W jednej sprawie nikt nie ma wątpliwości: gdyby dzisiaj odbywały się prawybory w partii Republikańskiej, Donald Trump wygrałby je w cuglach i mógł znowu walczyć o prezydenturę Stanów Zjednoczonych. Przyznał to nawet niechętny mu Republikanin Mitt Romney, przyznają i komentatorzy CNN.
Mimo utraty stanowiska nadal ma polityczną moc. Jego przychylność wciąż liczy się wśród konserwatystów, a niechęć politycznie zabija. Przekonała się o tym Nikki Haley, była ambasador USA przy ONZ, niegdyś stronniczka Trumpa ale w ostatnim okresie mocno go krytykująca. Pozwoliła sobie nawet na stwierdzenie (po wydarzeniach na Kapitolu), że „Trump nas zawiódł”. Potem próbowała uzyskać u Trumpa audiencję ale została odprawiona. I nie wystąpi na corocznej - od 1973 roku! - konferencji konserwatywnej Ameryki CPAC (Conservative Political Action Conference) choć bardzo chciała i była jako mówczyni przewidziana.
CPAC trwa na Florydzie już trzeci dzień i zebrali się tam prominentni politycy Partii Republikańskiej. Dominuje uznanie dla polityki Trumpa w okresie prezydentury oraz ostra krytyka skrajnie ideologicznej w sprawach wewnętrznych prezydentury Joe Biden’a. Charakterystyczne było wystąpienie Kristi Noem, gubernator Dakoty Południowej, która stwierdziła iż za poprzedniej administracji stworzono 7 milionów miejsc pracy ale wszystko zostało zniszczone. I to „nie covid niszczy, ale rząd”. W Południowej Dakocie przyjęto bowiem bardzo liberalne ograniczenia, działają szkoły, większość biznesów. Wszystko oparte na zasadzie, że każdy jest za siebie odpowiedzialny, a władza tę odpowiedzialność szanuje. Efekty nie są statystycznie złe, ale też nie mówimy o obszarach silnie ludnościowo zagęszczonych. Nie zmienia to faktu iż przekonanie, że ostre restrykcje antycovidowe były i są błędem, dominuje w wystąpieniach.
Podobnie jak sprawy imigracji. Proimigrancka kampania Bidena już bowiem skutkuje zwiększoną presją na granicy z Meksykiem. A nowa administracja nie za bardzo wie, co z tym faktem zrobić. Na razie przychylne jej media przestały mówić o „dzieciach w klatkach” - jak nazywano miejsca przetrzymywania zatrzymanych nieletnich - a zaczęły te same miejsca nazywać „miejscami schronienia dla imigrantów”.
Relacje i transmisje z tegorocznej CPAC pozwalają postawić tezę, że mamy do czynienia z istotnym przełomem. Próba eliminacji Trumpa z polityki nie powiodła się. Wydarzenia z 6 stycznia, kuriozalny choć tragiczny w skutkach szturm tłumu na Kapitol, budzi coraz więcej wątpliwości co do przebiegu. Próba przypisania odpowiedzialności ówczesnemu prezydentowi (rzekome podżeganie do powstania) upadła tak w Senacie (nieudany drugi impeachment), jak i w oczach opinii publicznej. W każdym razie tej istotnej dziś dla Donalda Trumpa - konserwatywnej. Oczywiście, część partyjnego establishmentu też wolałaby, by sobie poszedł (konflikt z liderem mniejszości republikańskiej w Kongresie Kevinem McCarthy’m). Ale poparcie wyborców jest za silne, by o tym myśleć. To raczej Trump spróbuje przebudować partyjne elity.
Stąd tak duże napięcie przed zaplanowanym na dzisiaj jego wystąpieniem. Jeśli znajdzie jakiś nowy ton, nowy pomysł, może jeszcze nabrać energii. Jego stronnicy są oszczędni w przeciekach. Wskazują tylko, że podejmie tematy imigracji i ideologicznego kursu nowej administracji. Ma już zresztą sporo amunicji. Amerykanie znowu bombardują na Bliskim Wschodzie - a podobno to on był podżegaczem wojennym. Media pokazują też ludzi, którzy właśnie stracili pracę, bo Biden anulował zgodę na budowę rurociągu z Kanady. Jednocześnie jednak wyraźnie złagodził ton wobec Nord Stram 2 - a w każdym razie próbował. „Nie jest tak, że w ogóle nie lubi rurociągów. Rosyjskie lubi”** - komentują złośliwie Republikanie. Niby sprawy nie pierwszorzędne, ale jest ich sporo i się odkładają.
Wszystko przed czym ostrzegaliśmy potwierdziło się. Oni naprawdę zamierzają wszystko skasować
— szydził Donald Trump junior w trzecim dniu CPAC.
To kasowanie nawiązuje oczywiście do „cancel culture”, czyli przeganiania z przestrzeni publicznej wszystko co współcześnie bądź w przeszłości pachniało wartościami tradycyjnymi. Potężne wrażenie wywołują cenzorskie akcje mediów społecznościowych.
Pojęcie „nowa tyrania” zyskuje na popularności. Szuka się sposobu na przeciwstawienie temu, na odbicie przestrzeni publicznej, w tym uniwersyteckiej, dla wolności słowa.
Wszystko to pozwala konserwatystom z umiarkowanym optymizmem myśleć o dalszej walce. W 2022 spróbują odbić i Kongres i Senat - i nie są bez szans. Zapomina się zresztą często, że w tym pierwszym przewaga Demokratów jest minimalna, w drugim też. To by drastycznie zmniejszyło skuteczność ekipy Bidena. I dodało skrzydeł Trumpowi.
Rekin nie odpłynął. Wypłynął na chwilę w morze ale zamierza wrócić i zjeść więcej ludzi
— grzmi Bill Maher, liberalny komentator.
Zgadza się z nim senator Demokratyczny z Montany Jon Tester, który też ostrzega:
Jest dziś liderem wyścigu i jest bardzo prawdopodobne, że zdobędzie nominację republikańską w roku 2024.
Doradca Trumpa z kampanii 2020 roku Jason Miller stwierdza zaś:
Tak, wrócił. Silniejszy niż kiedykolwiek.
Zapowiada się zatem ważna i fascynująca batalia polityczna, ale ze względu na zapędy nowej lewicy do wprowadzenia nowej tyranii, istotna także dla naszej wolności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/541077-co-powie-trump-demokraci-juz-strasza-ze-rekin-powrocil