W całej Rosji trwają demonstracje zwolenników Nawalnego. Zgromadzenia i wiece odbyły się we Władywostoku, Tomsku, Irkucku, Jekaterynburgu, Ulianowsku, Tiumeniu, nawet w Jakucku, w którym temperatura wynosi 50 ֯ C poniżej zera, zebrało się kilkaset osób. Tę listę można by, oczywiście włączając w nią Moskwę i Petersburg, ciągnąć jeszcze dłużej, bo dotychczasowe doniesienia niezależnych mediów mówią po niemal 70 protestach w różnych częściach Federacji Rosyjskiej.
Kiedy piszę te słowa, napłynęły informacje na temat zatrzymania w Moskwie Julii Nawalnej, wcześniej rosyjskie służby porządkowe aresztowały na oczach dziennikarzy, którym udzielała wywiadu Liubow Sobol, bliską współpracownicę opozycjonisty i prawnika Fundacji walki z Korupcją.
Pierwsze spostrzeżenia
Jest jeszcze z pewnością zbyt wcześnie na pogłębione analizy, ale pierwsze spostrzeżenia o dzisiejszych protestach można poczynić. Można też pokusić się o opisanie tego co jest, jak się wydaje najbardziej niejasne czy wręcz dyskusyjne, a mianowicie mowa o politycznej strategii Aleksieja Nawalnego, tego co chce osiągnąć i do czego zmierza.
Po pierwsze, warto odnotować, że demonstracje, choć odbyły się w wielu miastach, nie są tym, co można byłoby określić mianem „kryterium ulicznego” i nie doprowadzą do zmiany polityki władz. W połowie tygodnia rosyjscy politolodzy, w tym związani z opozycją, argumentowali, że przełomem mogłoby być to, jeśliby w Moskwie na wiec przyszło 150 – 200 tys. ludzi. Tak się nie stało, trudno byłoby zresztą oczekiwać srogą rosyjską zimą na tak wielkie tłumy. Nie to jednak, jak się wydaje, było politycznym celem Aleksieja Nawalnego, który już w przeszłości organizował demonstracje, w których uczestniczyło w samej Moskwie sto tysięcy osób (co prawda odbywały się one za zezwoleniem władz, a teraz takiego nie było).
Po drugie, warto zwrócić uwagę, że rosyjski obóz władzy przemyślał lekcję Białorusi i zareagował na manifestacje zupełnie inaczej, niźli Aleksandr Łukaszenka. Właściwie wszyscy rosyjscy eksperci wypowiadający się na temat białoruskiej rewolucji byli zdania, że w niemałym stopniu skalę sprzeciwu, jego siłę i długotrwałość, spowodowała niesłychanie brutalna reakcja po sierpniowych wyborach tamtejszych służb porządkowych. W związku z tym, w Rosji stosuje się inną strategię. Służby porządkowe reagują, są zatrzymania, ale daleko im do białoruskich pogromów. Jest to też po trosze wykorzystanie doświadczeń z Chabarowska, gdzie przez kilka miesięcy odbywały się liczne protesty przeciw aresztowaniu gubernatora Sergieja Furgala. Przez długie tygodnie demonstrujący nie byli właściwie niepokojeni przez siłowików i protesty w ostatnim czasie ucichły. Wielu rosyjskich polit-technologów uważa, że jest to z punktu widzenia władz najlepsza formuła – niech ludzie demonstrują, a władza i tak robić winna swoje.
Warto też zwrócić uwagę, że o ile docierają do nas liczne informacje na temat demonstracji z wielu, nawet małych, miast Federacji Rosyjskiej, o tyle cicho, jeśli chodzi o Kaukaz, czy wręcz zamieszkałe przez Muzułmanów południe Rosji. Nie mamy takich doniesień nie dlatego, że jest to region spokojny czy pławiący się w dobrobycie. Władza, za wyjątkiem Czeczenii, też nie jest tam sprawniejsza i bardziej skłonna do siłowych rozwiązań, niż w innych regionach Federacji Rosyjskiej. Jak się wydaje, mniejsze zainteresowanie Nawalnym w tej części kraju wynika z faktu, że żyje on innymi sprawami, problemy Rosji nie wywołują tam takich jak gdzie indziej emocji, nie wzbudzają większego zainteresowania. To też niesłychanie ważna informacja, jeśli chodzi o dzisiejszy obraz sytuacji w Federacji Rosyjskiej.
Jaką strategię ma Nawalny?
Wreszcie, trzeba zapytać o strategię Aleksieja Nawalnego. Do czego dąży, jaki jest jego polityczny cel, co chce osiągnąć? Trzeba postawić pytanie, czy Nawalny chce zainicjować rewolucję, czy raczej jego cele są inne?
Do tej pory, w ostatnich tygodniach, udało mu się odnieść kilka istotnych sukcesów. Ujawniając istnienie w FSB specjalnej grupy trucicieli działających na polecenie najwyższego kierownictwa, a zrobił to, co nie jest jak się wydaje kwestią przypadku, w Dzień Czekisty - ośmieszył rosyjskie służby specjalne, zakwestionował mit o ich nieomylności i sprawności. Wracając do Rosji i licząc się z aresztowaniem, bo przecież władze nie skrywały swych zamiarów, zdobył dwa kolejne przyczółki. Po pierwsze, pokazał osobistą odwagę, co Rosjanie zestawiają z krążącą od miesięcy pogłoską, iż Władimir Putin od miesięcy nie opuszcza w obawie przez infekcją Covid-19 specjalnego bunkra, po drugie, uzyskał międzynarodowy status głównego przeciwnika Putina. Dziś Nawalny, w oczach świata, jest drugim Nelsonem Mandelą. Pobyt w więzieniu niczym mu w tym nie przeszkodzi, wręcz przeciwnie. Oznacza to też, że Nawalnemu może się udać zjednoczyć, dzięki sile medialnego przekazu, rosyjską opozycję. Doświadczenia białoruskie są tutaj też z tej perspektywy istotne. Otóż przedstawiciele „starej opozycji” w Rosji, często skłóceni i skonfliktowani, stoją dziś wobec wyboru, przed którym stanęli „starzy” opozycjoniści na Białorusi, albo przyłączą się do Nawalnego, tak jak na Białorusi do Cichanouskiej, albo zostaną zapomniani i zmarginalizowani.
