Wolność - zwłaszcza wolność słowa - jest w dziejach ludzkości dobrem rzadkim, można powiedzieć, że luksusowym. Występowała stosunkowo obficie w dziejach Europy, szeroko pojętego zachodu, była wręcz jego cechą definiującą, ale to już coraz bardziej przeszłość. Znów przekonujemy się, że brane często za pewnik założenie, że wolności w naszym kręgu cywilizacyjnym jedynie przybywa, nie jest prawdziwe.
Zablokowanie kont prezydenta Donalda Trumpa przez Twittera i Facebooka jest wydarzeniem rzeczywiście o randze historycznej, choć to jest ta zła historia. Oczywiście wydarzenie to stanowi ukoronowanie trwających od dawna procesów, ale samo w sobie ma rangę symbolu: oto dwie wielkie korporacje arbitralnie decydują o uciszeniu wciąż urzędującej głowy wielkiego mocarstwa. Coś, co miało doprowadzić ludzkość do nieznanego wcześniej poziomu wolności i swobody komunikacji, doprowadziło do banalnie łatwej cenzury, pozbawionej jakiejkolwiek kontroli, czy to w formie ustawowej czy też sądowej. Doprowadziło do cenzury, od której nie ma odwołania. Cenzury, wobec której wszyscy jesteśmy faktycznie bezradni.
Decyzje podjęte wobec Trumpa są drastyczne. Trudno je usprawiedliwić zamieszkami w Waszyngtonie, szturmem Kapitolu. Czy zablokowano lewicowych sympatyków Black Lives Matter po wielodniowych burdach w wielu miastach? Oczywiście nie. Do tego Trump odchodzi, przegrał, jest osamotniony, i nie stanowi dziś realnego zagrożenia dla establishmentu. Za 10 dni nie będzie już prezydentem. Blokowanie go nie ma więc uzasadnienia nawet w tej logice, którą posługują się Twitter czy Facebook - chyba, że chodzi o wykorzystanie okazji i skokowe zwiększenie kontroli nad społeczeństwami i jednoczesne przesunięcie całej debaty publicznej w lewo.
Wyzwania są potężne, wręcz dramatyczne. Cenzura w mediach społecznościowych w połączeniu z kolejną falą lewicowej rewolucji, z ową „cancel culture”, sugerują, że na naszych oczach rodzi się coś zupełnie nowego. Coś, co z klasycznie rozumianą demokracją nie ma wiele, poza coraz bardziej pustymi formami, wspólnego. Państwa narodowe, które powinny w tych warunkach reagować i blokować cenzorskie praktyki internetowych monopoli, dbając jednocześnie o pluralizm, albo nie mają takiej woli, ponieważ podzielają cele cenzorów, albo są zbyt słabe, by coś zrobić.
Pierwszym krokiem na drodze do wyjścia z takiej pułapki jest uświadomienie sobie powagi sytuacji. Zablokowanie Donalda Trumpa z pewnością przysłuży się tej sprawie. Ale droga do poprawy sytuacji jest bardzo daleka, przed nami być może naprawdę ciężkie chwile. Trudno być optymistą.
Czy więc nic nie można zrobić? Można. Przede wszystkim dbajmy o te kanały komunikacji, choćby niewielkie, które są poza kontrolą międzynarodowych cenzorów. Nie oddawajmy im wszystkiego, skoro mają tak groźne intencje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/534237-to-czarny-dzien-dla-wolnosci-slowa-nadchodzi-nowa-cenzura