W ostatnim tygodniu rozwiązał się worek z tekstami o konflikcie księcia i księżnej Sussex z rodziną królewską. Piszą wszyscy – publicyści, zajmujący się problematyką krajową, niemiecką i amerykańską, bauerowskie tygodniki dla kobiet i tygodniki opiniotwórcze. I co tekst, to nonsens i mis-interpretacja, bo żeby odczytać zdarzenia we właściwy sposób, trzeba znać i kawałek kontekstu i trochę historii.
A więc rzecz można rozpatrywać na kilku poziomach. Tabloidowym - historia Kopciuszka i Złej Teściowej, obyczajowym – społeczeństwo i rodzina królewska jako rodzaj role model, dyktującej wzorce, prawnym – państwo a monarchia oraz politycznym – monarchia a lewica liberalna. Aspekt rodzinny, historyczny i polityczny. Do dwóch ostatnich nie sięgnięto.
Kilka lat temu w Kanadzie podczas otwarcia ceremonii Invictus Games spotkało się dwoje młodych ludzi, jak w tytule filmu Oliviera, książę i aktoreczka. Harry Windsor Mountbatten, młodszy syn następcy tronu, szósty w kolejce do tronu, a więc a royal minor. „Królewski chuligan” i skandalista, którego „the Brits love to hate” czyli niesforny, ale lubiany. Tym razem w szlachetnej misji patrona paraolimpiady dla rannych w boju i niepełnosprawnych żołnierzy. Ona – z rozbitej rodziny afro-amerykańskiej, matka – instruktorka jogi, ojciec były operator filmowy, przyrodni brat z historią przemocy w rodzinie, dziś wszyscy na zasiłku socjalnym. Meghan studiowała na Northwestern University School of Communication teatr i stosunki międzynarodowe, ale tradycja rodzinna skierowała ją w stronę filmu. Wystąpiła w kilku niewielkich rolach, a w 2011 otrzymała dużą partię Rachel Zane w serialu „W garniturach”, w którym spędziła siedem sezonów. A więc trzeciorzędna aktorka, która światową karierę rozpoczęła właściwie kiedy poznała księcia Harry’ego, jako jego dziewczyna, narzeczona i wreszcie żona. Pobrali się wiosną 2018 roku i odtąd „bad boy” stał się przykładnym mężem i ojcem, a i wydawało się, że awans Meghan Markle z amerykańskiej niższej klasy średniej do brytyjskich elit, maż książę, zamożny i zakochany, tytuły Jej Królewskiej Wysokości, księżnej Sussex i kilku innych, zaspokoi jej ambicje. A aktywistka społeczna, związana z walką o prawa kobiet i ochroną środowiska naturalnego odnajdzie się podczas wykonywania królewskich obowiązków publicznych. Tyle, że wkrótce okazało się, że Meghan jest demokratką, anty-monarchistką, anty-trumpistką, blisko z lewicowo-liberalnym amerykańskim show-businessem – o czym przekonaliśmy się, kiedy na jej ślubie pojawili się, obok Eltona Johna i Beckhamów, George Clooney i Oprah Winfrey.
Rodzina królewska przyjęła ją, a commoner, „człowiek z ludu”, serdecznie. Zaakceptowali formułę wesela – Harry w międzyczasie stał się a royal minor – raczej wydarzenie w stylu pop culture, z gwiazdami filmu i rocka, sportu i świata mody, niż uroczystości królewskiej. Ale wszyscy byli zadowoleni, niezależnie od poglądów politycznych. Buckingham Palace, bo był to dowód otwarcia się monarchii, jej demokratyzację i modernizację, konserwatyści, że były playboy ustatkuje się i zajmie rodziną i obowiązkami królewskimi, a labourzyści – że jego żoną została „a real commoner”, Afroamerykanka, w dodatku feministka. Usługi hotelowe, transport i przemysł pamiątkarski pracowały pełną parą, przynosząc Wielkiej Brytanii duże zyski, a przy okazji – był to maj 2018 roku, dołek negocjacji ws. Brexitu - królewski ślub był rodzajem psychoterapii narodowej, podnoszącym ducha i morale społeczeństwa. Mimo, że była to ewidentna „powtórka z historii”, zwierciadlane odbicie romansu Edwarda VIII z Wallis Simpson, także rozwódką, też Amerykanką i z przeszłością. Życzliwe przyjęcie Meghan przez Elżbietę II było sygnałem jej mądrości, elastyczności oraz żywym dowodem tego, jak bardzo monarchia zmieniła się od 1981, ślubu Karola z hrabianką Spencer.
