Rosyjscy demografowie obliczyli, porównując wieloletnie dane z wynikami listopada, że umierało tam dziennie średnio 2 500 ludzi więcej niźli w latach poprzednich. W skali całego roku te „ponadplanowe” zgony dają 230 tys. osób, co ich zdaniem oznacza, że śmiertelne żniwo Covid-19 jest sześciokrotnie większe niźli oficjalne dane na temat liczby osób, które zmarły w wyniku pandemii.
Kryzys spowodowany pandemią
Rosstat, odpowiednik naszego GUS poinformował, że po 11 miesiącach ludność Federacji Rosyjskiej zmniejszyła się o 574,8 tys. osób, co jest największym, jednorazowym spadkiem od 14 lat i co potwierdza tezy rosyjskich demografów, wygłaszane na przekór oficjalnej propagandzie, że programy rządowe mające zwiększyć liczbę ludności w kraju i odwrócić niekorzystne trendy działały co najwyżej w krótkiej perspektywie, a teraz, w oczywisty sposób nie są już skuteczne. Kryzys wywołany pandemią, a może raczej generalny wzrost niepokoju o przyszłość odnotowywany we wszystkich badaniach opinii publicznej, które wskazują, że stopień niepewności Rosjan jest obecnie największy od 1989 roku, przełożył się wprost na znaczący spadek liczby rodzących się dzieci. Tzw. wskaźnik reprodukcji spadł do poziomu 9,7 dzieci na 1000 mieszkańców i jest najniższy od 2002 roku. Warto przypomnieć, że prosta zastępowalność pokoleniowa ma miejsce wówczas kiedy wynosi on 22 dzieci (bo pewna liczba kobiet w ogóle nie decyduje się na macierzyństwo) na tysiąc mieszkańców. Złe trendy demograficzne Federacja Rosyjska „nadrabiała” importując siłę roboczą z biedniejszych krajów obszaru postsowieckiego, ale i w tej dziedzinie w bieżącym roku nastąpił krach i liczba gastarbeiterów mieszkających i pracujących w Rosji spadła o 2,5 mln. Zdaniem wypowiadających się na ten temat ekspertów te liczby wzięte razem oznaczają, że ludność Federacji Rosyjskiej de facto skurczy się w tym roku o 3 mln osób, co jest największą jednorazową „stratą” od czasów wojny.
Problem nie istnieje?
Różnice między Polską a Federacją Rosyjską w tym względzie są dwie. Po pierwsze tamtejsi demografowie obliczyli, że w liczbie „ponadplanowych zgonów” liczonych na 1000 mieszkańców nasza ojczyzna zajmuje pierwsze miejsce na świecie, a Rosja jest trzecia. Druga różnica jest, w moim przekonaniu, znacznie istotniejsza. O ile bowiem rosyjskie elity dyskutują o demograficznej przyszłości swej ojczyzny i gospodarczo–rozwojowych konsekwencjach rysujących się już wyraźnie trendów, o tyle w Polsce wszyscy zdają się udawać, że problem, który jest w czasie oddalony, nie istnieje.
Oczywiście warto zaznaczyć, że „nadprogramowe zgony” niekoniecznie są bezpośrednim skutkiem infekcji Covid-19, raczej mamy do czynienia z niewydolnością systemu ochrony zdrowia wzmacnianym postawami społecznymi, takimi jak odmowa przestrzegania zasad dystansu społecznego, czy ukrywanie, jak to jest w coraz większej liczbie wypadków w Polsce, samego faktu infekcji i zgłaszanie się do szpitala, kiedy choroba jest już w takim stadium, że niewiele można zrobić. Dodatkowo nieprzemyślane i wątpliwe decyzje polegające na faktycznym zamknięciu (porady telefoniczne w oczywisty sposób są fikcją) służby zdrowia dla ludzi cierpiących na inne przypadłości wzmacniają niebezpieczne trendy. Ale odchodząc na chwilę od ulubionego sportu Polaków, który sprowadza się do poszukiwania winnych zaistniałej sytuacji, warto zastanowić się, jakie długofalowe skutki przyniesie kryzys demograficzny, na którego progu jesteśmy.
