rosyjskiej Gazietie wywiadu w którym powiedział, że w ostatnich miesiącach wiele zrobiono, jeśli chodzi o integrację obydwu krajów, również w zakresie polityki wojskowej i zagranicznej. Zadeklarował też, i warto na tę sekwencję kroków zwrócić uwagę, bo wydaje się, że wyjaśnia ona z czym mamy obecnie do czynienia, że do końca tego miesiąca będą uzgodnione „karty drogowe”. Kwestią dyskusyjną są sprawy podatkowe. Siemaszko udzielił wywiadu na początku kwietnia, teraz wizyta Miszustina, jak można przypuszczać ma na celu osiągnięcie porozumienia i w tej materii. Po tym jak zbuduje się „ekonomiczną podstawę” państwa związkowego należy przejść do powołania wspólnych politycznych organów, rządu i parlamentu. Nie mówi jednak o tym, że te dwa kroki muszą być rozłożone na długi czas. Czy nie jest możliwy scenariusz podpisanie wszystkich „kart drogowych” a potem, za kilka miesięcy, powołanie wspólnego, białorusko – rosyjskiego rządu i parlamentu? I czy wreszcie nie tego rodzaju scenariusz mógł mieć Łukaszenka na myśli, mówiąc, że nawet jeśliby wyimaginowanym zamachowcom z Ameryki udało się go zgładzić, to i tak „niczego nie osiągną”? Nie wiadomo czy o taki rozwój wydarzeń idzie, niedługo zapewne będziemy mogli się o tym przekonać.
W rosyjskich sieciach społecznościowych pojawiły się w ostatnich dniach alarmistyczne informacje o bardzo złym stanie zdrowia Aleksieja Nawalnego. Kira Jarmysz, rzeczniczka prasowa rosyjskiego opozycjonisty napisała, że „Aleksiej umiera”, podobnego zdania są rosyjscy lekarze piszący o bardzo złych wynikach badań. Zbiega się to z doniesieniami o planach Kremla aby zarówno Fundację Walki z Korupcją jak i jej terenowe struktury uznać za formacje ekstremistyczne, co ostatecznie „rozwiązywałoby” problem, zwłaszcza jeśliby Nawalny zmarł w więzieniu.
Piszę o tym, bo niewykluczone, że na tym właśnie polega „master plan” Putina, którym znów zaskoczy umowny Zachód – koncentracja wojska na granicy z Ukrainą i zaostrzenie, a w praktyce zerwanie relacji ze Stanami Zjednoczonymi pozwoli równolegle rozwiązać trzy podstawowe problemy Kremla – wewnętrznej opozycji, połknięcia Białorusi i zwasalizowania Ukrainy. Czy kolektywny Zachód znów zostanie, jak w przypadku Gruzji, Krymu i Syrii zaskoczony?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/547527-kreml-rozgrywa-bialorus-a-moze-realizuje-ambitniejszy-plan