Po wyborczym sukcesie w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie w ubiegłą niedzielę niemieccy Zieloni przeszli do politycznej i programowej ofensywy publikując w czwartek swój manifest programowy, który ma zostać uchwalony na zaplanowanym na czerwiec zjeździe formacji.
Rola Zielonych w przyszłym rządzie
Obecnie partia Zielonych określana jest przez obserwatorów mianem king-makera, bo jeśli uda jej się utrzymać poziom politycznego poparcia, choć zwolennicy formacji liczą na utrzymanie dynamiki wzrostowej, to przyszła koalicja rządząca Niemcami nie będzie mogła powstać bez ich udziału. Jeśli zaobserwowany spadek poparcia dla Chadeków się utrzyma - a czas nie pracuje na korzyść formacji kanclerz Merkel w związku z kryzysem unijnego programu szczepionkowego i przedłużającym się lockdownem, czym wyborcy, również zdyscyplinowani Niemcy, są już bardzo zmęczeni - to można sobie wręcz wyobrazić sytuację, że jesienią będą możliwe dwie koalicje rządzące. Jedna centoro-prawicowa z CDU/CSU i druga, centrolewicowa, z SPF i FDP, ale w każdej z nich kluczową role będą odgrywali Zieloni. Ta sytuacja wpłynęła, jak uważają obserwatorzy, na zapisy ich dokumentu programowego. Niemieckie media zwróciły uwagę na wprowadzone do programu partii żądania, aby począwszy od 2030 roku w Niemczech rejestrowane były wyłącznie zero–emisyjne, czyli elektryczne, samochody oraz, aby od razu wprowadzić ograniczenie prędkości na niemieckich autostradach (130 km/h). W Polsce odnotowano stanowcze żądanie Zielonych zablokowania Nord Stream 2, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na inny element ich programu, który umknął uwadze szerokiej publiczności. Otóż niemieccy Zieloni opowiadają się w swym dokumencie programowym za „nowoczesną Bundeswerą”, odrzucają „arbitralny” pułap 2 proc. wydatków na cele wojskowe w relacji do PKB, chcą odejścia od „przestarzałych doktryn powstrzymywania z czasów zimnej wojny” i chcieliby, aby ich ojczyzna była krajem „wolnym od broni atomowej”. Szczególnie ten ostatni zapis jest intrygujący, bo to za rządów przyszłej koalicji, której częścią raczej na pewno będą Zieloni, ma być przesądzona kwestia zakupu przez Luftwaffe samolotów F-18 Super Hornet, których posiadanie jest warunkiem uczestnictwa Niemiec w programie Nuclear Sharing. Gdyby odnosić się tylko do tych zapisów to przyszłość tego projektu nie jawi się różowo.
Ciche działania USA
Tym bardziej, że jak informują Hans M. Kristensen i Matt Korda amerykańscy eksperci, którzy opublikowali coroczny raport na temat amerykańskiej broni atomowej, jeśli chodzi o arsenał jądrowych ładunków taktycznych znajdujących się obecnie w Europie, który obejmuje wyłącznie bomby typu B61 w różnych wariantach, to został on w ostatnim czasie, po cichu, przez Amerykanów znacznie zredukowany. Rosyjski Kommierasnt wręcz ze zdziwieniem napisał, że o ile w przeszłości Waszyngton redukując swą obecność żądał od Moskwy lustrzanego podejścia, to teraz nic podobnego nie miało miejsca, Rosjanie nawet nie zostali o tym poinformowani. Jeszcze kilka lat temu, na podstawie dostępnych informacji eksperci mówili o 150 ładunkach znajdujących się w 5 europejskich bazach (wliczając do nich turecką İncirlik), o tyle teraz możemy mieć do czynienia z liczbą co najwyżej 100 ładunków tego rodzaju. Przy czym następuje też ich modernizacja, polegająca na wprowadzaniu na wyposażenie bomb B61-12 o znacznie mniejszej mocy (do 50 kT) za to wyposażonych w lepszą aparaturę umożliwiającą zwiększanie precyzji trafień. Ta redukcja amerykańskiego potencjału taktycznych ładunków nuklearnych w Europie, jak spekulują Kristiansen i Korda, może mieć związek z niepewnością Waszyngtonu co do przyszłości bazy w Turcji i pogarszającymi się relacjami z Ankarą. W mediach pojawiły się nawet jesienią 2019 roku informacje o ewakuacji wszystkich 50 ładunków z tureckiej bazy, ale wówczas specjalizujący się w tematyce wojskowej portal The Drive pisał o liczbie 150 – 200 ładunków będących w szeroko rozumianej Europie. Turcja nie jest zresztą stroną programu Nuclear Scharing, którego przyszłość nie wygląda w Europie dobrze.
