Jewgenij Gontmacher, rosyjski ekonomista, wicedyrektor renomowanego Instytutu Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych Rosyjskiej Akademii Nauk, człowiek współpracujący z rosyjskimi liberałami, zarówno opozycyjnie nastrojonymi wobec polityki władz (Grigorij Jawliński) jak i kierującymi oficjalnymi instytucjami (Aleksiej Kudrin), napisał na łamach Nowej Gaziety ciekawy artykuł ukazujący dylematy przed którymi stoi dziś Rosja i kwestie żywo dyskutowane w środowiskach rosyjskich elit.
Krach obecnego reżimu albo nieodwracalna stagnacja?
Stawia on w nim tezę, iż jakkolwiek obecna władza ma wystarczające zasoby siły i determinacji aby jeszcze długo trwać, to niezależnie od tego albo demografia i gospodarka przyczynią się do krachu obecnego reżimu albo, w razie sukcesu obecnego obozu władzy, Rosja pogrąży się w nieodwracalną stagnację. Zdaniem Gontmachera zmian można oczekiwać najprawdopodobniej w perspektywie 8 – 10 lat, choć oczywiście możliwe są też inne scenariusze. Może się pojawić kolejny „czarny łabędź”, który przyspieszy już rysujące się wyraźnie procesy degradacji i rozpadu, ale równie prawdopodobnym jest wariant trwania obecnej władzy do roku 2036 i później. Jednak niezależnie od tego co wydarzy, oczywiście za wyłączeniem scenariusza rewolucyjnego, Rosję, zdaniem Gontmachera w nadchodzących kilkunastu latach i tak czeka cywilizacyjna degradacja, bo o tym czy rosyjskie społeczeństwo i państwo „załapią” się na rozpędzającą się właśnie kolejną światową rewolucję technologiczną decyduje się teraz a niewiele wskazuje na to, iż to nastąpi.
Rosjanie na początku nowego tysiąclecia uwierzyli, że będzie im się żyło lepiej
Ocenę sytuacji rosyjskiej władzy można przeprowadzić, argumentuje Gontmacher, z dwu perspektyw. Patrząc wstecz lub starając się zajrzeć za horyzont przyszłych wydarzeń. Obydwa te podejścia dają odmienne rezultaty, zwłaszcza jeśli chodzi o ocenę tego na ile władza jest silna i jak długo utrzyma się jeszcze w Rosji putinizm. Zacznijmy od tego pierwszego podejścia. Kluczowym z tej perspektywy jest porównanie mizerii epoki jelcynowskiej z tym co stało się za pierwszych lat rządów Władimira Putina. Każdy w Rosji, choć niewielu na Zachodzie, pamięta, że w latach 2000 – 2007 dochody statystycznego Rosjanina wzrosły o 240 proc. Był to oczywiście skutek skokowego wzrostu cen eksportowanych węglowodorów, które w 2000 roku, czyli na początku rządów Putina średnio kosztowały (baryłka ropy naftowej) 25 dolarów, by potem wystrzelić do 134 dolarów. Ten wzrost dobrobytu Rosjan, który jedynie do pewnego stopnia daje się wytłumaczyć niskim punktem startu, był też w sporej części wynikiem polityki władzy. Współczynnik Giniego, który w syntetyczny sposób oddaje rozwarstwienie dochodów, nie rósł w latach naftowej prosperity dramatycznie, co oznacza, jak argumentuje Gontmacher, że mniej lub bardziej, ale wszyscy Rosjanie cieszyli się wówczas wzrostem zamożności. Szybko poprawiły się w związku z tym wskaźniki demograficzne. „Współczynnik dzietności”, który informuje ile średnio dzieci rodzi w czasie swego życia kobieta wzrósł w Rosji z katastrofalnego poziomu 1,16 do 1,6, co wówczas było największym skokiem w Europie. Rosjanie na początku nowego tysiąclecia uwierzyli, że będzie im się żyło lepiej, dostatniej i bezpieczniej.
Naftowy boom władze wykorzystały i realizują tę politykę nadal, do budowy finansowej „poduszki bezpieczeństwa”, której potrzeba była też uzasadniana chęcią odbudowy suwerenności Rosji, państwa nie muszącego słuchać dyktatu sterowanych przez Waszyngton instytucji finansowych. Te środki gromadzone „na czarną godzinę” wynoszą dziś prawie 180 mld dolarów w Funduszu Dobrobytu Narodowego oraz 600 mld dolarów zgromadzonych w państwowych rezerwach złota. Dodatkowo Rosja ma jeden z najniższych wśród krajów rozwiniętych wskaźników relacji długu do PKB, wynoszący 19 proc. Sumarycznie daje to władzy nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale możliwość, jeśli pogorszą się nastroje społeczne, „dorzucenia” pieniędzy najbardziej niezadowolonym grupom społecznym czy regionom. I to właśnie wpływa na fakt, że rosyjski reżim trzyma się nadal mocno i niewiele wskazuje na to, iżby wyczerpywały się jego siły witalne.
Optyka „powrotu dobrych czasów”
Koniunktura naftowa skończyła się w Rosji wraz z kryzysem roku 2008, a po roku 2014 można mówić o tym, że jej gospodarka weszła w fazę stagnacyjną, średni wzrost PKB nie był bowiem wyższy niźli 1 proc. rocznie. Z punktu widzenia dochodów statystycznych Rosjan można mówić wręcz o spadku. Od 2014 roku zmniejszyły się one o 11 proc. Jednak, jak argumentuje Gontmacher, ten spadek nie jest głównym czynnikiem motywującym ludzi do artykułowania sprzeciwu wobec Putina, a przynajmniej nie w każdej grupie społecznej. Wśród większości Rosjan dominuje bowiem optyka „powrotu dobrych czasów” a pamięć o eldorado początku wieku jest silniejsza niźli doświadczenie spadku ostatniego siedmiolecia, tym bardziej, że spadek jest znacznie mniej spektakularny niźli uprzedni wzrost.