W moim komentarzu z okazji ślubu royalsów pisałam: „ ogromne różnice społeczne, kulturowe, narodowe nie wróżą nic dobrego”. I rzeczywiście, od początku rodzina Meghan potrafiła zainteresować media: a to przyrodnie rodzeństwo, nie zaproszone, zameldowało się w dniu ślubu w Londynie, licząc na trochę grosza za wywiady w mediach. To znów ojciec, Thomas Markle zażądał za pierwszą sesję zdjęciową wraz z komentarzem, 150 tys. dolarów. W tabloidach pojawiały się pogłoski, że rodzina ojca Meghan wywodzi się od XIV-wiecznego króla Anglii, Edwarda III Plantageneta – kolejny dowód zidiocenia pisemek kobiecych lub gigantycznego ego mrs Markle. Choć Pudelek i Pomponik szalały, Buckingham Palace nie potwierdzał żadnej z plotek? przecieków z królewskiego dworu, opowiadających o wpadkach i scysjach Meghan z królową, księżną Catherine czy też znanym z ciętego języka księciem Filipem. Źródła oficjalne lub prasowe, jak znane z lojalności „Hello!” czy „The Country Life”, opowiadały o sukcesach adaptacyjnych nowoprzybyłej, po „katemanii” odtrąbiły „meghanmanię”. Młodzież królewska cieszyła się ogromną popularnością, stała się rodzajem soft power w ocieplaniu wizerunku monarchii i Wielkiej Brytanii. I tak trwało przez dwa lata.
Ale rok temu, nagle, bez zapowiedzi, kolorowa bańka pękła. Książę i księżna Sussex poinformowali królową, nie podczas rodzinnego spotkania, lecz na Instagramie - duży nietakt – że zamierzają wycofać się z pełnienia oficjalnych obowiązków, bo „jako młoda rodzina potrzebują dla siebie więcej czasu oraz miejsca”. Odpowiedź z Pałacu Buckingham była wstrzemięźliwa: przykro nam, ale rozumiemy, zawsze pozostaniecie częścią naszej rodziny. Ale w mediach pojawiało się coraz więcej wypowiedzi Meghan, opowiadającej jak bardzo „stuffy”, „duszna” była dla niej atmosfera dworu, i z jaką obojętnością się spotykała, a Harry stanął za żoną murem. Wkrótce potem - nie byli już pracującymi członkami rodziny królewskiej – zostały im odebrane tytuły His/ Her Royal Highness oraz 8.4 mln funtów rocznie z budżetu państwa. Ich ambitne kontrakty z Netflixem i Spotify wypaliły średnio, spółka Archwell właściwie nie pracuje – ostatnio padł zarzut o plagiat logo – a choć mieszkają o rzut kamieniem od Hollywood, jakoś nikt nie sięga po 40-letnią aktorkę ze stosunkowo niewielkim doświadczeniem. Słowem, próby korzystania z marki Windsor nie powiodły się, z marki Sussex – średnio, a koszty życia na królewskim poziomie niepokojąco rosły. Wprawdzie Harry otrzymał 12 mln funtów netto ze spadku po matce, a Meghan uzbierała na koncie ok. 3 mln dolarów, nie tego się spodziewali. Nie udało się zjeść ciastko i mieć ciastko. Byli najwyraźniej rozżaleni odcięciem ich od tytułów i funduszy, które im się, jako „nie pracującym członkom rodziny królewskiej” nie należały. Frustracja rosła, w końcu bomba z opóźnionym zapłonem eksplodowała.