Skutki kryzysu
W lipcu tego roku renomowany periodyk medyczny „The Lancet” przyniósł wyniki pracy grupy naukowców, którzy na podstawie analizy obecnych trendów zastanawiali się, jak wyglądała będzie demograficzna przyszłość świata w roku 2100. Nawet jeśli liczby podawane jako wyniki badania nie potwierdzą się w rzeczywistości w 100 proc., to i tak rysujące się trendy są niezwykle pouczające. Równie istotne jest to, że naukowcy pokusili się o podanie roku, kiedy dany kraj osiągnął swój ludnościowy „szczyt”, co pozwala na określenie relacji, dostrzeżenie które kraje zwiększać będą w najbliższych latach swój potencjał, a które pod tym względem będą maleć. Nawet jeśli nie odnosimy tego do potencjału militarnego, co można uznać za wyraz pięknoduchostwa, to gospodarcze efekty depopulacji z jednej, czy wzrostu liczby ludności z drugiej strony będą znaczące. Jak bowiem napisali Charles Goodhart i Manoj Pradhan, brytyjscy ekonomiści w wydanej w grudniu książce proroczo zatytułowanej „Wielki przewrót demograficzny” gospodarcze efekty rysujących się trendów będą głębokie. W krajach, w których liczba emerytów będzie rosła, a pracujących malała, zarysują się, ich zdaniem, dwa zjawiska – po pierwsze cena pracy (mniej rąk do pracy) będzie rosła, a to trend na automatyzację, bo nakłady kapitałowe na robotyzację szybciej podlegały, będą się amortyzowały. W efekcie wzrośnie presja inflacyjna (pracujący zarabiać będą więcej, a emeryci, których liczba też wzrośnie, muszą wydawać) oraz zdrożeje kapitał. W tym ostatnim przypadku dlatego, że w bogatsze kraje będą go więcej potrzebowały na robotyzację i automatyzację. Kraje uboższe, ale nie te najbiedniejsze, tylko znajdujące się „w połowie drogi”, które tak jak Chiny w pierwszej fazie swego gospodarczego odrodzenia zyskiwały na przenoszeniu produkcji tam, gdzie praca jest tańsza, stracą swe przewagi konkurencyjne, bo w związku z szybko rosnącą liczbą ludzi w wieku emerytalnym praca i tam będzie musiała drożeć. Warto zauważyć, że trendy demograficzne nie wszędzie będą przebiegały w tym samym tempie, co oznacza, że będą kraje, w których liczba ludności nadal będzie szybko rosła, ale możliwości znalezienia pracy dla nowych pokoleń wchodzących w życie zawodowe już nie. Wszystko to spowoduje wzrost wewnętrznych napięć, ale również rywalizację o siłę roboczą, zwłaszcza pochodzącą z krajów bliskich kulturowo i cywilizacyjnie, taką, która łatwo się aklimatyzuje, nie tworzy zamkniętych społeczności i w perspektywie 2 – 3 pokoleń wynaradawia.
Perspektywa UE
Zobaczmy zatem, jak wyglądają w takim ujęciu perspektywy Polski, naszej części Europy i państw sąsiednich. Zdaniem badaczy, którzy opublikowali wyniki swej pracy w The Lancet w 2100 roku, będzie nas, według jednego scenariusza, 15,42 mln, według innego, jeszcze mniej, bo 13,66. Ludnościowy szczyt osiągnęliśmy w 2017 roku, kiedy było nas 38,39 mln i już nigdy nawet nie zbliżymy się do tego poziomu. Cała Europa Środkowa podlega podobnym procesom wyludniania się. O ile w 2017 roku zamieszkiwało ją 114,8 mln ludzi, to w 2100 będzie to odpowiednio – 52,3 lub 44,51 mln osób, bo znów mamy do czynienia z dwoma scenariuszami. Idąc dalej na wschód mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem, choć o mniejszej skali – Europa Wschodnia, włączając w nią Rosję, gdzie mieszkało w 2017 roku 210,2 mln ludzi, w 2100 będzie zaludniona przez 133 lub 122 mln osób, w zależności od tego, z którym scenariuszem będziemy mieli do czynienia. Wszystkie kraje regionu, zdaniem badaczy, w tym również Rosja, swój ludnościowy szczyt osiągnęły w 2017 roku.
