Dzisiaj kończy się VI Ogólnobiałoruskie Zgromadzenie Ludowe, które co prawda nie jest ciałem mającym jakiekolwiek znaczenie ustrojowe w tamtejszym systemie władzy, ale dla reżimu jego zorganizowanie jest równoznaczne z próbą przejścia do politycznej ofensywy.
Z całego kraju, głównie z grona pracowników administracji i przedsiębiorstw państwowych zwieziono do Mińska 2400 delegatów, zaproszono mówców z zagranicy, np. kierującego rosyjskimi komunistami Giennadija Ziuganowa, po to, aby zademonstrować poparcie narodu dla Łukaszenki. Sam białoruski dyktator wygłosił długie, trwające niemal 4 godziny przemówienie programowe w którym jest kilka elementów wartych uwagi. Tym bardziej, że jak dzisiaj powiedział Ułodzimir Makiej zapowiadane od jakiegoś czasu spotkanie Putin – Łukaszenka odbędzie się pod koniec lutego w Soczi, co oznacza, że nowy sezon polityczny na Białorusi niedługo się rozpocznie.
Łukaszenka w swym wystąpieniu programowym powtórzył wiele znanych już i nagłaśnianych przez oficjalną propagandę tez. I tę, że kraj miał stać się ofiarą „blitzkriegu” wiadomych sił działających z państw ościennych, że Białoruś w gruncie rzeczy obroniła Rosję, ale też sama przetrwała dzięki rosyjskiej pomocy. Zapowiedział obdarzenie Zgromadzenia Ludowego pełnomocnictwami konstytucyjnymi, choć nie określił co miałyby one obejmować, opracowanie projektu nowej ustawy zasadniczej do końca roku, następnie referendum zatwierdzające i potem, choć terminu już nie określił precyzyjnie, wybory prezydenckie. Część białoruskich komentatorów jest zdania, że miałyby się one odbyć w 2023 roku, inni raczej sądzą, że w konstytucyjnym terminie, czyli w roku 2025.
Obydwie daty są odstępstwem od wcześniejszych deklaracji, Rosjanie chcieli pierwotnie aby referendum konstytucyjne i przyspieszone wybory odbyły się jeszcze w ubiegłym roku, co oznacza, że takie przesunięcie horyzontu zmian przez Łukaszenkę jest pierwszą, istotną deklaracją polityczną. Białoruski dyktator, który całe swe przemówienie zbudował na argumentacji w stylu „musimy bronić zagrożonej ojczyzny” chce najprawdopodobniej zbliżające się rozmowy z Putinem wykorzystać po to aby przekonać Moskwę do swego, wydłużonego, scenariusza działań. Tym bardziej, że podkreśla bliskość rosyjsko – białoruską, a w przedstawionym przez siebie, hipotetycznym „programie” opozycji, bo mówił jakie to złowrogie zmiany Cichanouska w razie zwycięstwa mogłaby wprowadzić, wymienił też zakaz sprzedaży białoruskich aktywów rosyjskim firmom. Wydaje się, że jest to pośrednia odpowiedź na niedawną deklarację byłego premiera Rosji Dmitrija Miedwiediewa, który mówił o przyspieszeniu integracji z Rosją, w tym wprowadzeniu jednej waluty. Nota bene z informacji, które pojawiły się w białoruskich mediach niezależnych wynikałoby, że w tamtejszym banku centralnym intensywnie nad implementacją tego scenariusza pracują.
Jednak Łukaszenka w swym wystąpieniu wielokrotnie wracał też do kwestii, że „walka nie jest jeszcze rozstrzygnięta”, a bieżący rok, z tego punktu widzenia będzie kluczowym. Oczywiście słowa te można traktować jako uzasadnienie dlaczego wydłużono czas potrzebny na opracowanie nowej konstytucji, bo jak Łukaszenka zaznaczył warunkiem jej wprowadzenia jest zaprowadzenie porządku w kraju, w którym nie mogą w tak przełomowym momencie jakim jest reforma konstytucyjna trwać protesty. Słowa dyktatora, można też rozumieć jako zapowiedź oczekiwanej kolejnej fali niepokojów politycznych. Tym bardziej, że jak zapowiedział, co z kolei trzeba uznać za element mobilizowania własnego obozu politycznego, którego przedstawiciele zgromadzeni byli na sali, iż jeśliby ktoś inny niźli on wygrał wybory, nawet jeśli byłby to przedstawiciel przeciwnego obozu, to zwolenników dzisiaj rządzących nie może spać nawet włos z głowy.
Spojrzenie Rosji
Warto jednak zapytać jak na możliwy rozwój sytuacji na Białorusi zapatrują się w Rosji? Dobrym punktem odniesienia jest coroczna prognoza sporządzana przez naukowców z Instytutu im. Primakowa Rosyjskiej Akademii Nauk. Główną tezą rosyjskich ekspertów prognozujących rozwój wydarzeń na Białorusi w 2021 roku jest ta, iż czynnikiem destabilizacji będzie sytuacja polityczna w kraju, nie zaś kryzys gospodarki. Ta oczywiście nie jest w najlepszej kondycji, i eksperci przypominają prognozy MFW i EBOiR, mówiące o ubiegłorocznej recesji na poziomie od 3 do 3,5 % PKB i tegorocznym wzroście od 1 do 2,1 %, dodając od siebie, że model rozwojowy białoruskiej gospodarki oparty w sporej części na rosyjskich subsydiach uległ już wyczerpaniu, jednak nie kwestie ekonomiczne, ich zdaniem, a polityczne będą paliwem konfliktu politycznego. Tym bardziej, że jak zauważają legitymacja Łukaszenki, po ubiegłorocznych wyborach, uległa co najmniej znacznemu osłabieniu.