Po zapowiedziach wywiadu Sussexów z Oprah Winfrey 8 marca, Buckingham Palace próbował złagodzić jego impakt. 8 marca, to Dzień Commonwealthu, ze zwyczajowym adresem królowej do 56 państw członkowskich - przesunięto go więc na 7. W swoim wystąpieniu królowa wiele mówiła na temat etosu służby publicznej rodziny królewskiej, uprzywilejowania, ale też obowiązków. „Łączy nas obowiązek i rodzina – przypomniała, najwyraźniej kierując słowa do młodej pary – służba publiczna dla kraju, a nie służący własnym interesom wywiad telewizyjny z Oprah”. Najwyraźniej zderzyły się tu dwa światy – tradycje konserwatywne, monarchistyczne, historycznego porządku wartości i celebryckiego show businessu. Wywiad okazał się the worst case scenario, opcją dla oskarżanych najgorszą z możliwych. Meghan oskarżyła rodzinę królewska o brak wsparcia, że choć przyjęto ją serdecznie, lecz potem była „uciszana”. Ciekawe, co to znaczy? Czy naprawdę oczekiwała, że królowa poprosi ją o poradę w sprawach monarchii, lub choćby stylu swoich garsonek? Łzawo skarżyła się, że „zamknięta w złotej klatce nie mogła wyjść na lunch do miasta i miewała myśli samobójcze”. O dear, o dear! I tu pytanie – dlaczego ta kobieta, wychodząc za mąż za Henryka Windsora nie sięgnęła choćby do Wikipedii lub którejś z książek o księżnej Dianie, żeby dowiedzieć się jak działa Firma? Ponadto oboje mieli pretensję o odebranie tytułów i pieniędzy podatników, których przecież sami się zrzekli, oraz o „rasizm bez serca”. Podobno ktoś z rodziny przy jakiejś okazji zastanawiał się, jakiego koloru będzie skóra Archie? Wprawdzie na żaden z tych zarzutów nie przedstawili dowodów, ale one padły, a Oprah Winfrey zadbała o to, aby dobrze wybrzmiały.
Rozpętało się pandemonium. Najpoważniejszy był oczywiście zarzut o instytucjonalny rasizm. 10Proc. brytyjskiego społeczeństwa to ludność kolorowa, a królowa jest przecież także głową Wspólnoty Narodów, gdzie wiele krajów, to republiki z Afryki, Karaibów i wysp Pacyfiku. Światowe media podzieliły się na dwie frakcje, za i przeciw Elżbiecie II oraz monarchii. Jak należało przypuszczać, konserwatywne są za, a lewicowo-liberalna przeciw monarchii. Tuzy brytyjskiego dziennikarstwa jak Piers Morgan, Jeremy Clarkson czy Peter Schofield zaczęli być przywoływani do porządku przez BBC i ITV, a po zażaleniu Meghan do komercyjnej przecież ITV na „brak obiektywizmu Piersa Morgana”, stacja skorzystała z okazji i przyjęła jego rezygnację. I choć skarg na Morgana do OFCOM było 57, a już dziś pod petycją przywrócenia tego dziennikarza do programu GMB jest 340 tys. nic się nie zmieniło. Dokładnie ten samo podział widać w Ameryce, a także w Polsce. Dżin został wypuszczony z butelki, nowe pole konfliktu liberalno – konserwatywnego - otwarte.
Kiedy usłyszałam, że to lewicowa CBS i Oprah Winfrey zaprosili młodych royalsów do studia, usłyszałam dzwonek alarmowy. Oprah, to przecież guru amerykańskiej medialnej lewicy, przyjaciółka Teda Turnera i Stevena Spielberga, Georga Clooneya i Toma Hanksa, CNN i New York Timesa. I – jak George Soros, Bill Gates i Steven Spielberg – miliarderka z ambicjami zbudowania „nowego wspaniałego świata”. Soros zainwestował w swoją Open Society Fundations ok. 37 mld dolarów, Gates finansuje liczne programy ochrony klimatu i kuma się z Greta Thunberg, a Oprah przeznaczyła 7 mld na projekt „czarne dziewczęta – środowiskowe liderki”. I ona sama i Clooney znaleźli się na weselu Sussexów i założę się, że słysząc pierwsze skargi na monarchię, wiedzieli już co robić. W końcu każda strona dostała czego chciała, CBS – nowy front ataku na konserwatystów, a Sussexowie – 9 mln dolarów.
