Tuż po swojej inauguracji, czyli w pierwszy dzień na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Biden podpisał aż 17 rozporządzeń, których głównym celem było unieważnienie decyzji jego poprzednika. Jedno z nich dotyczyło polityki migracyjnej. Biden wstrzymał fundusze na budowę muru na granicy z Meksykiem, uruchomione w lutym 2019 r. przez Donalda Trumpa. „Jak każdy naród, Stany Zjednoczone mają prawo i obowiązek zabezpieczyć swoje granice i chronić swoich obywateli przed zagrożeniami. Ale zbudowanie potężnego muru, który obejmuje całą południową granicę, nie jest poważnym rozwiązaniem politycznym” – głosi decyzja wydana przez prezydenta USA.
Wydarzenie cykliczne?
Biden podkreślił, że budowa muru to zwykła strata pieniędzy, która odwraca uwagę od prawdziwych zagrożeń dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Jakich zagrożeń? Tego nie sprecyzował. Mur pozostał więc niedokończony. Podczas swojej kampanii wyborczej w 2016 r. Trump zapowiedział, że zbuduje mur, długi na 1000 mil, czyli półtora tysiąca kilometrów. W styczniu br., tuż przed inauguracją Bidena, amerykański Urząd Celny i Ochrony Granic poinformował, że 450 mil, czyli 724 km muru zostały już ukończone. Administracja Trumpa wydała na to 16 mld dolarów. Na dalszą budowę muru administracja Bidena nie zamierzała już wydać choćby grosza, ale - jeśli wierzyć doniesieniom amerykańskich mediów – wobec bezprecedensowego napływu migrantów, co najmniej po części zmieniła zdanie.
Podczas swojej pierwszej konferencji prasowej 25 marca Biden był pytany przez dziennikarzy o rosnący chaos na granicy USA z Meksykiem. Dziennikarka Univision Janet Rodriguez mówiła o tysiącach latynoskich dzieci, które Demokraci według niej przechowują w „obozach koncentracyjnych”, o kartelach narkotykowych z Meksyku, które przerzuciły się z przemytu kokainy na bardziej lukratywny przemyt ludzi. W odpowiedzi prezydent USA oświadczył, że obecny, nasilony napływ migrantów jest wydarzeniem „cyklicznym”, czyli występującym co roku o tej samej porze. A nie wynikiem liberalnej polityki migracyjnej jego administracji. Migranci – przekonywał – korzystają z niskich temperatur w zimie i wczesnej wiośnie by przedostać się do USA. Według dziennika „Washington Post” to jednak kłamstwo. Jak twierdzi gazeta „obecny napływ migrantów jest największym na przestrzeni ostatnich 20 lat”.
Uszczelnić mur
W marcu straż graniczna zatrzymała niemal 20 tys. dzieci podróżujących bez rodziców, niektóre w wieku zaledwie 2 lub 3 lat, wyposażonych w telefony komórkowe i przez przemytników i przerzucanych pod osłona nocy przez granicę, na w sumie 168 tys. migrantów pochodzących z tzw. Trójkąta Północnego – Hondurasu, El Salvadoru i Gwatemali. To rekordowa liczba. W ośrodkach deportacyjnych zaczyna brakować miejsc, a administracja Bidena gorączkowo poszukuje rodzin zastępczych, u których mogłaby te wszystkie dzieci umieścić. W ośrodku deportacyjnym w Donna w Teksasie, jak donosi agencja AP, w namiocie przewidzianym dla 250 osób, gnieździ się obecnie ponad 4000. Departament Bezpieczeństwa Krajowego oświadczył, że deportuje większość migrantów bezzwłocznie, ale także to okazało się być nieprawdą. W marcu zaledwie jedna trzecia migrantów podróżujących w ramach rodzin (a było ich ponad 50 tys.) została wydalona do Meksyku. Reszta może zostać i starać się o azyl w USA. Zdaniem sekretarza bezpieczeństwa krajowego Alejandra Mayorkasa winnymi całej sytuacji są Trump, bo rozmontował system imigracyjny, oraz Meksyk, bo nie chce ich brać z powrotem. Temu stanowczo zaprzeczył prezydent Meksyku Andrés Manuel López Obrador. Według niego migranci przybywają masowo do USA, bo Biden dał im do zrozumienia, że są mile widziani i zostaną wpuszczeni do USA.
Amerykańska telewizja regularnie pokazuje dantejskie sceny rozgrywające się na granicy, gdzie deportowani migranci popadają nierzadko w rozpacz, w końcu sprzedali wcześniej cały swój dobytek, by opłacić sobie podróż do USA, licząc na ciepłe przyjęcie demokratycznej administracji. Wielu próbuje więc ponownie przekroczyć granicę. Według agencji AP 28 proc. wydalonych w marcu do Meksyku migrantów było już deportowanych wcześniej, co najmniej raz. Wobec kryzysu na granicy pojawił się więc pomysł, by uszczelnić mur. Jak donosi „The Washington Times” Biały Dom rozważa powrót do budowy muru, ale nie nowych odcinków, tylko do wypełnienia luk w już istniejących. Taką propozycję złożył w każdym razie Urząd Celny i Ochrony Granic, a Alejandro Mayorkas go przyjął z zadowoleniem, mówiąc podczas spotkania ze strażnikami granicznymi, że wprawdzie finansowanie budowy muru zostało wstrzymane, ale to nie przeszkadza przecież w przeprowadzeniu remontu już istniejących ogrodzeń, bram i zabezpieczeń. Demokraci rozważają więc dalej budować mur, nie budując muru.
