Dwudniowy szczyt ministrów obrony państw NATO, który właśnie się kończy dobrze pokazuje, że zmiany w Sojuszu następowały będą powoli, w wyniku mozolnie osiąganych kompromisów i godzenia odmiennych perspektyw. Osobną kwestią jest pytanie czy biurokratyczna ociężałość Paktu, który nie podjął nawet decyzji w sprawie ewentualnego przedłużenia swej misji w Afganistanie, której mandat kończy się w maju, odpowiada wyzwaniom naszych czasów. Nie oznacza to jednak, że z polskiego punktu widzenia obecny szczyt nie przyniósł interesujących i potencjalnie korzystnych nowości.
Po raz pierwszy w tym spotkaniu szefów resortów obrony, które z racji pandemii odbywało się on-line, uczestniczył Lloyd J. Austin, nowy szef Pentagonu, który na dzień przed rozpoczęciem szczytu opublikował na łamach The Washington Post artykuł poświęcony stosunkowi nowej administracji do NATO. Nie ma w nim niczego zaskakującego, można nawet powiedzieć, że jest to nudny i pełen banałów tekst, ale jest pierwsza dobra wiadomość, bo oznacza, że czasy, kiedy dyplomaci reprezentujący państwa członkowskie w Waszyngtonie musieli zrywać się o 3 w nocy po to aby sprawdzić zapisy na Twitterze pierwszej osoby w amerykańskim państwie i przekonać się w ten sposób czy poczynione wcześniej na poziomie urzędniczym ustalenia nie zostały jednym wpisem zakwestionowane, przechodzą już, i to dobrze, do przeszłości. Austin podkreślił w swym wystąpieniu, że zgodnie z zapowiedziami Joe Bidena dyplomacja będzie pierwszoplanowym narzędziem amerykańskiej polityki zagranicznej, ale jej skuteczność związana jest z możliwością zastosowania siły, tak aby nie były to tylko puste słowa i niewiele znaczące deklaracja, które każdy może lekceważyć. Napisał też, i to istotna deklaracja polityczna, że „nie możemy sami sprostać, ani nawet nie powinniśmy próbować” w pojedynkę, bez współpracy z sojusznikami mierzyć się z wyzwaniami jakie niosą obecne czasy. Musimy, jak napisał „naradzać się razem, decydować razem i działać razem”. Nie chodzi tylko o wzajemny szacunek, choć i on jest niezmiernie ważny, ale o wyraźnie zarysowaną przez Austina w jego tekście świadomość globalnych i zarazem wspólnych wyzwań jakie stoją przed sojusznikami. To dlatego wspomina o swych rozmowach zarówno z partnerami Stanów Zjednoczonych z państw NATO, ale w jednocześnie zaznaczając, że dzwonił też i rozmawiał z liderami państw azjatyckich. Wyraźnie widać zmieniającą się perspektywę Waszyngtonu, który swe sojusze w ramach NATO stawia co najmniej na równym poziomie ze współpracą w państwami azjatyckimi. Z kwestii szczegółowych Austin poruszał problem zaangażowania NATO w Afganistanie, ale również pisał o polityce zmierzającej do powstrzymania agresywnych coraz bardziej Chin i Rosji. Ta globalna odpowiedzialność jest nie tylko nawiązaniem do raportu Grupy Refleksyjnej powołanej przez Sekretarza Generalnego NATO zawierającego propozycje zmian w strategii Sojuszu (NATO 2030) w tym określenia obydwu państw jako głównych strategicznych rywali, ale jest również wyraźnym podkreśleniem zmiany percepcji światowej sytuacji w Waszyngtonie. Problemy zaczynają mieć, w świetle tego spojrzenia, charakter globalny i musimy być przygotowania, w ramach porozumień sojuszniczych, na globalną odpowiedź. Lloyd Austin wspomina też o zobowiązaniach, podjętych na szczycie w Walii, o wydawaniu przez państwa członkowskie 2 % swego PKB na obronę. Fakt, iż wydatki rosną siódmy rok z rzędu nazywa „pokrzepiającym” nawet jeśli nie wszystkie państwa wywiązują się z przyjętych zobowiązań. Takie rozłożenie akcentów świadczy o tym, że presja Waszyngtonu w tej materii nie osłabnie, będzie miała jedynie inną formę i też rozwiązanie dylematu 2 % być może nastąpi w innej formule.Reuters informuje, że zgłoszone przez Stoltenberga propozycje reformy NATO obejmują, prócz kwestii „wspólnego budżetu”, jeszcze siedem obszarów, w tym zwiększenie częstotliwości spotkań politycznych na szczeblu ministerialnym oraz doradców ds. bezpieczeństwa.
Wyraźnie pisze o tym, w swej relacji ze szczytu NATO „Süddeutsche Zeitung”. Niemiecki dziennik zwraca uwagę na propozycję Stoltenberga aby utworzyć w ramach Paktu, specjalny wspólny fundusz, który miałby być zbudowany z wpłat członkowskich a służyć wzmocnieniu obecności wojskowej na Wschodzie, choć być może również w innych punktach zapalnych. Z tej „wspólnej puli” miałyby być finansowane środki odstraszania i obrony. Miałoby to oznaczać z jednej strony, że państwa partycypujące w misjach wojskowych np. na Wschodzie, czy w polityce patrolowania przestrzeni powietrznej tych państw członkowskich sojuszu, które nie dysponują własnym lotnictwem nie musiałyby samodzielnie ponosić wszystkich kosztów związanych z nimi. Wydaje się, że może to być też zarówno formuła zwiększenia wkładu Niemiec we wspólne bezpieczeństwo jak i pogłębienia współpracy z państwami, które formalnie nie wchodzą do NATO. W tym ostatnim wypadku chodzi przede wszystkim o Szwecję i Finlandię, z którymi w ramach obecnego szczytu odbędą się konsultacje, konieczne zwłaszcza w sytuacji zaostrzającego się napięcia w rejonach arktycznych. Z nieoficjalnych informacji, na które powołuje się niemiecki dziennik ma wynikać, że na razie pomysł „wspólnego budżetu” NATO poparła jedynie Warszawa, Paryż jest jemu przeciwny, bo obawia się iż środki z niego nie zostaną przeznaczone na obecność w Afryce, na czym Francji najbardziej zależy.