Co ciekawe, rosyjscy eksperci są zdania, iż skutkiem niechęci Łukaszenki do przeprowadzenia istotnych reform systemu rządów, a jedynie godzenie się na zmiany kosmetyczne, będzie realizacja na Białorusi scenariusza wenezuelskiego. Polegał on będzie na tym, że protesty opozycji będą w jakiejś formule trwały. To w efekcie zwiększy skłonność zarówno Stanów Zjednoczonych jak i Unii Europejskiej do ich wspierania, także zwiększenia pomocy materialnej dla opozycji. Wywoła to przewidywalną reakcję Moskwy chcącej bronić swoich wpływów i wspierającej nolens volens Łukaszenkę. „Skutkiem tego scenariusza – konkludują ten wątek swoich rozważań rosyjscy eksperci - jest intensyfikacja konfrontacji między Federacją Rosyjską a krajami zachodnimi wokół sytuacji na Białorusi, rozszerzenie wojny sankcyjnej oraz umocnienie prozachodnich nastrojów w politycznie aktywnej części społeczeństwa białoruskiego”.
Jest też możliwy inny, konserwatywny, rozwój wydarzeń. Strach rosyjskich elit przed rozszerzeniem się rewolucyjnej zarazy, argumentują naukowcy z RAN, doprowadzi do bezwarunkowego wsparcie Łukaszenki i odwołania się do jeszcze bardziej brutalnych metod tłumienia protestów. Jakiekolwiek zmiany zostaną zamrożone, a sam Łukaszenka zostanie uznany przez Rosję za gwaranta jej interesów i w ten sposób umocni swoją władzę na kolejne lata. Oznacza to oczywiście również utrzymywanie dotychczasowego, kosztownego z rosyjskiego punktu widzenia, systemu subsydiowania białoruskiej gospodarki. Co ciekawe, w takim scenariuszu rozwoju wydarzeń na Białorusi, nie mieści się, w opinii rosyjskich ekspertów, przyspieszenie integracji gospodarczych i politycznych organizmów obydwu państw. Opozycja będzie nadal wspierana przez umowny Zachód, w praktyce Polskę, Czechy, Ukrainę i Państwa Bałtyckie a procesy społeczne, których nie da się zatrzymać doprowadzą w końcu do znacznego wzrostu nastrojów antyrosyjskich.
Niekorzystne scenariusze
Jak łatwo zauważyć, obydwa te scenariusze, z punktu widzenia Rosji, są w dłuższej perspektywie niekorzystne. Kosztują dużo a niewiele dają, a raczej gwarantują ukształtowanie się na Białorusi trwałej antyrosyjskiej większości, która prędzej czy później, uzyska polityczne możliwości artykulacji swych poglądów. Jest też trzeci wariant do którego odnoszą się rosyjscy eksperci, choć trzeba przyznać, że w najmniej rozbudowanej formie. Jest nim scenariusz kontrolowanej przez Moskwę zmiany politycznej, dlatego, że, jak argumentują „jedynym sposobem na zminimalizowanie kosztów dla białoruskiego społeczeństwa i białoruskich elit jest ścisłe przestrzeganie porozumień W. Putina i A. Łukaszenki z Soczi oraz ścisła kontrola przez stronę rosyjską wypełniania zobowiązań podjętych przez Mińsk.” Ten scenariusz należy rozumieć jako wariant wydarzeń będących w opozycji do dwóch pierwszych opcji. Jego celem byłoby przeprowadzenie na Białorusi kontrolowanej przez Rosję zmiany systemu politycznego i zmian w obozie władzy, po to aby w dłuższej perspektywie nie utracić wpływów politycznych. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na pogłoskę, która zaczęła na początku lutego krążyć w białoruskich kanałach informacyjnych na platformie Telegram. Otóż głosiła ona o rzekomym zatrzymaniu przez białoruskie służby specjalne byłego premiera, do lata ubiegłego roku, Siarhieja Rumasa. Wywodzi się on ze sfery bankowej, wiadomo też o jego przyjaźni z przebywającym w więzieniu niedoszłym rywalem Łukaszenki Wiktarem Babarykau. Równie ciekawe jest to, że jego żona powiedziała mediom, iż „mąż przebywa poza graniami Białorusi”. Później media informowały, że jest on w Londynie. Gdyby pogłoski o tym, że Rumasa poszukują, białoruskie służby potwierdziły się, znaczyłoby to, że Łukaszenka boi się, iż mógłby on stanąć przejściowo na czele państwa, jako kandydat jednoczący część nomenklatury i opozycji, mogący być uznanym również przez Zachód i Rosję.
Wydaje się zatem, że słowa Łukaszenki wypowiedziane podczas Zgromadzenia Ludowego o konieczności walki o niezależność ojczyzny i o tym, iż obecny rok będzie decydującym w losach kraju, niekoniecznie odnoszą się wyłącznie do Zachodu, w równym stopniu dotyczyć mogą również Rosji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/538989-rachunek-sil-przed-spotkaniem-lukaszenki-i-putina
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.