W połowie stycznia departament analiz Bank of America opublikował raport zatytułowany Swan Lake 2021, w którym dowodzi, że agresywna polityka zagraniczna Związku Sowieckiego i Rosji skorelowana była z wysokimi cenami na ropę naftową. Zdaniem analityków tej instytucji począwszy od lat siedemdziesiątych można mówić o tym, że Rosja uciekała się do stosowania siły wojskowej w polityce wtedy, kiedy dysponowała sporymi, w związku z dobrą koniunkturą na rynku węglowodorów, nadwyżkami finansowymi. Tak było m.in. w 1979 roku kiedy ZSRR zdecydował się wojskowo wkroczyć do Afganistanu, podobna sytuacja miała też miejsce w 2008 roku, kiedy Miedwiediew rozpoczął operację „zmuszenia do pokoju” w Gruzji, czy w trakcie agresji wobec Ukrainy w 2014 roku. I odwrotnie, kiedy „z kasą było krucho”, tak jak pod koniec trwania ZSRR, za czasów Gorbaczowa, w Moskwie przypominają sobie o konieczności „pokojowej współegzystencji”, kremlowskie gabinety zaludniają się politykami o gołębich sercach a rosyjskie inicjatywy rozbrojeniowe mnożą się w tempie serii z kałasznikowa.
„Odkrycie” to w zadziwiający sposób przypomina obiegowe sądy od dziesięcioleci powtarzane przy okazji spotkań towarzyskich w tysiącach polskich domów, ale teraz na ich prawdziwość mamy dowód w postaci analizy amerykańskich ekspertów wspartych autorytetem swej instytucji. Eksperci Bank of America formułują też nieco już bardziej dyskusyjną ocenę, że obecnie wobec załamania się cen węglowodorów w ubiegłym roku na światowych rynkach i nadal niskiego ich poziomu, żadne ekspansywne posunięcia w wykonaniu Putina i jego kolegów nam nie grożą, przynajmniej w krótkiej perspektywie.
Dziennikarze i analitycy związani z redakcją Nowej Gaziety, jednego z ostatnich niezależnych periodyków ukazujących się w Rosji najwyraźniej zainspirowani tym raportem postanowili obliczyć, ile Moskwa, w czasie 20 lat rządów Putina wydała na politykę odbudowy Imperium, czy wzmacniania swej międzynarodowej pozycji. Oparli się na oficjalnych, dostępnych źródłach, więc rachunek jest niepełny, bo nie dysponując niejawnymi danymi ministerstwa obrony trudno szacować ile kosztowała operacja na Krymie czy wojskowy wymiar wojny w Donbasie. Ale nawet mimo prawdopodobnego niedoszacowania tych obliczeń, i tak wyszła im kwota oszałamiająca – w ciągu 20 lat Federacja Rosyjska na swą politykę odbudowy starych wpływów wydała 609 mld dolarów. Oczywiście rachunek ten nie obejmuje znacznie poważniejszej kwoty (ok. 1 bln dolarów) które wywieziona została z Rosji i ulokowana w rajach podatkowych. Do pewnego stopnia obie te liczby pozwalają zrozumieć, dlaczego w Rosji ponad 20 mln ludzi żyje dziś poniżej oficjalnego, wynoszącego 12 702 ruble miesięcznie (138,5 euro) minimum niezbędnego aby przeżyć.
Warto tez poświęcić nieco uwagi co składa się na te stracone, w imię Imperium, 609 mld dolarów. I tak 268,9 mld dolarów poszło na wspieranie sympatyzujących z Rosją reżimów. Sama Białoruś, przez lata otrzymująca dotacje w postaci zaniżonych cen na gaz ziemny czy ropę naftową, którą częściowe reeksportowała zgarniając dla siebie premię lub przetwarzała również na eksport, uzyskała w ten sposób 109 mld dolarów. Szacunek ten, ok. 5 mld dolarów średniej pomocy w ciągu roku dla Mińska, jest i tak mniejszy niźli pojawiające się wyliczenia rosyjskich ekspertów mówiące o tym, że rozmaite dotacje dla Białorusi zamykają się kwotą przekraczającą nawet 10 mld dolarów rocznie. Nawiasem mówiąc w rosyjskim dyskursie publicznym już od sierpnia ubiegłego roku obecna jest teza, iż Rosja nie może pozwolić sobie na inkorporowanie Białorusi, bo to w praktyce oznaczałoby wzięcie na utrzymanie całej jej niewydolnej gospodarki, na co Rosji obecnie nie stać. Ukraina do 2014 roku zasilona została przez Rosję, w świetle tych wyliczeń, kwotą 103 mld dolarów, nieuznawane przez świat „republiki” w rodzaju Naddniestrza, Abchazji czy Osetii Płd. otrzymały 32 mld, Wenezuela 20 mld a zadziwiająco mało Syria – 4,7 mld dolarów. Jednak trzeba pamiętać, że syryjska „przygoda” Putina zaczęła się już po 2014 roku, kiedy pieniędzy było mało, co, nota bene, potwierdza amerykańskie analizy.
