Czy Zachodowi uda się wymusić na Rosji wypuszczenie Aleksieja Nawalnego z aresztu śledczego, w którym rosyjski opozycjonista ma przebywać do 15 lutego? Jakie kroki w tym celu zostaną podjęte? Czy będą na tyle stanowcze, że Kreml się ugnie? W końcu, czy naiwna promoskiewska polityka, która wciąż jest bliska niektórym państwom członkowskim, dobiegnie końca? Przed Wspólnotą wielki test na „europejskie wartości”. Czy i tym razem okaże się, że są one jedynie zasłoną dymną i jednym z instrumentów wykorzystywanym do uprawiania polityki?
Berlin ma sporo na sumieniu
Sprawa zatrzymania Nawalnego, a wcześniej próba jego otrucia, nie jest pierwszym sprawdzianem, który musiały przejść w ostatnim czasie „europejskie wartości”. Mieliśmy do czynienia z podpisaniem umowy handlowej (CAI) pomiędzy Unią Europejską a Chinami, która budzi wiele kontrowersji, oraz zakupieniem przez Niemcy dodatkowej partii szczepionek, co łamało wcześniejsze unijne ustalenia. W żadnym z tych przypadków nie wygrały „europejskie wartości”.
„Stara śpiewka” Europejczyków
Po tym, jak doszło do próby otrucia rosyjskiego opozycjonisty, w Niemczech wybuchła gorąca dyskusja na temat przyszłości Nord Stream 2. Na początku września polityk CDU Norbert Roettgen, uważany za zwolennika zaostrzenia polityki Niemiec wobec Rosji, przekonywał, że „marzenia o strategicznym partnerstwie” obu państw powinny zostać teraz „ostatecznie pogrzebane”. Skrytykował również dążenie do ukończenia budowy gazociągu. W jego opinii zachęciłoby to Władimira Putina do kontynuowania swojej dotychczasowej polityki. Natychmiastowego przerwania budowy NS2 żądali również Zieloni. Niemiecki rząd nalegał, aby wraz innymi państwami UE i NATO wypracować wspólną reakcję na próbę otrucia Nawalnego. Media informowały o szczerym oburzeniu Angeli Merkel tym, co wydarzyło się na pokładzie samolotu, którym leciał Nawalny. Z Polski z kolei dochodziły głosy, że to odpowiedni moment, aby sprawę budowy gazociągu przeciąć raz na zawsze. Niemcy miały dogodną szansę, aby wycofać się z projektu z twarzą. To było jednak kilka miesięcy temu.
Dzisiaj, gdy Nawalny trafił do rosyjskiego aresztu, niemieckie media przyznają, że reakcja zachodnich polityków jest rytualna, a Europejczycy „zaczynają starą śpiewkę”.
Polska i kraje bałtyckie domagają się nowych sankcji. Niemcy są – jak zawsze, kiedy chodzi o Rosję – niezdecydowane. Premier Węgier Viktor Orban nie chce nawet komentować aresztowania Nawalnego. Przymus jednomyślności w sprawach polityki zagranicznej sprawia, że jest mało prawdopodobne, aby UE porozumiała się szybko co do wspólnego podejścia. A byłoby to pilnie potrzebne. Dla Nawalnego liczy się teraz każda godzina
—czytamy w komentarzu Damira Frasa opublikowanym przez sieć redakcji RND.
„Starą śpiewkę” słyszymy również ws. Nord Stream 2. Niemcy nie zamierzają wycofać się z budowy gazociągu. Berlin liczy, że nowa amerykańska administracja wycofa się z sankcji, które skutecznie uniemożliwiają ukończenie rurociągu. W ostatnich dniach słyszeliśmy o powołaniu przez kraj związkowy Meklemburgia-Pomorze Przednie „fundacji ochrony klimatu”, mającej asekurować dokończenie budowy gazociągu. Już kilka dni po jej utworzeniu, stacja NDR informowała o dużym wpływie Rosjan na fundację. Koniec końców, budowa została wstrzymana po tym, jak dwie organizacje ekologiczne zaskarżyły wydane przez Federalny Urząd Żeglugi Morskiej i Hydrografii (BSH) zezwolenie na natychmiastowe wznowienie budowy niemieckiego odcinka gazociągu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Zawieszono zgodę na dalszą budowę Nord Stream 2! Niemiecki urząd podjął decyzję po protestach organizacji ekologicznych
Czy zatrzymanie Nawalnego wpłynie na przyszłość gazociągu? Wydaje się, że i tym razem będziemy mieli do czynienia z teatralnym oburzeniem, a na końcu i tak wygrają twarde interesy.
Umowa z Chinami
Negocjacje Brukseli z Pekinem były długie i trudne. Zakończone po siedmiu latach prace nad umową, której ostateczne ratyfikowanie nastąpi za kilka lat, wywołało niemałą konsternację wśród części państw europejskich, a także w samym Waszyngtonie. Część ekspertów oceniając podpisanie umowy, której szczegółowych zapisów jeszcze nie znamy, wskazuje na sukces Chin.
W obecnej sytuacji międzynarodowej UE nie tylko oddaje Pekinowi łatwe zwycięstwo propagandowe i strategiczne w rywalizacji z USA, (…) ale też pozbawia się narzędzi wpływu na ChRL. Pekin natychmiast wykorzystał to choćby w formie masowych aresztowań opozycji w Hongkongu, a Bruksela, mimo PR-owego oburzenia, nic nie zrobi
—powiedział w rozmowie z PAP ekspert ds. chińskich z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) dr Michał Bogusz.
