Grupa niemieckich naukowców i ekspertów ds. międzynarodowych, wśród których znajdują się m.in. Constanze Stelzenmüller z Instytutu Brookinga, Boris Rouge z Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa czy przedstawiciele fundacji Seidla (Andrea Rotter), Bölla (Ellen Ueberschär) czy German Marshall Fund (Lena Ringleb), wystąpiła z memoriałem (More Ambition, Please! Toward a New Agreement between Germany and the United States), który czytałem z zazdrością.
W sposób klarowny, spokojny, ale niezwykle stanowczy, przekonują w nim, dlaczego utrzymanie relacji atlantyckich leży w interesie Niemiec, mało tego, decyduje o powodzeniu projektu, jakim jest Unia Europejska. Jednocześnie starają się przedstawić jasny pogląd, jak te relacje zmienić, aby odpowiadały one nowym realiom międzynarodowym, do których należy wzrastająca rola Berlina, oraz jak do takiej ewolucji przekonać amerykańską, europejską i niemiecką opinią publiczną. Jest to jednocześnie głos konkretny, w tym sensie zakorzeniony w rzeczywistości, że Autorzy wystąpienia odnoszą się do realnych problemów, które w najbliższych miesiącach w toku negocjacji trzeba będzie rozwiązywać, pokazując w jasny sposób interesy, a przez to nieprzekraczalne granice kompromisu umawiających się stron. Co ważniejsze brak jest w tym wystąpieniu typowego i często spotykanego w Polsce pustosłowia, odwoływania się do wspólnych wartości (choć i o nich się mówi), jako jedynego spoiwa międzynarodowych aliansów i powtarzania po tysiąckroć na różne sposoby wyrażeń typu „wielowektorowość” czy „zobowiązania sojusznicze”, co często zastępuje racjonalną ocenę rzeczywistości. W tym wypadku, metoda zastosowana przez niemieckich ekspertów jest odwrotna – najpierw rozpoznajmy nasze i naszych sojuszników interesy, później poszukajmy możliwości ich uzgodnienia i zbudowania kompromisu, a w efekcie uzyskamy stabilny, wielowektorowy, porządek, w którym każdy będzie się dobrze czuł.
Obecność USA w Europie
Punktem wyjścia jest diagnoza sytuacji. W opinii niemieckich ekspertów, od obecności Stanów Zjednoczonych w Europie zależy nie tylko wąsko rozumiane bezpieczeństwo kontynentu, ale również, a może przede wszystkim, przyszłość projektu integracji europejskiej i utrzymanie przez Berlin dominującej w tym układzie pozycji. A w związku z tym, rozumienie „europejskiej suwerenności” w kategoriach „wypchnięcia” Stanów Zjednoczonych z Europy w największym stopniu godzi w interesy Berlina, bo uruchomić może stare odśrodkowe trendy polityczne, które już dwukrotnie w XX wieku doprowadziły Niemcy do katastrofy. „Prezydentura Joe Bidena daje wyjątkową okazję do przezwyciężenia kryzysu oraz ożywienia i zachowania zachodniego sojuszu na czas dłuższy niż następne cztery lata” – opisują obecną sytuację i dlatego, ich zdaniem – „rząd niemiecki powinien niezwłocznie zwrócić się do nowej administracji z inicjatywami osiągnięcia nowego konsensusu ze Stanami Zjednoczonymi.”
W opinii Autorów memorandum, które zapewne nie bez powodu zostało opublikowane na dwa dni przed inauguracją Bidena, relacji atlantyckich nie należy sprowadzać wyłącznie do wymiaru wojskowego, co jak się wydaje jest częstym błędem. Nie chodzi o to, czy Europa jest w stanie sama poradzić sobie z wojskowymi zagrożeniami, choć Autorzy nie skrywają swego sceptycyzmu w tym zakresie, ale o polityczny wymiar aliansu, którego potwierdzeniem jest amerykański program „nuclear scharing”. Niemcy powinni w nim pozostać, mało tego, ich wzmożony wysiłek w zakresie obronności w najbliższym czasie, do podjęcia którego wzywają, winien być również związany z amerykańskim „parasolem nuklearnym” rozciągniętym nad Europą.