Warto przypomnieć w tym kontekście, że w parlamencie belgijskim w styczniu 2020 roku głosowano rezolucję wzywającą Stany Zjednoczone do wycofania ładunków nuklearnych z bazy w Kleine Brogel. Przepadła ona wówczas wynikiem 74 głosów przeciw wobec 66 za, ale w lutym tego roku sytuacja znacząco się zmieniła w obliczu podpisania przez 5 partii, po 500 dniach negocjacji, porozumienia przewidującego powołanie koalicji rządowej. Jednym z elementów porozumienia programowego jest nie tylko przyłączenie się Belgii do grupy państw popierających Traktat o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (TPNW), ale zajęcie aktywnej pozycji w tej sprawie, zorganizowanie w Brukseli kongresu państw opowiadających się za nuklearnym rozbrojeniem. Jak się wydaje, oczywiście o ile rządząca Belgią koalicja nie zmieni zdania, przyszłość amerykańskiej bazy, w której składowane są bomby jądrowe, wydaje się przesądzona.
Negatywne nastawienie do broni nuklearnej
Rząd Holandii był do tej pory przeciwny uczestnictwa kraju w Traktacie o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej, jednak nastawienie opinii publicznej w tej sprawie jest diametralnie odmienne. Z przeprowadzonych w styczniu tego roku badań wynika, że 78 proc. społeczeństwa chciałoby uczestnictwa Holandii w tym traktacie, co musiałoby doprowadzić do likwidacji bazy w Volkel, w której według ostatnich danych składowanych jest 20 ładunków nuklearnych. Rząd Holandii, mając świadomość stanu nastrojów społecznych, do tej pory nie ujawniał informacji ani na temat tego, że na terenie kraju w ogóle znajdują się ładunki nuklearne, ani tym bardziej danych na temat ich liczby. Wydaje się jednak, że tego rodzaju polityka w najbliższej przyszłości, w związku z narastaniem nastrojów antyamerykańskich i pacyfistycznych w Europie, nie będzie mogła być kontynuowana.
W gruncie rzeczy bardzo podobanie wygląda nastawienie opinii publicznej we Włoszech, gdzie znajdują się dwie amerykańskie bazy (Aviano i Ghedi), w których według dostępnych informacji mają znajdować się ładunki jądrowe. I tam liczba przeciwników amerykańskiej obecności nuklearnej kształtuje się na poziomie 80 proc. Ale nawet jeśli włoski rząd kontynuował będzie dotychczasową politykę w tym zakresie, to czy wobec zmian w postawie Niemiec i Belgii program Nuclear sharing będzie kontynuowany przez Stany Zjednoczone? Czy trwająca właśnie procedura Posture Review, oceny przydatności 700 amerykańskich baz wojskowych zlokalizowanych poza granicami kraju nie skłoni Waszyngtonu do decyzji o zwinięciu parasola nuklearnego nad Europą, a przynajmniej tej jego części, które obejmuje taktyczne ładunki jądrowe?