Dla mnie ten wywiad w CBS był rodzajem deja vu. W 1995 roku księżna Diana udzieliła wywiadu Martinowi Basharowi z BBC, gdzie dzielnie przeprała królewskie brudy, często-gęsto wyimaginowane, ponieważ chorowała na anoreksję, która znaczy deformację obrazu świata, ludzi i zdarzeń. Rozmowa w programie Panorama była mocnym uderzeniem w monarchię, królowa upewniła się, że nie jest w stanie porozumieć się z niestabilną emocjonalnie Dianą, i zarządziła rozwód. Cień księżnej Walii wisi zresztą nad relacją rodzina królewska – Sussexowie jak gradowa chmura. W pretensjach młodej pary widać podobną niedojrzałość emocjonalną, egocentryzm, roszczeniowość, co w wypowiedziach Diany, które śledziłam dzień po dniu przez 7 lat. Interesująca może być różnica opinii Williama i Harry’ego nt. obowiązków publicznych rodziny, które starszy widzi jako przywilej, a drugi – ciężar. Nie bez powodu Harry stwierdził „współczuję ojcu i bratu znalezienia się w tej złotej klatce”, lustrzane odbicie stosunku Diany do jej sytuacji. Jego relacja z Meghan ma także swoje powiązania z przeszłością. Psychologowie powiedzieliby – projekcja, przeniesienie układu Diana – Karol na relacje rodzina królewska – jego żona. Tyle, że oba przykłady nie mają z sobą wiele wspólnego. W latach 80. i 90. jego matka istotnie borykała się z anachronicznym protokołem dworskim, a Meghan – nie. W ciągu tych 30. lat monarchia została przez mądrą i odważną Elżbietę II zmodernizowana, została dobrze przyjęta i w dużej mierze od niej zależały relacje z rodziną. To było przecież spełnienie marzeń Wallis Simpson! Meghan Markle wybrała … przywileje i wieczne pretensje.
Czy brytyjska monarchia jest w niebezpieczeństwie? Sondaż poważnego ośrodka YouGov mówi, że dziś Sussexowie zbierają po raz pierwszy więcej ocen negatywnych niż pozytywnych: 48 do 45 proc. Złych ocen księżnej Sussex jest aż 58 proc., dobrych 31, czyli ostry zjazd. Najlepsze notowania mają oboje w grupie wiekowej 18-24, najgorsze w grupie powyżej 65 lat, tylko 27 i 13 proc. ocen pozytywnych i aż 69 i 83proc. negatywnych. Ciekawe, że wywiad w znikomym tylko stopniu wpłynął na notowania trojga najpopularniejszych członków rodziny, Elżbiety II, księcia Williama i jego żony Catherine. Widać, że ich popularność jest trwała, co należy uważać za sukces. Pracując w Londynie byłam świadkiem dwóch poważnych kryzysów monarchii, oba związane z księżną Walii. Pierwszy w 1992 roku, kiedy został opublikowany światowy bestseller „Diana: prawdziwa historia” Andrew Mortona, propagandowa, oskarżycielska wersja relacji księżnej i The Royal Household. Prezentował brytyjską monarchię z punktu widzenia labourzysty, jako anachroniczną, bardzo drogą – co nie jest prawdą – dystansującą się od problemów społeczeństwa. O mądrości Elżbiety II niech świadczy fakt, że już w następnym roku zaczęła płacić podatek dochodowy – choć na mocy umowy z rządem z 1932 roku, po zrzeczeniu się licznych nieruchomości – nie musiała. Zredukowała także Listę Cywilną, członków rodziny królewskiej na utrzymaniu podatników, z 13 do 3 osób. Itd., itd. Brama do reform monarchii została otwarta. Drugim momentem przełomowym była śmierć Diany w 1997 roku, kiedy manipulowane przez BBC, Guardiana i lewicowe tabloidy z grupy Mirror tłumy, oblegające Kensington Palace, wpadły w histerię i oskarżały Elżbietę II i księcia Filipa o „moralną odpowiedzialność” i „przyczynienie się do śmierci lady Diany”. Paradoksalnie, w tych trudnych chwilach wielkim sojusznikiem królowej okazał się premier Tony Blair, doskonale rozumiejący niebezpieczne związki władzy z mediami, którego w kilka lat później macierzysta partia usunęła za „centryzm”.
