12 lutego, data w tym wypadku ma swoje znaczenie, w Moskwie przebywał Stephane Bouillon, francuski Sekretarz Stanu odpowiadający za kwestie bezpieczeństwa. Było to już po pamiętnej wizycie Josepa Borrella oraz po burzliwej debacie w Parlamencie Europejskim w trakcie której holenderska deputowana Assita Kanko zapytała szefa dyplomacji europejskiej Donde estan los cojones de la Union Europea? Jak widać, doświadczenia z wycieczki Borrella nie zniechęciły francuskiego ministra. Jeszcze ciekawsze jest to, że pojechał on do Moskwy po to aby spotkać się tam z Nikołajem Patruszewem, sekretarzem Rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, arcy-siłowikiem, uchodzącym za lidera rosyjskiej frakcji jastrzębi. Humorystyczne w tym wszystkim jest już to, że w trakcie spotkania, jak można dowiedzieć się z informacji Agencji TASS, rozmawiano o współpracy w zakresie bezpieczeństwa, szczególnie w sieci.
Warto przypomnieć, że Aleksiej Nawalny w filmie w którym demaskował swoich trucicieli podszył się w rozmowie telefonicznej z jednym z nich właśnie pod sekretarza Nikołaja Patruszewa, dla którego miał sporządzić specjalną notatkę na temat tego dlaczego plan otrucia rosyjskiego opozycjonisty się nie powiódł. Niedwuznacznie sugerował w ten sposób gdzie szukać politycznych inspiratorów swego otrucia. Od tego czasu organizacja Bellingcat z którą współpracuje zarówno Nawalny jak i wspierający go dziennikarz Christo Groziew opublikowała dwa kolejne raporty w których dowodzą, że specjalne komando śmierci afiliowane przy FSB, ale otrzymujące rozkazy najprawdopodobniej właśnie od Patruszewa, stało za przypadkami otruć dziennikarzy i aktywistów na Północnym Kaukazie, odpowiada za uśmiercenie Nikity Isajewa oraz dwukrotnie próbowało pozbyć się z tego świata, opozycjonisty Vladimira Kara – Murzy.
Polityka zagraniczna UE to fikcja?
Federacja Rosyjska nie ma zatem powodów, aby poddawać rewizji swój kurs wobec Unii Europejskiej, jeśli przedstawiciele liczących się państw członkowskich nie widzą powodów aby przesunąć w czasie, czy zrewidować liczbę swoich wycieczek do Moskwy.
Wydaje się, że odpowiednio wcześnie Paryż odczytał, to o czym pisze w politico.eu Matthew Karnitschnig, argumentując iż dyplomatyczna porażka w Moskwie dowodzi nie tego, że wizyta była źle przygotowana, odbywała się w niedobrym momencie, a sam Borrell okazał się człowiekiem bez charakteru, ale zupełnie czegoś innego, a mianowicie tego, że wspólna europejska polityka zagraniczna jest niemożliwa i niezależnie od tego jak bardzo państwa wchodzące w skład Unii będą się starać to ich wysiłki w tym zakresie kończyć się będą zawsze porażką. Lekarstwem nie jest też, w jego opinii, to co proponują zwłaszcza eksperci z Niemiec i Francji, a mianowicie odejście od zasady jednomyślności na rzecz określenia w trybie zwykłej większości, głównych kierunków polityki zagranicznej Wspólnoty. Dlaczego? Zdaniem Karnitschniga interesy państw tworzących Unię są tak rozbieżne, że osiągnięcie konsensusu w sprawach polityki zagranicznej jest niemożliwe. Próba obejścia tego problemu, a tym byłby mechanizm podejmowania decyzji większością głosów też niczego dobrego nie przyniesie, bo próba ponownego „otwarcia” Unii na Rosję, przyjęta większością głosów przy sprzeciwie Warszawy i Bałtów nie wróży dobrze. Podobnie zresztą jak większościowa decyzja Unii o ewentualnym porozumieniu z Turcją, osiągniętemu ponad głowami Grecji czy Cypru. Najbardziej oczywistym, w opinii Karnitschinga, przykładem braku możliwości uzgodnienia interesów państw europejskich w kwestiach polityki zagranicznej jest Nord Stream 2. Jak pisze, gazociąg jest tak drogi Niemcom, że nie tylko odmawiają użycia go w charakterze narzędzia presji na Moskwę, ale niezmiennie, mimo aneksji Krymu, potwierdzonych kilku prób otrucia przez rosyjskie służby specjalne obywateli i uchodźców znajdujących się w państwach Unii czy zamachu przeprowadzonego nieopodal siedziby niemieckiego rządu w Berlinie, bronią celowości jego istnienia. Nawet do tego stopnia, że jak niedawno ujawniła jedna z niemieckich fundacji ekologicznych rząd w Berlinie był gotów zapłacić jesienią ubiegłego roku Stanom Zjednoczonym miliard euro, aby te złagodziły swoją politykę wobec rosyjskiego gazociągu. Karnitsching jest zdania, że zarówno podróż Borrella do Moskwy, jak i obserwacja polityki Berlina w kwestii Nord Stream 2 winny skłaniać do wniosku, że „jeśli Bruksela chce być traktowana poważnie, powinna pogodzić się ze śmiercią swoich ambicji w polityce zagranicznej i iść dalej.”
