Dwa razy przesłuchałem telefoniczną rozmowę Andrieja Nawalnego z funkcjonariuszem rosyjskich służb specjalnych Konstantinem Kudriawcewem – jednym z członków szwadronu śmierci FSB, który w sierpniu uczestniczył w próbie zamachu na życie Nawalnego. Ich rozmowa była niezwykła nie tylko z tego powodu, że rzadko zdarza się usłyszeć rozmowę niedoszłego mordercy ze swoją niedoszłą ofiarą. Sam byłem świadkiem takiej rozmowy tylko raz w życiu, gdy doprowadziłem do osobistego spotkania funkcjonariusza SB Krzysztofa Sulki z ks. Adolfem Chojnackim (ten pierwszy odmówił jednak zamordowania drugiego i nie wykonał rozkazu, co przypłacił załamaniem kariery, fałszywym oskarżeniem i karą więzienia).
Wróćmy jednak do sprawy Nawalnego. Ton, z jakim opowiadał o swym zadaniu Kudriawcew, przypomniał mi ten sam ton, jaki słyszałem w ustach oficerów SB zamieszanych w porwanie i zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki. Miałem swego czasu możliwość obejrzenia kilku godzin nagrań z wizji lokalnej przeprowadzonej pod koniec 1984 roku z udziałem Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali (oprawców księdza Jerzego) w miejscach związanych ze zbrodnią.
Tym, co najbardziej uderzało w ich wypowiedziach, był beznamiętny ton, z jakim opowiadali o przygotowaniach do zbrodni. Mówili o tym tak, jak górnik opowiada o szychcie w kopalni lub pilot o rejsie samolotem; tak jakby była to normalna praca: jedni szyją ubrania, drudzy sprzedają warzywa, a jeszcze inni mordują. Taka robota.
Pokazywali kamienie, które wzięli ze sobą na akcję, by obciążyć nimi wrzucone do rzeki ciało kapłana, mówiąc zdrobniale o tych narzędziach zbrodni „kamulki”. Ale nawet w tych słowach nie było emocji.
Kudriawcew jak Eichmann
Ta sama monotonna narracja pobrzmiewała w głosie Kudriawcewa, gdy opowiadał o swym udziale w zamachu na Nawalnego. Swymi wypowiedziami przywodził na myśl spostrzeżenia Hannah Arendt, która opisując postawę i zeznania Eichmanna na procesie w Jerozolimie, pisała o banalności zła. Zero skrupułów, zero refleksji moralnej, koncentracja na technice, logistyce, organizacji.
W głosie Kudriawcewa dało się jednak wyczuć jeszcze jedną nutę nieobecną w wypowiedziach oprawców księdza Jerzego. To ledwo uchwytne poczucie zmieszania, że jednak akcja nie udała się i figurant pozostał wśród żywych. No cóż – jak zauważył ze smutkiem – zdarzają się takie zbiegi okoliczności. Kto mógł przewidzieć, że pilot przerwie lot do Moskwy i wyląduje w Omsku? Kto mógł przewidzieć, że lekarz na lotnisku natychmiast poda zatrutemu atropinę? Wypadek przy pracy, zdarza się…
Są jednak wypadki, za które drogo się płaci. Zapewne Kudriawcew sam się wkrótce o tym przekona.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/532178-zawod-morderca-czyli-o-rozmowie-zabojcy-z-niedoszla-ofiara