Gdyby na sytuację dzisiejszej Rosji patrzeć z tej perspektywy, to zmiany polityczne mogą nie nastąpić w ogóle lub przyjść ze znacznym opóźnieniem, związanym z czynnikami biologicznymi, czyli nazywając rzeczy po imieniu, śmiercią tyrana. Jednak możliwa jest, jeśli chodzi o możliwe ścieżki, którymi podąży Rosja inna niźli retrospektywna perspektywa. O ile w przeszłość spoglądają starsze roczniki Rosjan, o tyle na przyszłości koncentrują się młodzi, urodzeni już w latach 90-tych i później, którzy jelcynowskiej smuty albo nie pamiętają w ogóle, albo pamiętają bardzo słabo i z perspektywy dzieci. Dziś, w opinii rosyjskiego ekonomisty, mamy w Rosji do czynienia ze społeczną równowagą – ludzi poniżej 35 roku życia w myśleniu których dominuje nowa optyka nie jest jeszcze większość, ale ta sytuacja w najbliższym dziesięcioleci się zmieni. Już zresztą zaczęła się zmieniać, bo socjologowie zauważyli, że ostatnie protesty po aresztowaniu Nawalnego w sensie społecznym zdominowane były przez ludzi w wielu 28 – 35 lat. Dla nich punktem odniesienia są lata względnego dobrobytu i otwartości Rosji na świat początku nowego tysiąclecia. Obecne ograniczenia, politykę odcinania się od Zachodu i widoczne już gołym okiem zapóźnienie rosyjskiego organizmu gospodarczego postrzegają oni nie tyle w kategoriach zagrożenia dla własnego bytu, co raczej postawienia pod znakiem zapytania ich własnych i dzieci perspektyw na przyszłość.
Ta optyka będzie w najbliższych latach dominować w społecznej recepcji sytuacji Rosji, co oczywiście nie musi prowadzić do wybuchu. W grę wchodzą też inne, ale wszystkie złe z punktu widzenia strategii państwowej, możliwości społecznych reakcji. Być może nasili się emigracja i równolegle wzrośnie liczba ludzi nie przejawiających inicjatywy i niezbędnego dla rozwoju społeczeństwa, nonkonformizmu. Na to nakładają się ewidentne niewydolności zetatyzowanej rosyjskiej gospodarki, której wzrost nawet w realiach wysokich cen ropy naftowej na światowych rynkach stoi pod znakiem zapytania. Zresztą, jak trafnie zauważył Gontmacher w 2013 roku, kiedy nie było jeszcze zachodnich sankcji cena ropy naftowej przekroczyła 100 dolarów za baryłkę a gospodarka wcale nie przyspieszyła.
Obecnie i w najbliższej przyszłości w Rosji nałożą się na siebie wszystkie negatywne czynniki. Kapitał społeczny, z którym kraj wkroczy w zaczynającą się w świecie nową rewolucje technologiczną, będzie nie tyle zły, co fatalny. Młodzi najbardziej innowacyjni Rosjanie albo wyemigrują, albo zradykalizują się politycznie albo wreszcie zwycięży konformizm. Niezależnie jednak od tego która tendencja społeczna okaże się dominującą dla perspektyw modernizacji i rozwoju rosyjskiej gospodarki każda z nich jest zła. Na to nałoży się uzależnienie od eksportu surowców i dominująca w polityce władzy perspektywa przetrwania. Zrozumiała z powodów biologicznych, Putin kończący w tym roku 69 lat nie planuje przecież na dwadzieścia lat wprzód, ale z punktu widzenia strategii państwowej zgubna. Zastój Rosji pogłębią sankcje i odcięcie kraju od nowoczesnych technologii.
„Władza jest zbyt silna aby upaść, a społeczeństwo zbyt słabe aby jej w tym dopomóc”
W efekcie, jak argumentuje Jewgenij Gontmacher, każda nowa władza, która przyjdzie po Putinie odziedziczy kraj nie tylko w zastoju, ale również społecznie zdegradowany, co niezwykle silnie, negatywnie wpłynie na perspektywy rozwoju Rosji. „Rosja znajdzie się w odczepionym wagonie” europejskiego pociągu rozwoju. „Co powinniśmy zrobić – pyta retorycznie – my wszyscy którzy teraz mieszkają w Rosji i nie zamierzają jej opuszczać? Na początek musimy przynajmniej uświadomić sobie, jak głęboko utknęliśmy w grzęzawisku i to, że nadal się pogrążamy”. Gontmacher nie kreśli w swym wystąpieniu scenariuszy wyjścia z tej patowej sytuacji, w której znalazła się obecnie Rosja. Władza jest zbyt silna aby upaść, a społeczeństwo zbyt słabe aby jej w tym dopomóc. Upaść powinna, jeśli Rosja chce w ogóle myśleć o gonieniu świata. Kontynuacja obecnych trendów uczyni z niej państwo trwale zapóźnione rozwojowo i zdegradowane cywilizacyjnie. Ten brak odpowiedzi na tradycyjne w rosyjskim dyskursie pytanie – Co robić? jest w pewnym sensie symboliczny. Nie tylko dlatego, iż wyjścia z obecnej sytuacji niemal nikt, włączając w to władze, zdaje się nie dostrzegać, ale również dlatego, że wyraźnie rysuje się perspektywa pesymistyczna, w myśl której sytuacja w Rosji może się w najbliższych latach tylko pogarszać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/542363-rozwazania-o-krachu-rosyjskiego-rezimu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.