Nowy charakter relacji atlantyckich
Ale jednocześnie Europa musi wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi przemyśleć nowy charakter relacji atlantyckich, bowiem zmieniły się realia współczesnego świata. „Po 500 latach centrum świata nie leży już kontynentem europejskim – dowodzą. - Stąd priorytetem Stanów Zjednoczonych będzie Azja, a ich zasoby nie będą kierowane przede wszystkim do Europy. Nie ma dziś wiarygodnego scenariusza przyszłości Europy, w którym jej kraje - przede wszystkim Niemcy - nie musiałyby robić znacznie więcej, aby zapewnić bezpieczeństwo i stabilność kontynentu”. Z takiej oceny sytuacji wypływa następny wniosek. Otóż Autorzy wystąpienia są zdania, że w dłuższej perspektywie Stany Zjednoczone nie utrzymają swej pozycji światowego mocarstwa bez bliskiej współpracy z Europą, a ta zaś, nie zachowa, zwłaszcza wobec rysujących się zagrożeń (Rosja) swej pozycji i prosperity, bez sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Jednak zmiany we wzajemnych relacjach są nieuchronne, bo zmieniają się priorytety polityczne. Przede wszystkim Waszyngtonu, który niezależnie od retoryki, przeniesie swe zainteresowanie na Azje. W interesie Europy jest, aby ta zmiana amerykańskich preferencji przebiegała w sposób uporządkowany, uzgodniony i przyjazny, nie zaś tak jak to było za administracji Donalda Trumpa, czyli w wielu aspektach w sposób chaotyczny a czasem wręcz wrogi. Mało tego, im szybciej Europa umożliwi Waszyngtonowi ten ruch, odciążając Amerykę od części europejskich obowiązków tym szybciej pozwoli to zbudować nowy, funkcjonalny układ. Dlatego strategia wyczekiwania, aż elity Waszyngtonu wystąpią z propozycjami, jest ich zdaniem błędna, to Niemcy winny przejąć inicjatywę proponując „nowe porozumienie atlantyckie”, które ufundowane byłoby na współpracy w kilku kluczowych obszarach. Jest to współpraca w zakresie polityki klimatycznej, nowe podejście do NATO, polityka wobec Chin, światowego handlu i rywalizacji technologicznej.
W każdym z tych dziedzin Europa ma sporo do zaproponowania, winna też zakreślić, ważne z punktu widzenia jej interesów granice współpracy. Jeśli chodzi o politykę powstrzymywania Chin, to zdaniem autorów memoriału, raczej nie powinna to być polityka globalnego powstrzymywania rozwoju gospodarczego, zrywania łańcuchów zaopatrzenia czy decouplingu, a raczej bliska współpraca Zachodu w dziedzinach newralgicznych – technologii, sztucznego intelektu, wykorzystania metali ziem rzadkich czy polityki klimatycznej. Nierealne jest też myślenie o powrocie do transatlantyckiego porozumienia o wolnym handlu (TTiP), ale w to miejsce należy dążyć do zawarcia porozumień sektorowych, co zresztą, nawiasem mówiąc wydaje się lepiej odpowiadać niemieckim interesom, bo nie wymusza trudnych debat na temat polityki celnej wobec importu/eksportu produktów rolnych.
Przyszłość NATO
W przypadku NATO poglądy na temat przyszłości Paktu, prezentowane przez Autorów memorandum, są klarowne. Państwa Europy, winny być zainteresowane utrzymaniem siły artykułu 5. Zarówno po to, aby uniknąć wewnętrznych tarć i rywalizacji jak i przez wzgląd na zagrożenie ze strony Rosji. W nieodległej przeszłości, jak piszą, wątpliwości co do siły sojuszniczych zobowiązań były pochodną nie tylko twardej retoryki ze strony Waszyngtonu, ale również, co samokrytycznie przyznają, istotnych błędów Berlina. Należały do nich – brak wiarygodności Niemiec (uchylanie się od spełniania kryterium 2 proc. PKB na wojsko), brak strategicznej koherencji (Nord Stream 2) i brak inicjatywy politycznej (uchylanie się od działań na rzecz stabilizacji basenu Morza Śródziemnego). W tym sensie, jak dowodzą, to polityka Niemiec jest co najmniej w tym samym stopniu źródłem obecnego kryzysu relacji atlantyckich, co działania administracji Trumpa. I to ona, bo to leży w zakresie możliwości Berlina, winna być niezwłocznie zmieniona. Otwarcie proponują „nowy konsensus” w zakresie europejskiej obronności. „Powinniśmy powiedzieć: Europejskie państwa NATO - przede wszystkim Niemcy - znacznie zwiększają swoje zdolności w zakresie obrony konwencjonalnej. W rezultacie zdejmują ciężar ze Stanów