Ocena sytuacji z Londynu
W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na zapisy, zwłaszcza części związanej z bronią jądrową, opublikowanego w miniony poniedziałek raportu brytyjskiego rządu, tzw. The Integrated Review, w którym nakreślona została strategia państwa w zmieniającej się sytuacji międzynarodowej do roku 2030. Generalnie Londyn oceniając ewolucję stosunków międzynarodowych jest zdania, że będą się one zaostrzały, rywalizacja zdominuje dążenie do współpracy, a głównym strategicznym przeciwnikiem Wielkiej Brytanii będzie Rosja. W części dotyczącej brytyjskiego potencjału nuklearnego znalazły się zapisy będące świadectwem głębokiego przewartościowania podejścia Londynu. Otóż w obliczu, jak napisano, „znaczącego wzrostu i dywersyfikacji arsenału nuklearnego” niektórych państw kontynuowanie dotychczasowej rozbrojeniowej polityki Londynu nie jest możliwe. W 2010 roku ówczesny rząd brytyjski podjął decyzję o stopniowej redukcji ładunków do poziomu 180 sztuk, z liczby 225 znajdujących się w arsenałach. Obecnie, jak się szacuje, Brytyjczycy dysponują liczbą 190, zresztą głownie leasingowanych od Stanów Zjednoczonych, ładunków. W najbliższych latach ma to się zmienić i docelowo Londyn ma dysponować 260 ładunkami. Dodatkowo, jak zadeklarowano w dokumencie, Wielka Brytania chce posiadać cztery nuklearne łodzie podwodne, aby przynajmniej jedna z nich mogła stale dyżurować w wodach międzynarodowych. Autoryzacja użycia tych ładunków znajduje się w rękach brytyjskiego premiera, ale jak zaznaczono, mają one mieć wyłącznie defensywny charakter, jako obrona w razie ataku, w tym obrona państw sojuszniczych z NATO. W 2024 roku ma tez zostać odnowiony brytyjsko-amerykański traktat o wzajemnej obronie z 1958 roku.
Sformułujmy zatem hipotezę. Czy nie mamy do czynienia z faktycznym wycofywaniem się Stanów Zjednoczonych z Europy, zwłaszcza jeśli chodzi o obecność taktycznych ładunków nuklearnych na kontynencie? Zmniejszenie liczby przechowywanych ładunków wobec przygniatającej przewagi Rosji w zakresie taktycznej broni jądrowej ma wymiar przede wszystkim polityczny i musi uwzględniać negatywne nastawienia, zarówno społeczeństw jak i rządów krajów zachodniej części Europy. Czy to faktyczny kres programu Nuclear Sharing, który może zostać zlikwidowany, jeśli Niemcy nie zdecydują się na zakup samolotów zdolnych w nim uczestniczyć, a Belgowie podtrzymają dzisiejsze stanowisko? Rosjanie tradycyjnie byli przeciwnikami uczestnictwa państw trzecich w programie uważając, że w istocie łamie on porozumienie o nieproliferacji broni jądrowej. Czy zatem jego likwidacja nie jest kolejnym, po zawarciu porozumienia w sprawie New START, sygnałem adresowanym do Moskwy o możliwości znalezienia pól pragmatycznej współpracy, zwłaszcza jeśli chodzi o broń jądrową? Te wszystkie kwestie wymagają wyjaśnienia, zwłaszcza, że w ubiegłym roku pojawiła się propozycja, sformułowana przez amerykańską ambasador, aby ładunki z niemieckiej bazy Büchel przenieść do Polski. W tym kontekście rozpatrywany był też zakup przez Warszawę amerykańskich F-35, które są na tyle kosztowne i drogie w utrzymaniu, iż niektórzy specjaliści kwestionują celowość ich nabycia gdybyśmy tylko chcieli realizować „zwykłe” zadania w zakresie obrony. Te pytania wymagają pilnej odpowiedzi, bo jeśliby okazało się, że zwijany nuklearny parasol amerykański ma zostać zastąpiony przez brytyjski, to wymaga to istotnych zmian w polityce bezpieczeństwa Warszawy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/543945-czy-mamy-do-czynienia-ze-zwijaniem-parasola-nuklearnego-usa