Kto z Europejczyków skorzysta na umowie? Tutaj nie ma zaskoczenia. Bogusz wskazuje na wielkie francuskie i niemieckie koncerny, które po „kryzysie 2008 roku stały się zakładnikiem Pekinu, a CAI tylko pogłębi to uzależnienie”.
Porozumienie w sprawie wszechstronnej umowy inwestycyjnej (CAI) ma jednak także swoją moralną stronę. Chodzi o doniesienia o przymusowej pracy w Chinach, represje wobec działaczy demokratycznych w Hongkongu i prześladowania ujgurskich muzułmanów w Xinjiangu. Były to zresztą jedne ze spornych kwestii, przez które odwlekano podpisanie umowy. Jak donoszą media, porozumienie ma rozwiązać te kwestie.
Chiny w ramach porozumienia zadeklarowały jedynie dążenie do ratyfikacji dwóch konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy (ILO) dotyczących zapobiegania pracy przymusowej, ale bez konkretnego harmonogramu, który znalazł się np. w umowie handlowej UE z Wietnamem
—napisał w komentarzu analityk ds. Chin z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) Marcin Przychodnia.
Moralnie UE robiąca interesy z państwem jawnie i bez ogródek łamiącym prawa człowieka czy prawo międzynarodowe oraz własne umowy o wolnym handlu traci zdolność do aspirowania do bycia siłą normotwórczą. Równocześnie nic nie zyskuje, bo nikt chyba poważnie nie wierzy, że Pekin wprowadzi w życie konwencje ILO
—dodaje z kolei Bogusz.
W podobnym tonie umowę oceniła ekspertka waszyngtońskiego think tanku Heather Conley. Jej zdaniem podpisane porozumienie osłabia Unię Europejską jako „podmiot oparty na wartościach”.
Czy już niedługo Europa przekona się, że Pekinowi nie należy ufać? W tej kwestii warto spojrzeć na doświadczenia Australii, która podpisała z Chinami podobną umowę w 2015 r. Po tym, jak rząd w Canberry rozpoczął międzynarodowe zabiegi o przeprowadzenie niezależnego dochodzenia w sprawie pochodzenia koronawirusa SARS-CoV-2, Pekin odpowiedział serią ograniczeń handlowych. Ale konflikt pomiędzy państwami wybuchł wcześniej, gdy Australia w 2018 roku wykluczyła chiński koncern Huawei z budowy krajowej sieci 5G.
Kanclerz Angela Merkel, jak i całe pokolenia unijnych przywódców oraz brukselskich biurokratów, wciąż wierzą w paradygmat zmiany Chin poprzez handel. Mimo że jest to założenie, któremu rzeczywistość ChRL jawnie przeczy, jest ono bardzo wygodne intelektualnie i moralnie, ponieważ pozwala kontynuować skompromitowaną politykę i lekceważyć wszelką krytykę
—stwierdził przywołany przeze mnie wcześniej Bogusz.
Doświadczenia Australii powinny być orzeźwieniem dla naiwnych polityków Zachodu.
Stosunki Australii z Chinami są otrzeźwiające. Wielu sądziło, że handel z Chinami wprowadzi je w systemy oparte na zasadach, ale tak się nie stało
—powiedział cytowany przez „Politico” Tom Tugendhat, przewodniczący komisji spraw zagranicznych brytyjskiej Izby Gmin.
CZYTAJ WIĘCEJ: Aleksandra Rybińska: Umowa inwestycyjna UE-Chiny, czyli dlaczego Angela Merkel pcha Europę w ramiona Pekinu. ANALIZA
Czy Europa, a przede wszystkim naciskające na podpisanie umowy Niemcy, będą na tyle silne i zdeterminowane, aby postawić się Pekinowi, gdy ten zacznie łamać ustalenia CIA?
Niemcy i dodatkowe szczepionki
Konsternację w Europie wywołał również fakt podpisania przez Niemcy dwóch wstępnych umów z niemieckimi firmami ws. zapewnienia 50 milionów dawek ich szczepionek przeciw Covid-19, gdy akurat Bruksela negocjowała umowy w imieniu państw unijnych. Ruch Berlina sprawił, że państwa Unii Europejskiej również zaczęły działać na własną rękę. Pamiętajmy, że Komisja Europejska negocjowała zakup szczepionek dla państw UE, gdy akurat to Niemcy sprawowały prezydencję w Unii. Wiele do życzenia pozostawia reakcja unijnych instytucji na ten opisywany szeroko przez europejskie media skandal. Choć szefowa Komisji Europejskiej kilkukrotnie przypomniała, że państwa UE nie powinny działać w tej sprawie na własną rękę, to nie zdecydowała się na publiczną krytykę Berlina.
CZYTAJ WIĘCEJ: Niemcy prowadzą swoją grę ws. szczepionek! Podpisały umowy bez konsultacji z KE. Szef WHO: Bogate kraje otrzymują większość dostaw
Co robić?
Czy działania Niemiec powinny nas dziwić? W każdym z tych trzech przypadków działały na rzecz własnych interesów, często lekceważąc swoich partnerów. Na takie postępowanie pozwala im ich pozycja w Europie i na świecie. W każdym z tych przypadków, Niemcy dowolnie żonglowały pojęciem „europejskich wartości”. Gdy było trzeba, to o nich wspominały, gdy akurat ich interes wymagał tego, aby o nich zapomnieć - zapominały. Czy jest się na co obrażać? Raczej trzeba zakasać rękawy i ciągle przypominać o tym, że relacje międzynarodowe nie są obsadzone w „wartościach”. Im szybciej to zrozumiemy jako społeczeństwo, a klasa polityczna zacznie działać pamiętając o tym, tym lepiej dla przyszłości państwa polskiego. A najlepiej zacząć działać podobnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/535518-europejskie-wartosci-w-sluzbie-niemiec
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.