Stany Zjednoczone to kolebka poprawności politycznej. Nie mija dzień bez kolejnych pomysłów jak sprawić by Ameryka stała się bardziej sprawiedliwa, oczywiście rasowo. W grudniu eksperci ds. służby zdrowia debatowali na łamach „New York Times” nad tym, czy nie lepiej najpierw zaszczepić przeciwko Covid-19 pracowników kluczowych branż gospodarki, jak branży spożywczej, zamiast osoby starsze, w końcu wśród emerytów dominują biali, podczas gdy klasa pracująca jest bardziej zróżnicowana etnicznie. „Etycznie dla mnie sprawa jest jasna. Biali emeryci i tak są już mocno uprzywilejowani. Wyrównajmy więc nieco szanse i zaszczepmy najpierw biednych i kolorowych robotników” – argumentował m.in. Dr. Peter Szilagyi, pediatra i wykładowca na uniwersytecie w Kalifornii. W tym samym czasie tygodnik „The Nation” przekonywał czytelników, że głosy czarnych w wyborach powinny „liczyć się podwójnie”, inaczej Stany Zjednoczone nigdy „nie pozbędą się opresyjnych rasowo instytucji”. Najwyraźniej zwycięstwo Joe Bidena w wyborach prezydenckich nie wystarczy, w końcu nowy prezydent wybrał na sekretarza pracy burmistrza Bostonu Marty’ego Walsha, a ten jest biały, zdaniem krytyków „zbyt biały”. „Sleepy Joe” miał szansę pokazać jak bardzo kocha mniejszości, ale z niej nie skorzystał.
Krytyczna teoria rasowa
Podczas gdy toczyły się debaty nad uprzywilejowaniem białych emerytów, nominacją Walsha i wartością czarnych głosów popularna kucharz telewizyjna i właścicielka restauracji w Chicago Stephanie Izard znalazła się w tarapatach bo ugotowała danie, który składało się z ryżu oraz wołowiny i pochwaliła się nim na Instagramie. Danie miało być ukłonem w kierunku koreańskiej oraz japońskiej kuchni, ale skutkowało oskarżeniem jej o rasizm wobec Azjatów (bo zawierało ryż, a to jak wiadomo stereotyp, że Zjaci jedzą ryż) oraz dlatego, że nie przypominało żadne z klasycznych dań azjatyckiej kuchni, czyli Izard dokonała „kulturowego przywłaszczenia” (cultural appropriation) i obraziła wszystkich Azjatów, którzy jako imigranci przybyli do USA. Tak, to nie jest żart. Izard szybko przeprosiła za swój błąd, obiecując, że już nigdy więcej niczego obraźliwego nie ugotuje. Powiedzieć, że Amerykanie mają obsesję na punkcie rasy, to nic nie powiedzieć. I nikt nie może się czuć bezpieczny. Nawet Abraham Lincoln, który zniósł niewolnictwo, ale zdaniem komitetu szkolnego w San Francisco „miał w nosie czarne życia”. Dlatego komitet ten rozważa zmianę nazwy miejscowej szkoły imienia Lincolna. Na jakąś mniej rasistowską.
Wyrazem amerykańskiej obsesji sprawiedliwością rasową jest krytyczna teoria rasowa (critical race theory), wykuta w latach 80-tych XX wieku na amerykańskich kampusach uniwersyteckich. W uproszczeniu głosi ona, że po pierwsze biała supremacja jest faktem, a po drugie, że można ją pokonać. W tym celu należy walczyć z rasizmem, gdzie się tylko da. Zaczynając od szkół, bo czym za młodu skorupka nasiąknie…Publiczne placówki edukacyjne stały się więc za Oceanem preferowanym miejscem indoktrynacji lewicowych aktywistów. Trzy lata temu emerytowana nauczycielka Jane Elliot wywołała zachwyt na lewicy, gdy umieściła filmik na Youtube w którym oświadczyła, że szkoły wychowują dzieci na rasistów, i wmawiają czarnym, że wszystko zawdzięczają białym mężczyznom, zaczynając od odkrycia Ameryki. Jak bardzo krytyczna teoria rasowa jest obecna w amerykańskich szkołach pokazuje spór sądowy wokół jednej z publicznych szkół w Las Vegas. Matka jednego z uczniów pozwała szkołę „Democracy Prep at the Agassi Campus” (DPAC) do sądu, oskarżając placówkę o dyskryminację jej syna na tle rasowym. William Clark, który przygotowuje się obecnie do matury jest Mulatem, jego matka jest czarna, a jego nieżyjący już ojciec był biały. Jak wynika ze skargi szkoła miała zmuszać uczniów na lekcji zatytułowanej „Socjologia Zmian” do tego, by się określili – płciowo oraz rasowo. Następnie dzielili klasę na „ciemiężców” oraz „ofiary”.