Kolejny znacząca pozycja w tym rachunku dotacji to rosyjskie, propagandowo bardzo nagłaśnianie projekty z sektora energetycznego. Są na tej liście wszystkie rosyjskie „potoki”, w tym najdroższy, na którą „poszło” 55 mld dolarów „Siła Syberii”. Zdaniem ekspertów nigdy eksport gazu za ich pośrednictwem nie zwróci poniesionych nakładów. Jednak najwięcej wydano na budowane przez Rosję po całym świecie elektrownie atomowe. Koszt ekspansji rosyjskiego atomu, to około 92 mld dolarów. Dlaczego te kwoty zapisano po stronie straconych bezpowrotnie kwot, będących bardziej wynikiem politycznie motywowanych działań niźli rachunku ekonomicznego? Przede wszystkim z tego powodu, że zdaniem ekspertów, na których powołuje się Nowa Gazieta Rosatom wznosi swe 21 atomowych bloków energetycznych w krajach, których na nie po prostu nie stać, szczodrze kredytując te inwestycje. Dobrym przykładem jest elektrownia atomowa w tureckim Akkuyu, na którą rosyjska firma już od dwóch lat bezskutecznie poszukuje współinwestora.
Wreszcie 116 mld dolarów, to stracone i umorzone przez Rosję kredyty dla różnych krajów tzw. trzeciego świata. Liderem na tej liście jest Kuba (31,7 mld dolarów), potem traktowane łącznie państwa Afryki (20 mld) czy Iran (12 mld), Korea Płn. oraz Afganistan. Już nawet z tego wyliczenia widać, że rosyjskie kredyty, często zresztą związane z zakupami broni, wydzielane były szczodrą ręką dla państw postrzeganych jako sojusznicze, takich w których Moskwa chciała utrzymać swe wpływy.
Nawet jeśli cześć tych środków zostało po prostu ukradzione, przez zaprzyjaźnionych z Kremlem oligarchów, a takie założenie trzeba czynić np. oceniając politykę budowy przez Gazprom gazociągów, których kosztorysy zdaniem rosyjskich ekspertów są znacznie zawyżone, to i tak wychodzi gigantyczny rachunek. Jak gorzko zauważają dziennikarze gazety, za te pieniądze można byłoby w Rosji zbudować przez 20 lat 15 tys. nowych szpitali, albo, co jeszcze bardziej przemawia do wyobraźni, przesłać na rachunek każdego dorosłego obywatela Federacji Rosyjskiej kwotę 400 tys. rubli. Średnia płaca w Rosji wynosi dziś ok. 36 tys. rubli, czyli państwo, nie realizujące swych marzeń o Imperium mogłoby zafundować każdemu Rosjaninowi niemal roczne płatne wakacje.
Warto też z tego rachunku wyciągnąć też inną naukę. Otóż pokazuje on do jakiego stopnia skorumpowane przez Rosję są lub były elity państw z tzw. przestrzeni postsowieckiej pozostające w rosyjskiej strefie wpływów. To po trosze wyjaśnia dlaczego starania kolektywnego Zachodu aby rozszerzyć swe wpływy są tak trudne i dlaczego reformy idą, wobec demoralizacji elit, tak wolno. Pokazuje też skalę wyzwań, które czekają sąsiadów, w sytuacji kiedy Rosja z powodu ograniczeń finansowych zmniejszy swą presję.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/536807-rosja-na-odbudowe-imperium-wydala-609-mld-dolarow-w-20-lat