Ostatni materiał Nawalnego, na temat pałacu Putina, który już obejrzało ponad 50 mln ludzi, stanowi kolejny krok w politycznym planie opozycjonisty. Pokazując przepych pałacu Putina uderzył w mit „o dobrym carze i złych bojarach”, dowodząc nie tylko, że nie ma żadnego dobrego cara, a jest tylko jego marny naśladowca, nie mniej a znacznie bardziej pazerny od innych. Zdaniem politologa Dmitrija Orieszkina rosyjska kultura polityczna ma charakter binarny. Rosjanie źle czują się w realiach pluralizmu, lubią za to sytuację jasnego wyboru między dwiema skrajnościami. Jelcyn dlatego pokonał Gorbaczowa, że był w stanie wykreować się na jego alternatywę. Dzisiaj podobny status zyskuje Aleksiej Nawalny.
Powtórzenie białoruskiego scenariusza?
Wreszcie kwestia obecnych demonstracji. Jak się wydaje, chodzi w tym wypadku o powtórzenie białoruskiego scenariusza mobilizacji społecznej, ale nie po to aby wywołać rewolucję, która zmiecie Putina i jego kolegów. Cel jest inny. Rosyjscy obserwatorzy zwrócili uwagę na fakt, że w ostatnim filmie o „daczy Putina” pojawiły się nowe wątki w narracji Nawalnego. Nie tylko piętnuje on korupcję, ale również wskazuje na korzenie ekipy Putina, wiążąc w ten sposób dzisiejszą trudną sytuację gospodarczą z „czasami Jelcyna”. To odwołanie jest w istocie próbą zakwestionowania fundamentu, na którym opiera się władza ekipy Putina, mianowicie narracji, iż to obecna władza gwarantuje, że tamte lata się nie powtórzą.
Nawalny nie rezygnuje też ze swego projektu „rozumnego głosowania”. Nawoływał do jego poparcia w swym ostatnim filmiku, nagranym na sali sądowej. Chodzi o wspólne głosowanie wszystkich rosyjskich sił politycznych, od komunistów po libertarian, których wyborców nic politycznie nie łączy, ale w zbliżających się wrześniowych wyborach do Dumy powinni oni głosować przeciw Jednej Rosji, partii władzy. Trzeba pamiętać, że rosyjski parlament wybierany jest w systemie mieszanym, zarówno na podstawie list partyjnych, jak i w okręgach jednomandatowych. Ostatnie zmiany, polegające na powiększeniu do połowy ogólnej liczby deputowanych wybieranych w tym trybie, oraz obniżeniu progu, po przekroczeniu którego partia dostaje się do Dumy, premiują jedność. I o taką jedność przeciw ekipie Putina apeluje Nawalny.
Wejście do Dumy większej grupy deputowanych opozycyjnych lub choćby zakwestionowanie dominacji Jednej Rosji, może uruchomić procesy dezintegracji w gronie zróżnicowanych i stale walczących ze sobą o wpływy rosyjskich elit. Presja Zachodu, mobilizacja społeczna, nawet jeśli demonstracje nie są liczne, znacznie ułatwia tę politykę, pokazuje bowiem nieskuteczność Putina, który co prawda może kontrolować sytuację, ale pozytywna strategia, pchnięcie Rosji „do przodu”, jest już poza granicami jego możliwości. W tym sensie, w interesie Nawalnego nie leży gromadzenie setek tysięcy Rosjan na ulicach miast, jest to zresztą w obecnej Rosji trudne, ale podtrzymywanie protestu. Takie endemiczne, regularnie powtarzające się demonstracje umacniają przekaz, że sprawczość Putina i jego ekipy, umiejętność odbudowy „putinowskiej większości” ulega zmniejszeniu. A w związku z tym, jest też sygnałem pod adresem rosyjskich elit, że te muszą znaleźć „nowe rozwiązanie”.
Wydaje się, że Kreml doskonale rozumie, o co toczy się w istocie gra i pierwsze co robi, to pokazuje, że obóz władzy jest spoisty. Świadczy o tym wydane właśnie przez Putina rozporządzenie anulujące obowiązujące regulacje, w myśl których po przekroczeniu 70 roku życia pracujący w rosyjskiej administracji musieli odchodzić na emeryturę. Teraz już tak nie będzie, a nowelizacja ta dotyczy zarówno Sergieja Ławrowa, jaki i przede wszystkim Nikołaja Patruszewa, sekretarza rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa.
Jak się wydaje, o to, czyli o utrzymanie spoistości elit, co jest fundamentem władzy Putina, lub ich podzielenie, czego zdaje się chcieć Nawalny, toczy się dziś w Rosji polityczna batalia. Jeśliby za Aleksiejem Nawalnym opowiedziała się część elit, to stałby się on drugim Jelcynem, a Putin mógłby podzielić los Gorbaczowa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/536132-strategia-nawalnego