Przemoc psychiczna
Jak twierdzi adwokat rodziny Clarków Jonathan O’Brien szkoła wmawia dzieciom, że biali są „urodzonymi rasistami”, którzy chcą dalej dominować nad czarnymi. Na początku lekcji w minionym roku nauczycielka Kathryn Bass – jak czytamy na łamach „The Washington Times” - przywitała uczniów słowami: „witam was, moi wspaniali wojownicy na rzecz sprawiedliwości społecznej”. Następnie pokazała im grafikę zawierającą kategoryzację rasowych oraz religijnych tożsamości. Niektóre, jak biała rasa oraz chrześcijaństwo, zostały określone na niej jako „opresyjne z natury”. William Clark został przez nauczycielkę od razu wrzucony do kategorii „biały, chrześcijański ciemiężca”, bo ma zbyt jasny kolor skóry by uchodzić za czarnego, a ponadto jest wierzący. Nauczycielka następnie wytłumaczyła uczniom, że każdy z nich, kto jest płci męskiej, biały, heteroseksualny i wierzący nie może być nikim innym niż ciemięzcą, a uczniowie należący do mniejszości mają prawo, a nawet obowiązek go za to piętnować. Zdaniem Gabrielli Clark, matki Williama, to „przemoc psychiczna”. Jej syn miał do wyboru udział w lekcjach, czego nie byłby w stanie pogodzić ze swoim sumieniem, lub ich bojkot, co doprowadziłoby do jego izolacji w klasie. A i tak nazwano by go „ciemiężcą”.
Kobieta twierdzi ponadto, że William był poniżany przez nauczycielkę za swoją chrześcijańską wiarę. Bass miała mówić uczniom, że rodzina to instytucja z natury rasistowska i homofobiczna. A zinstytucjonalizowana religia dokonuje podziału na „dobre i złe” i wymaga od wiernych ocen moralnych, a to „zbrodnia” ponieważ „nie ma czegoś takiego jak dobro czy zło, wszystko zależy od sytuacji i wielu innych czynników”. Jej zdaniem rasizm czarnych wobec białych nie istnieje, a ona sama jest biseksualną Irlandką z chorobą psychiczną, więc łączy w sobie elementy ciemiężcy oraz ofiary. Według Gabrielli Clark treść lekcji nie została uzgodniona z rodzicami uczniów. Zarządcza szkoły - Democracy Prep Public Schools Inc. - prowadzi 21 szkół w pięciu stanach, i we wszystkich jest nauczana krytyczna teoria rasowa. Nie jest to chwilowa moda, tylko nowy model biznesowy oparty na lewicowej indoktrynacji. Prezydent Donald Trump we wrześniu u.r. wydał dekret, zakazujący propagowanie krytycznej teorii rasowej w instytucjach federalnych i zastąpienie jej „patriotyczną edukacją”. Jest to dekret, który jego następca Joe Biden zapewne cofnie. W szkołach indoktrynacja będzie się więc toczyć dalej, a już teraz obejmuje coraz więcej szkół.
Dekonstrukcja matematyki
Według „The Washington Times” przypadek Clarków nie jest odosobniony. Elena Yaron Fishbein, działaczka w dziedzinie edukacji z Pensylwanii twierdzi, że takich uczniów jak William są w USA „dziesiątki tysięcy”. Fischbein założyła kilka lat temu stowarzyszenie o nazwie: „Przeciwko skrętowi w lewo w edukacji” (No left turn in education), które posiada dziś oddziały w 16 stanach. Działaczka przeniosła swoich synów ze szkół publicznych do prywatnych, po tym jak byli indoktrynowani na lekcjach przez skrajnie lewicowych działaczy. „Radykalizują nasze dzieci, uczą ich rasizmu przeciwko białym. Wielu rodziców to widzi, ale boją się temu przeciwstawić” - przekonuje Fishbein. Gabrielle Clark usiłowała dojść do porozumienia ze szkołą syna, ale placówka nie była skora do rozmów. Zamiast tego zagroziła, że jeśli kobieta nie wycofa skargi to wykluczy Williama z matury. A nauczyciele dalej są szkoleni w „zwalczaniu rasizmu” i „rozpoznawaniu opresyjnej kultury białych”, która ma się opierać m.in. na „preferencji dla słowa pisanego”, oraz na „rozumie i liczbach” zamiast na „emocjach i narracjach”. Straszne. Całe szczęście, że Stowarzyszenie Matematyki postanowiło wykorzystać liczby do forsowania krytycznej teorii rasowej. Stowarzyszenie ogłosiło w październiku 2020 r., że czarni działacze „nie mylą się, twierdząc, że matematyka wymaga rasowej dekonstrukcji”. W ramach tej dekonstrukcji - dodali matematycy – spokojnie można uznać, jak twierdza antyrasiści, że 2+2 równa się 5.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/537823-bialy-ciemiezca-czyli-antyrasizm-w-amerykanskich-szkolach