Spotkało się to z entuzjastyczną reakcją Donalda Trumpa, który mówił podczas wywiadu z konserwatywnym portalem „Newsmax” o „wspaniałej wiadomości”. „Zaczęliśmy budować mur i prawie go ukończyliśmy, zanim wszystko wstrzymali. Jeśli teraz chcą go ukończyć, to wspaniała rzecz, krok we właściwym kierunku” – podkreślił. Jen Psaki, sekretarz prasowa Białego Domu, zapytana o budowę muru podczas wtorkowego briefingu prasowego odparła, że „ogólnie budowa muru została zawieszona, ale ograniczone prace budowlane mają miejsce, za zgodą Kongresu”. Jednocześnie agencje federalne dokonują według niej przeglądu umów dotyczących jego konstrukcji i opracowują plan, który wkrótce zostanie przedstawiony prezydentowi. Polityka migracyjna może się więc okazać pierwszą polityką demokratycznej administracji Bidena, która polegnie w zderzeniu z rzeczywistością.
Kosztowna porażka
Nie jest też tak, że rzekoma wrogość wobec przybyszy z Ameryki Łacińskiej pojawiła się wraz z Donaldem Trumpem. Pod koniec lat 80 XX wieku setki migrantów przedzierało się co noc pieszo przez granicę do USA, i tworzyło nielegalne obozowiska na przedmieściach dotąd spokojnych miasteczek w południowej Kalifornii. Tysiące ludzi zaczęło protestować przy granicy przeciwko „nielegalnej inwazji z Ameryki Południowej”. W odpowiedzi administracja George’a Busha zbudowała długa na 22 km ścianę z blachy falistej w pobliżu Tijuany, by powstrzymać przemyt narkotyków oraz migrantów. Administracja Clintona rozszerzyła ten projekt na inne miasta graniczne między USA i Meksykiem, a dzięki funduszom uzyskanym z ustawy imigracyjnej z 1996 r. dodała piętnastometrowe słupy betonowe i stalową siatkę w Tijuanie, aby zatrzymać ruch pieszych. W 2006 r. zabezpieczenia zostały ponownie rozbudowane w ramach ustawy „Secure Fence Act” George’a W. Busha. Stworzono setki kilometrów stalowego ogrodzenia. Administracja Baracka Obamy dodała własne zabezpieczenia - i pod koniec pierwszej kadencji Obamy łącznie 653 mil - około 1000 km granicy - zostało zabarykadowanych stalą i betonem.
Takie są fakty, i liberalne media za Oceanem najwyraźniej obawiają się, że oderwana od (historycznych) realiów polityka Bidena w zakresie migracji może go drogo kosztować. Według sondażu YouGov z minionego tygodnia zaledwie 52 proc. Amerykanów popiera sposób w jaki prezydent radzi sobie z sytuacja na południowej granicy. Lewicowy dziennik „The New York Times” wręcz zaapelował do Bidena, by kontynuował budowę muru, rozpoczętą przez Trumpa. „Dobrze skonstruowany mur powinien być centralnym elementem naprawy naszej polityki imigracyjnej. To niedoskonały, ale efektywny sposób odstraszenia ludzi od najbardziej lekkomyślnych sposobów przekraczania granicy. To także bariera przed nagłymi przyszłymi falami masowej migracji. Może także zapobiec kolejnej rewolcie populistycznej, która z pewnością nastąpi, jeśli administracja Bidena nie będzie w stanie kompetentnie kontrolować tej elementarnej funkcji rządzenia” – pisze publicysta „NYT” Bret Stephens.
Według niego taka forma „odstraszania” jest dziś „absolutnie konieczna”.
Mamy do czynienia z kryzysem, z ogromnym wzrostem migracji dzieci, wywołanym obietnicami prezydenta Bidena, że jego polityka będzie bardziej humanitarna niż polityka jego poprzednika. Ale administracja Bidena byłaby głupia przypuszczając, że ten gwałtowny wzrost ustąpi samoczynnie. Lata względnego dobrobytu gospodarczego w Meksyku, które przez pewien czas doprowadziły do odpływu netto meksykańskich migrantów z USA, minęły dzięki kartelom narkotykowym, pandemii i złym rządom nieudolnego populistycznego prezydenta. Gwatemala, Honduras, El Salwador i Nikaragua to upadłe państwa. Stany Zjednoczone ryzykują wersję europejskiego kryzysu migracyjnego z 2015 r. To on w znacznym stopniu przyczynił się brexitu, przyspieszył rozwój skrajnie prawicowych partii, takich jak Front Narodowy we Francji i Alternatywa dla Niemiec, i utorował drogę do wyborczego zwycięstwa Trumpa
— czytamy w „NYT. Albo Biden zbuduje mur, albo migracja stanie się przyczyną utraty władzy przez Demokratów. Zaczynając od wyborów do Kongresu w 2022 r.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/546626-chaos-na-granicy-z-meksykiem-zle-wrozy-bidenowi