Niemcy, tradycyjnie, zajmują pozycję wyczekującą, choć minister AnnegretKramp-Karrenbauer we wstępnym oświadczeniu na początku szczytu miała przychylnie odnieść się do formułowanych przez Stoltenberga propozycji zmian. Warto przypomnieć, że zakładają one również zmianę doktryny wojskowej Sojuszu przez wpisanie wprost, iż głównym zagrożeniem dla NATO jest rewizjonistyczna Rosja i Chiny.
Wydaje się, że część niemieckiego establishmentu strategicznego dąży do zbudowania formuły porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi w kwestii relacji, zarówno politycznych jak i wojskowych, w ramach NATO. Jak takie porozumienie mogłoby wyglądać? Wolfgang Ischinger, były niemiecki ambasador w Waszyngtonie i szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w odpowiedzi na moją uwagę, że skutkiem nieprzejednanej polityki Niemiec wobec kwestii NordStream 2 będzie utrata sojuszniczej wiarygodności Berlina w stolicach Europy Środkowej i Wschodniej, odpisał, że jego zdaniem to już się stało. I dlatego, lepszym rozwiązaniem, niźli blokowanie rury, która w jego opinii najpewniej okaże się „złym pomysłem inwestycyjnym” jest stworzenie euro-atlantyckiego paktu w zakresie bezpieczeństwa energetycznego, który wykraczać będzie poza kwestie paliw kopalnych, a jednocześnie będzie korzystny dla naszej części kontynentu. Mielibyśmy zatem do czynienia z połączeniem kwestii NordStream 2, „zielonej polityki” Unii Europejskiej, może nawet z uwzględnieniem francuskiego atomu (kwestia obecności w Malii i sąsiednim Nigrze, gdzie znajdują się główne kopalnie uranu zaopatrujące francuska energetykę jądrową) i jakąś formułą zadowalającą Waszyngton. Podobne, kolektywne, podejście mogłoby mieć miejsce w kwestii zwiększenia nakładów na obecność wojskową na Wschodzie. Propozycja wspólnego budżetu NATO jest pomysłem w tym właśnie duchu – kolektywnych rozwiązań, które potencjalnie mogą satysfakcjonować wszystkie strony.
Tego rodzaju podejście jest również interesujące z punktu widzenia Waszyngtonu. Były ambasador Stanów Zjednoczonych w PolsceDaniel Fried powiedział w wywiadzie dla Wszystko co Najważniejsze, że nowa administracja będzie chciała porozumieć się z Niemcami w kwestii nowych relacji transatlantyckich. Z racji rysujących się, przede wszystkim w Azji, wyzwań nie jest zainteresowana konfliktem. Warszawa postrzegana jest w jego opinii przede wszystkim przez pryzmat konfliktów w ramach Unii Europejskiej, co oznacza, że może być czynnikiem destabilizacyjnym a w związku z tym raczej zalecenia płynące z Waszyngtonu do Polski będą koncentrowały się na podkreślaniu konieczności osiągnięcia porozumienia. Z pewnością nie ma tu miejsca, jeśli kiedykolwiek była taka perspektywa, aby równoważyć potęgę Niemiec relacjami ze Stanami Zjednoczonymi. Rozsądna polityka Polski, w nowym rozdaniu, atlantyckim powinna być raczej skoncentrowana na tym, aby możliwie dużo dla naszego regionu wygrać, ale w ramach, a nie w kontrze, do nowego konsensusu. Warto też zwrócić uwagę na dzisiejsze wystąpienia Sekretarza Stanu Anthony Blinkena, który poparł, w imieniu administracji Joe Bidena, Inicjatywę Trójmorza. W swym oświadczeniu mówił o potrzebie zwiększenia inwestycji przez państwa wchodzące w skład tej inicjatywy oraz o tym, że rozwój połączeń komunikacyjnych, sieci energetycznej i gazowej zespalającej państwa regionu czyni go silniejszą częścią Unii Europejskiej. To istotna uwaga, bo pokazuje zarówno perspektywę Waszyngtonu jak i przekonanie, że główny ciężar inwestycji winien spoczywać na barkach państw członkowskich. Nie ma co liczyć na spektakularne finansowe zaangażowanie Stanów Zjednoczonych, trudno też spodziewać aby Waszyngton lansował wejście np. Ukrainy do Trójmorza.
Wszystko to razem wzięte oznacza, że Stany Zjednoczone pod rządami obecnej administracji stronić będą od odważniejszych, niekonwencjonalnych posunięć, które mogłyby w efekcie przysporzyć więcej problemów niźli korzyści. Będziemy mieli do czynienia z momentami nudną, ale obliczalną polityką, której celem będzie konserwowanie status quo zarówno w relacjach wewnątrz-sojuszniczych, jak i z partnerami nie wchodzącymi w skład „kolektywnego Zachodu”. Czy tego rodzaju polityka odpowiada rysującym się wyzwaniom jest osobną kwestią. Jednak chyba raczej nie należy spodziewać się rewolucyjnych zmian, takich, jak np. przyjęcie Ukrainy i Gruzji do NATO.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/539781-bezpieczna-rutyna-nato