Nie można tego samego powiedzieć o bogatych krajach starej Unii Europejskiej. Zachód naszego kontynentu zamieszkiwało w 2017 roku 432,9 mln osób, a w roku 2100 będzie to 374,39 lub 329,75 mln w zależności od scenariusza. W przypadku niektórych krajów szczyt ich demograficznej potęgi jest jeszcze przed nimi. I tak Francja w 2046 roku będzie miała w świetle tych prognoz 70,64 mln ludzi a Niemcy w 2035 85,08 mln. W skali stulecia ludność tych dwóch państw zmniejszy się w stopniu nieznacznym. Francuzów, których dziś jest 65,71 mln, będzie odpowiednio, albo 67,15 albo 60,13 mln. Niemców (dziś 83,29 mln) na koniec stulecia doliczy się 66,15 lub 60,13 mln. Inne europejskie bogate kraje, takie jak Irlandia czy Wielka Brytania prawie, w świetle tych prognoz, nie odczują demograficznego tąpnięcia. Peak ludnościowy Stany Zjednoczone będą miały za sobą dopiero w roku 2062 a Kanada jeszcze później, bo w 2078.
A jak ten obraz wygląda w przypadku krajów leżących z Europą „po sąsiedzku”? Turcja w 2066 roku ma mieć 112 mln mieszkańców, Algieria w 2100- 78 mln, Egipt 199 mln również w 2100 roku, Etiopia 240 mln w 2080, Tanzania 185 mln (2100), a Nigeria 780 mln. Nie wróży to spadku presji emigracyjnej wywieranej przez szybko rosnącą populację Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu na bogatą Europę.
Z tego zestawienia wypływają przynajmniej dwa wnioski. Po pierwsze integracja Polski i naszego regionu z Europą przyniosła w perspektywie demograficznej skutki fatalne. Nie ma niczego dziwnego w tym, że ludzie chcieli i chcą mieszkać tam, gdzie żyje się im lepiej i wygodniej. Tego trendu nie da się zatrzymać metodami administracyjnymi, ale w ocenie naszego bilansu integracji z Zachodem trzeba też brać pod uwagę i to, że Polska i cały region stały się rezerwuarem taniej i nieźle wykształconej siły roboczej. Doświadczenia Francji, która przed II wojną światową przeżywała podobne problemy i zaniepokojona była rysującymi się trendami, pokazuje, że obliczona na dziesięciolecia polityka prorodzinna daje efekty. Jednak poczynionych wyrw i odnotowanych strat, nie da się zastąpić bez roztropnej polityki, której celem jest przyciągnięcie emigrantów.
Trzeba też zauważyć, że najbliższe lata, a zapewne nawet dziesięciolecia, w polityce światowej upłyną z jednej strony pod znakiem narastających problemów demograficznych państw biedniejszych, czemu towarzyszyć będą podobne, tylko o „innym znaku”, w grupie najzamożniejszych. O ile biednych będzie coraz więcej i rządy będą starały się pozbyć nadwyżkowej siły roboczej, a tyle w bogatych krajach liczba pracujących będzie malała. Jednak problemy z integracją przybyszów i obawy wyborczej rewolty skłaniać będą państwa bogatsze w pierwszym rządzie do zaspokojenia potrzeb kosztem peryferii (Polska, Państwa Bałtyckie, Rumunia, Bułgaria, Ukraina, Białoruś), które mogą zacząć się szybciej wyludniać. Granice dla przybyszów spoza kulturowego świata Europy pozostaną zamknięte. W efekcie będziemy obserwować wzrost napięć wewnątrz europejskich na tle konkurencji o pracowników i wzrost presji zewnętrznej. Nie wpłynie to na spoistość Unii Europejskiej. Wszyscy w Europie będą tracić ludność, ale w perspektywie historycznej wygra ten, kto będzie tracił najwolniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/532948-czy-kryzys-demograficzny-zniszczy-polske-i-rozsadzi-ue