Przez 16 lat księżna Walii była najczęściej fotografowaną kobieta świata, promowana na ikonę stylu i działalności charytatywnej. Drugą Matkę Teresę z Kalkuty. Pamiętam jak jakimś dzikim paradoksem losu po kilku dniach od wypadku w Paryżu, w Kalkucie zmarła prawdziwa święta. Media brytyjskie poświęciły jej kilka zdań, w tym „Matka Teresa bardzo ceniła działalność charytatywną księżnej Diany”. Pomyślałam wtedy, świat zwariował. Ale to nie świat - po prostu Diana była najlepszą bronią w ręku anty-monarchistów! Teraz znowu zwietrzyły krew i będą eksploatować jej syna i synową w próbach obalenia monarchii. Początek został już zrobiony.
Co dalej z brytyjska monarchią? Dziś, dzięki ciężkiej pracy królowej, jej elastyczności i rozumieniu kolejnych mądrości etapu, a także wysokim kwalifikacjom specjalistów od PR w Pałacu Buckingham, ma się dobrze. Nie ma mowy o abdykacji, Elżbieta II wciąż powtarza, że „monarcha, to rola i odpowiedzialność na całe życie”. I choć opinion polls następcy tronu od ponad dwóch dekad utrzymują się na niskim poziomie, nie ma możliwości o „skoku o pokolenie” i przejęciu tronu przez znacznie popularniejszego księcia Williama. Królowa jest przeciwna tej koncepcji i twierdzi, że tylko w dwóch przypadkach tron mógłby ominąć Karola – gdyby zmarł lub gdyby sam zrzekł się korony. I tu w sukurs królowej przychodzą konstytucjonaliści jak lord Norton, prof. Hall University, który twierdzi: ”Aby zaistniała to druga okoliczność, musiałoby się zmienić prawo. Ale generalnie, i w przeciwieństwie do monarchii holenderskiej czy norweskiej, abdykacja jest obca naszemu prawu i naszej obyczajowości”.
Tymczasem w konstrukcji monarchii nie widać groźnych pęknięć. Sytuacja może się zmienić, jeśli tron obejmie książę Walii. Wiele na ten temat mówi ostatnia biografia „Książę Karol” amerykańskiej dziennikarki Catherine Mayers, którą przetłumaczyłam kilka lat temu. Pamiętajmy, że jest po masakrze, jakiej dokonały na nim lewicowo-liberalne media w latach wojny lady Dianą, w której tylko on ucierpiał, i z której właściwie nigdy się nie podniósł. Sam książę Walii także nie ułatwia sprawy monarchistom. Z jednej strony patronuje fundacji The Prince’s Trust, która umożliwia wykształcenie czy pracę ok. 55 tys. młodzieży z nieuprzywilejowanych środowisk rocznie. Cenna wydaje się jego pasja do żywności organicznej, w dobrym supermarkecie Waitrose można kupić wyroby wysokiej jakości z książęcym logo. Trudno go ganić za upodobania do sztuki islamskiej i poezji sufickiej. Jednak bliskie kontakty z Saudyjczykami, którzy w dużej mierze finansują światowy terroryzm, nie przysparzają mu zwolenników. Jak również inklinacje do holizmu i otaczanie się tak kontrowersyjnymi postaciami jak filozof i szarlatan Laurens van der Post czy dziś Greta Thunberg. Współautor traktatu „Harmonia: nowy sposób spojrzenia na świat” czy ostatnio „Big Reset”, gdzie nawet rozsądne idee jak czyste środowisko i zdrowa żywność, prezentuje w jakimś New Age’owym sosie, powołując się na para-uczonych, w taki sposób, że ludzie przestali go słuchać. I zapominają o jego najcenniejszym projekcie, Prince’s Trust i wielu innych. Więc Long Live the Queen!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/544201-co-oznacza-wywiad-oprah-winfrey-dla-brytyjskiej-monarchii