Wolfgang Münchau, były szef niemieckiej edycji Financial Times, na łamach konserwatywnego „Spectatora” zwraca uwagę na entuzjastyczne przyjęcie przez przedstawicieli niemieckiej klasy politycznej wyników badań trzeciej próby rosyjskiej szczepionki przeciw Covid-19, Sputnika V i retorycznie pyta, czy ktokolwiek sądzi, że Berlin będzie kupował szczepionkę od Moskwy zwalczając jednocześnie Nord Stream 2?
Szczepionki i rurociąg pogłębiają zależność Niemiec od Rosji – opisuje obecną sytuację Münchau - i zależność Rosji od rynku niemieckiego. Jesteśmy świadkami początku nowej przyjaźni. Uderzające jest, że Unia Europejska po prostu nie jest graczem w tej relacji.
Wpływ błędów Merkel?
Obydwa kraje, czyli Niemcy i Rosja, przywiązane są do transakcyjnego rozumienia polityki zagranicznej, a czynnikiem, który w opinii Münchaua wspiera prorosyjską orientację Berlina w kwestiach polityki energetycznej są popełnione przez Merkel w przeszłości błędy w tym zakresie. Chodzi oczywiście o zbyt pochopne wycofanie się z energetyki jądrowej, co w połączeniu z proekologiczną polityką Unii związaną efektem cieplarnianym, spowodowało, że Niemcy nie stworzyły sobie alternatywy. Cała strategia Berlina opiera się dziś na rosyjskim gazie. „Niemcy nie mają planu B. – pisze Münchau - To dlatego polityczny establishment Berlina jednoczy się we wsparciu rurociągu.” Mamy tu jak na dłoni konflikt między interesem własnym a państw ościennych, nawet blisko związanych więziami przyjaźni. To jak Berlin rozstrzyga ten dylemat pokazuje w jaki sposób, w przyszłości, oczywiście o ile zaistnieje, kształtowana byłaby polityka zagraniczna Unii Europejskiej.
Warto też odnotować, że Berlin w związku z ostatnimi wydarzeniami, a mianowicie opublikowaniem dokumentu sygnowanego przez ministra Olafa Scholza z SPD w którym proponował on wyasygnowanie przez Berlin 1 mld euro na budowę infrastruktury umożliwiającej import LNG o ile Stany Zjednoczone zrezygnują z polityki sankcji, zmienił swoją strategię narracyjną. Otóż występując w Bundestagu minister Heiko Maas powiedział, że zablokowanie gazociągu w połączeniu z wymierzoną w Chiny polityką decouplingu, doprowadzą nie tylko do zerwania ostatnich mostów, ale przede wszystkim zbliżą obydwa kraje, scementują ich sojusz i z geostrategicznego punktu widzenia oznaczają pogorszenie sytuacji. Mamy oczywiście do czynienia z diagnozą zupełnie oderwaną od faktów, bowiem zbliżenie między Pekinem a Moskwą zaczęło się znacznie wcześniej niźli próby realizacji przez Stany Zjednoczone polityki decouplingu, ale odpowiadającą niemieckim interesom, tak jak je dziś rozumieją w Berlinie. Miałyby one polegać z jednej strony na dystansowaniu się wobec polityki restrykcji wobec Chin a z drugiej nie zamykaniu sobie możliwości odbudowy specjalnych relacji z Moskwą.
Ani słowa o Brukseli
Zarówno Paryż, jak i Berlin, ale każde na własny rachunek, starają się utrzymać kontakty z Moskwą. Wschodnioeuropejska aktywność Emmanuela Macrona, który niedawno przyjmował w Pałacu Elizejskim zarówno liderów Państw Bałtyckich, jak i znalazł czas aby po raz pierwszy w historii rozmawiać z prezydentem Mołdawii ma również wymiar wewnątrz-europejski. Zmniejszając obawy Bałtów przed Federacją Rosyjską, budując specjalne relacje Paryża z Moskwą, zwiększa wpływy Francji w procesie budowanie przez Europę geostrategicznej samodzielności, bo wie, że nie jest w stanie niczego osiągnąć bez przełamania oporów naszej części kontynentu. Podobnie zdają się myśleć Niemcy, ale zdaje się, że stawiają na inne rozwiązanie. Chcą osiągnąć kompromis z Waszyngtonem, który da Berlinowi, w zamian za pewne koncesje, wolna rękę w Europie. W istocie debata, ale i rywalizacja, toczy się dziś nie o to czy Europa osiągnie większą samodzielność strategiczną, ale o to czy kurs kontynentu wyznaczany będzie w Paryżu czy w Berlinie. O Brukseli nie ma już mowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/539349-berlin-i-paryz-rywalizuja-o-wzgledy-moskwyz-jakiego-powodu