Cóż za łaskawość, szef Twittera Jack Dorsey przyznał, że wyczyszczenie z wpisów i zablokowanie konta wciąż jeszcze urzędującego prezydenta USA Donalda Trumpa to: „Niebezpieczny precedens, który pokazuje, że jednostka czy korporacja może w skali całego globu skutecznie kontrolować część toczącej się debaty”.
Dodał przy tym, że „nie cieszy się” i „nie odczuwa dumy” z tego, co sam zrobił. Nie tylko on zrobił, podobnie zrobili inni właściciele portali tzw. społecznościowych.
Czyżby twórca i dyrektor generalny Twittera oprzytomniał i boi się, że wkrótce on sam obudzi się w świecie, w którym jemu podobni, jak właściciel Facebooka, miliarder Mark Zuckenberg, czy Jan Kum, do którego należy Whatsapp, będą decydować, co wolno mu czytać, oglądać i słuchać, co mamy myśleć i jakie mieć poglądy? To nazbyt optymistyczne założenie…
My, w Polsce, obywatele zniewoleni przez pół wieku w sowieckiej strefie wpływów już to przerabialiśmy, gdy „Blaszany bębenek” Güntera Grassa można było przeczytać tylko w potajemnie zdobytym, lichym wydruku poza zasięgiem cenzury, a obsypany Oscarami film „Lot nad kukułczym gniazdem” obejrzeć cichcem - jak udało mi się w tamtych czasach - w amerykańskim konsulacie w Poznaniu. A propos, obraz Miloša Formana kończy się sceną, w której zamknięty w domu dla obłąkanych wódz Bromden wyrywa umywalkę, wybija nią okno i ucieka na wolność. I kto by przypuszczał, dziś kraj, którego symbolem jest Statua Wolności, cenzuruje własnego prezydenta! Dlaczego? Ponieważ - jak próbował usprawiedliwić się Jack Dorsey - oparł się na informacjach o… zagrożeniu dla porządku publicznego.
Zagrożeniem dla porządku publicznego jest nikt inny, tylko sobiepańscy cenzorzy Dorsey, Zuckenberg, Kum i spółka, i to oni ponoszą, jeśli nie całkowitą, to przynajmniej współodpowiedzialność za eskalację nastrojów w amerykańskim społeczeństwie, za sprowokowanie ataku na Kapitol, za - o co oskarżyli Donalda Trumpa „demokratyczni” przeciwnicy prezydenta - podżeganie do przemocy. Na tym, niestety, nie koniec, biorąc pod uwagę podjętą z ich inicjatywy procedurę impeachmentu na kilka dni przed upływem jego kadencji, aby na przyszłość wyeliminować do z gry. Żenujące widowisko. Pan Dorsey nie odczuwa dumy…
To już nie przyszłość, to już się dzieje na naszych oczach, nie tylko za oceanem lecz w polityce globalnej, że doszło do swoistej stalinizacji propagandowej, do informacyjnego monopolu, natrętnej indoktrynacji, do jawnej cenzury pod pretekstem poprawności politycznej i w imię rzekomej tolerancji. Administratorzy Twittera przyznali się do zablokowania 70 tys. kont z powodu owego „podżegania”. Zaiste, symptomatyczna to polityka uprawiana przez paru majętnych gości, którym coś się widzi… Wszechobecni nadzorcy portali, nie pochodzący bynajmniej z wyboru, jacyś ludzie bez nazwisk zasiadający gdzieś przy komputerach, przesądzają, co nie powinno, a co ma dotrzeć do opinii publicznej: jakoś nie przyszło im do głowy blokowanie kont różnorakich wichrzycieli, żeby daleko nie szukać, np. szefa europejskich ludowców (EPL) Donalda Tuska, który pluje jadem z prędkością karabinu maszynowego, czy udzielającego się również na Twitterze szefa polskojęzycznego „Newsweeka” Tomasza Lisa, snującego o urządzeniu Majdanu w Warszawie… Przykładami judzenia, jątrzenia i powielaczy fake-news’ów można sypać jak z rękawa…
Niebezpieczna gra gigantów
Niebezpieczna gra panów Dorsey’ów, Zuckenbergów, Kumów itd., a także m.in. pani dyrektor generalnej YouTube’a, Susan Wojcicki, toczy się dalej. Przeciętni użytkownicy Twittera codziennie alarmują o przedziwnym zjawisku, które ich dotyka: segregowania informacji, ograniczania zasięgu, redukcji liczby obserwujących, zwłaszcza z prawicowych kręgów. Jack Dorsey ubolewa, że doszło do „fragmentacji” w debacie publicznej, że „podziały”, że „ograniczanie możliwości wyjaśnień” i tak dalej…
Nadszedł czas, by poważnie zastanowić się nad naszymi działaniami i środowiskiem, jakie nas otacza
– napisał wczoraj szef Twittera.
Zgadzam się całkowicie! Wiem nawet, kto powinien poważnie się zastanowić: jedni nad sobą, inni czy chcą być obiektami ich manipulacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/534878-ataku-na-kapitol-nie-sprowokowal-prezydent-trump