Zjednoczonych w Europie, ułatwiają Waszyngtonowi skoncentrowanie się na Indo-Pacyfiku i chronią tamtejsze interesy liberalnych demokracji. W zamian Stany Zjednoczone potwierdzają swoje zobowiązanie do obrony terytorium sojuszniczego i potwierdzają to zobowiązanie poprzez gwarancję nuklearną i stałą obecność wojskową w Europie”. Takie postawienie spraw oznacza, ich zdaniem, zbudowanie przez Europę, ale w ramach scenariusza współpracy ze Stanami Zjednoczonymi a nie jako opozycja wobec nich, czy element rywalizacji, nie tylko własnego potencjału wojskowego, ale również gotowości do projekcji siły i umiejętności politycznego korzystania z tego instrumentu. Oznacza to „wzmocnienie instytucji europejskich” i większa inicjatywę w regionach zapalnych położonych na europejskich peryferiach. „Niemcy muszą zrealizować uzgodnione cele sił zbrojnych NATO i przyspieszyć realizację harmonogramów. Wymaga to dalszych znacznych podwyżek budżetu obronnego, modernizacji procesów zakupowych i zwiększonej współpracy zakupowej w ramach NATO. Przede wszystkim wymaga konsensusu w rządzie niemieckim, że najważniejszym priorytetem jest zwiększenie mobilności armii. Nadaje to siłę dyplomacji, wnosi nieodzowny wkład w wiarygodność transatlantycką, wzmacnia zdolności odstraszania NATO, a tym samym broni wolności obywateli Niemiec” – taką agendę dla niemieckiego rządu proponują na najbliższe dwa lata autorzy memorandum. W ich opinii „okienko możliwości”, aby realizować ten program nie jest rozciągnięte w czasie. Kluczowe decyzje winny być podjęte w okresie od tegorocznych jesiennych wyborów w Niemczech do przyszłorocznych wyborów prezydenckich we Francji, a z pewnością nie później niźli do następnych wyborów do Izby Reprezentantów w Stanach Zjednoczonych. To nakłada na stolice europejskie obowiązek aktywności, dynamiki i precyzyjnego określenia własnych celów. Z niemieckiej perspektywy oznacza to więcej zaangażowania, zarówno politycznego, jak i finansowego i wojskowego w regionach potencjalnie zapalnych – począwszy od Arktyki, po Ukrainę i całą wschodnią flankę NATO, zakończywszy na basenie Morza Śródziemnego. Waszyngton z ulgą przyjmie zdjęcie ze swoich ramion część obowiązków, oczywiście jeśli nie będzie oznaczać to powstania strategicznej próżni. Niemcy winny stać się podmiotem gwarantującym, iż tego rodzaju potencjalnie groźny scenariusz się nie ziści. Ale jednocześnie Autorzy memorandum jasno zaznaczają, że nie oznacza to „flirtów z Rosją”, wręcz przeciwnie w nowej doktrynie wojskowej NATO winno się implementować jasne zapisy na temat zagrożeń, jakie rosyjska polityka niesie dla Europy. To stanowisko jaskrawo różni się od polityki Paryża, zainteresowanego w poszukiwaniu z Moskwą pól pragmatycznej współpracy. Tu raczej mamy do czynienia z postawą zupełnie innego rodzaju. Jeśli nowe odczytanie strategicznej sytuacji przez amerykańskie elity ma miejsce, a Autorzy wystąpienia w to nie wątpią, to stopniowe wycofywanie się Stanów Zjednoczonych z Europy daje Niemcom szansę na wypełnienie próżni. Warunkiem sukcesu w tym zakresie jest po pierwsze gotowość niemieckich elit na taki krok i koszty z nim związane, po drugie winna to być polityka uzgodniona zarówno z USA jak i z europejskim stolicami, bo wariant rywalizacyjny ostatecznie obróci się przeciw interesom Berlina i wreszcie po to, aby Waszyngton uznał ewolucję relacji atlantyckich za atrakcyjną perspektywę, Niemcy muszą optować za rozszerzeniem pól odpowiedzialności NATO na Azję. Ewolucja relacji atlantyckich winna w tym ujęciu przyjąć kształt nie tendencji będącej dowodem na zmniejszanie się amerykańskiej potęgi i redukcję strefy wpływów, ale wręcz przeciwnie, zwiększenie możliwości oddziaływania kolektywnego Zachodu w Azji, wsparcie przez Europę, pod wodzą Niemiec, amerykańskiego wysiłku na rzecz powstrzymywania narastającego zagrożenia ze strony Chin. W tym sensie jest de facto propozycją nierównoprawnego, Amerykańsko – niemieckiego duopolu, w którym Berlin gwarantowałby siłę, stabilność i wiarygodność europejskiej flanki Sojuszu Atlantyckiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/535517-niemcy-jako-gwarant-sily-nato-w-europie