Niemcy, tak wielkie i tak pewne siebie, są dziś w wielu dziedzinach co najwyżej mierne, i dotyczy to niestety także tych obszarów, w których dokonuje się obecnie nowa rewolucja przemysłowa - pisze w eseju na łamach tygodnika „Spiegel” Ullrich Fichtner.
Na pierwszy rzut oka absurdalne wydaje się przypisywanie dzisiejszym Niemcom egzystencjalnego kryzysu
— przyznaje autor.
Zanim koronawirus wstrząsnął światem, kraj znalazł się w końcu we wspaniałej pozycji. Zdecydowanie największa gospodarka w Unii Europejskiej doświadczyła wielu lat dobrej aktywności gospodarczej i przyzwoitego wzrostu w drugiej dekadzie XXI wieku, znowu nastąpił mały cud gospodarczy, który jeszcze bardziej zwiększył i tak już imponującą siłę rynkową Niemców
— dodaje.
Jednak zdaniem Fichtnera tylko „z daleka obraz nadal wygląda na niezakłócony, ale jeśli przyjrzeć się uważnie, już zaczął się pogarszać”.
Niemcy, tak wielkie i tak pewne siebie, są dziś w wielu dziedzinach co najwyżej mierne, i dotyczy to niestety także tych obszarów, w których dokonuje się obecnie nowa rewolucja przemysłowa. Podczas gdy szczególnie postępowe kraje azjatyckie i skandynawskie już na początku lat 90. rozpoczęły wielkie rekonstrukcje nadchodzącego społeczeństwa cyfrowego, w Niemczech jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że możliwości internetu są (…) tylko nowomodnym gadżetem. Nie mogło to pozostać bez konsekwencji
— czytamy w „Spieglu”.
Fichtner wylicza przykłady. W zestawieniu „Speedtest Global Index”, które zawiera listę krajów uprzemysłowionych według szybkości ich łączy szerokopasmowych, Niemcy zajmują 34. miejsce, a Rumunia, Dania, Francja, Szwajcaria, Hiszpania i Węgry znajdują się w pierwszej dziesiątce.
Haniebne miejsce Niemiec
Raport „Digital Riser”, który porównuje postęp cyfrowy w 140 krajach, „plasuje Niemcy na haniebnym 16. miejscu” wśród 20 największych krajów uprzemysłowionych. W uznanym na całym świecie rankingu IMD, który ocenia cyfrową konkurencyjność 63 krajów według ponad 50 kryteriów, Niemcy spadły z bardzo dobrego 6. miejsca w 2014 r. na 18. miejsce w 2020 r.
Również „Digital Intelligence Index” plasuje Niemcy dopiero na 18. miejscu i klasyfikuje kompetencje cyfrowe niemieckich użytkowników jako bardzo słabo rozwinięte.
Fichtner pisze, że „w obliczu takich liczb można odnieść wrażenie, że w ostatnich tygodniach szesnastoletniej kadencji Angeli Merkel nieustannie głoszony projekt polityczny, polegający na „przygotowaniu” kraju na wszystkie przyszłe wyzwania, na „społeczeństwo wiedzy”, na nowy wspaniały świat gospodarki cyfrowej, poniósł sromotną klęskę. Wszystkie dobre intencje w pewnym sensie wygasły, nigdy nie było mowy o wielkich projektach. Również na szczeblu europejskim Niemcy pozostawały dość bierne i nieme, dopóki nie chodziło o utrzymanie pieniędzy (…)”.
Czas rządów Merkel ujawnia według autora „podstawową niemiecką postawę, która prawdopodobnie będzie się utrwalać wraz z każdym kolejnym wzrostem średniego wieku ludności: ten bogaty kraj już dawno przestał mieć jakiekolwiek cele (…), nie ma ambicji innych niż zachowanie dobrobytu, który osiągnął, poziomu emerytur i wszystkich innych przywilejów. Wolelibyśmy nie robić nic, tylko czekać i patrzeć. (…) Możecie uważać, że to rozsądne, ale na dłuższą metę nie da się tego utrzymać”.
Tesla, która została założona w 2003 roku, w marcu 2021 roku jest warta ponad dwa razy więcej niż trzy główne niemieckie firmy motoryzacyjne razem wzięte
— zauważa publicysta.
Niemiecka mentalność została doskonale ucieleśniona przez dumnych prezesów i mistrzów inżynierii Volkswagen & Co. Wciąż byli sceptycznie nastawieni do elektrycznej mobilności, kiedy państwowe firmy w Chinach produkowały już masowo autobusy miejskie zasilane bateriami. Odrzucili szefa Tesli Elona Muska jako dziwaka i nadal uważają, że jego firma jest przereklamowana. Byli zbyt wyrafinowani lub zbyt tchórzliwi, by współpracować z Apple, Google & Co. Sami nie mieli już żadnych błyskotliwych pomysłów
— dodaje.
W kraju, w którym wynaleziono pociąg elektryczny, budowa nowej dużej stacji kolejowej jest praktycznie niemożliwa. W ojczyźnie Otto Lilienthala, który pierwszy szybował w powietrzu, państwo przez dziesięciolecia nie potrafiło zbudować lotniska dla swojej stolicy
— kontynuuje autor.
W dużych, a nawet ogólnokrajowych projektach federalizm często okazuje się gwarancją prowincjonalnej małostkowości
— twierdzi Fichtner.
Jego zdaniem to właśnie „federalizm w jego obecnej formie osłabia i hamuje cały kraj”. „W przypadku ogromnych zadań, które są w toku, potrzeba znacznie więcej opcji centralnego podejmowania decyzji” - ocenia autor.
Fichtner ubolewa, że obecnie w Niemczech „nie ma żadnego pozytywnego projektu, żadnej politycznej propozycji wspólnej podróży w przyszłość”, a społeczeństwo, które jest zamknięte na zmiany, nie może pozostać zamożne na dłuższą metę”, zaś kultura, która „odwraca się od przyszłości, jest skazana na zagładę”.
mly/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/543512-spiegel-niemcy-w-wielu-dziedzinach-sa-mierne