Przyjęty przez Unię Europejską tzw. III pakiet sankcji wymierzonych w reżim Aleksandra Łukaszenki, wywołał w kręgach białoruskiej opozycji sporo emocji, najkrócej rzecz ujmując, niezbyt przychylnych wobec Europy.
Nikołaj Chalezin, przebywający na emigracji białoruski reżyser teatralny, kierujący Wolnym Teatrem, napisał na swym kanale na platformie Telegram, że kształt europejskich sankcji jest „zdradą i splunięciem Białorusinom w twarz”. Franak Viačorka, doradzający w sprawach zagranicznych Swietłanie Cichanouskiej, choć jest zdania, iż sankcje utrudniają życie reżimowi, powiedział również, że ich ostateczny kształt powstał pod wpływem lobbystów działających na rzecz reżimu Łukaszenki. Inni analitycy, tacy jak Igor Tyszkiewicz są zdania, iż na liście firm sektora zbrojeniowego, które objęte zostały europejskimi sankcjami znalazły się też przedsiębiorstwa, których nie można traktować w kategoriach firm będących zapleczem reżimu. Przy czym, jak zauważa, pojawiają się liczne wątpliwości co do rzeczywistych motywów urzędników europejskich, którzy sporządzali listę sankcyjną. I tak, Tyszkiewicz zwraca uwagę na to, że w spisie znalazły się mińskie Zakłady Ciągników Kołowych, które produkują m.in. podwozia dla rosyjskich rakiet balistycznych Yars. Od lat Moskwa chciała przejąć tę kluczową dla jej potencjału nuklearnego firmę, ale Łukaszenka nie chciał się na to zgodzić lub formułował zaporową cenę (ostatnie dane mówiły o 16 mld dolarów). Zdaniem Tyszkiewicza osłabianie, w wyniku europejskich sankcji sytuacji finansowej tej firmy może w konsekwencji ułatwić przejęcie jej przez Rosjan. Paradoksalnie zakładem, który, w opinii Tyszkiewicza, w oczywisty sposób powinien być objęty sankcjami, a nie został, jest MAZ, produkujący więźniarki dla sił porządkowych. Czy usunięcie tej firmy z sankcyjnej listy – pyta retorycznie Tyszkiewicz, nie jest czasem spowodowane tym, że kupuje ona do swych samochodów silniki w Niemczech? Innym przykładem jest objęcie sankcjami Zakładów Remontowych nr 140. Oficjalnym powodem takiego posunięcia Unii Europejskiej jest to, że produkuje on wykorzystywany przez siły porządkowe pojazd opancerzony Cayman. Jednak Tyszkiewicz zastanawia się czy jednym z motywów nie jest to, że Białorusini oferowali Caymany krajom afrykańskim konkurując w ten sposób z Unią Europejską, która na Czarnym Lądzie upłynniała nadwyżki swego przestarzałego i wycofywanego sprzętu wojskowego. Również Moskwa i Chiny mogą być zadowolone z tego, że 140 Zakłady Remontowe znalazły na europejskiej sankcyjnej „czarnej liście”.
Tyszkiewicz poddaje również w wątpliwość objęcia europejskimi sankcjami firmy Synesis, która opracowała system rozpoznawania twarzy Kipod. W jego opinii posunięcie tego rodzaju byłoby uprawnione, gdyby pracownicy tego informatycznego przedsiębiorstwa osobiście pracowali na rzecz białoruskiego ministerstwa spraw wewnętrznych. A tak nie jest, jedynym „przestępstwem” Synesis jest sprzedanie produktu, który, jak zauważa Tyszkiewicz jest też na szeroką skalę eksportowany, jako że firma jest jednym ze światowych liderów w tym segmencie. A to, jego zdaniem, oznacza, że możemy mieć do czynienia z próbą wyeliminowania konkurenta z rynku, rywalizującego również z europejskimi producentami. Firma w specjalnym oświadczeniu wyjaśniła, że „Platforma Kipod została zaprojektowana w celu wykrywania wcześniej zidentyfikowanych osób przesłanych do bazy danych (poszukiwanych przestępców, osób zaginionych, w tym zaginionych dzieci itp.). Ale nie jest w stanie zidentyfikować osób na podstawie akt. Ponadto Synesis nigdy nie otrzymała płatności od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi ani żadnych białoruskich organów ścigania”.
Białoruscy eksperci analizują również i to kto i dlaczego, z bliskich współpracowników Łukaszenki nie został objęty sankcjami. A mowa jest również o biznesmenach będących finansowym zapleczem białoruskiego dyktatora. Konstantin Kotow, reprezentant Narodowego Zarządu Antykryzysowego, powołanego przez Komisję Koordynacyjną struktury będącej czymś w rodzaju rządu przejściowego powiedział w związku z tym, że opozycja „Czeka jednak na bardziej systematyczne podejście ze strony UE - konieczne jest konsekwentne nakładanie sankcji na innych sponsorów nielegalnego rządu dla realnego efektu”.
Aleksandr Moszenski właściciel holdingu Santa Bremor, uchodzący za jednego z najbardziej wpływowych przedsiębiorców na Białorusi, przy czym takiego który swą pozycję finansową zawdzięcza bliskim więzom z Łukaszenką otwarcie powiedział w wywiadzie dla opozycyjnego portalu Nasza Niwa, że znajdował się na wstępnej liście przedstawicieli reżimu mających być objętych sankcjami, ale w wyniku skutecznej akcji lobbystycznej w Brukseli jego nazwisko zostało z niej wykreślone. Białoruscy eksperci są zdania, że mogło to się stać z tego powodu, iż jego firma jest dużym importerem dóbr, w tym żywności (ryby) z Unii Europejskiej. Na liście sankcyjnej zabrakło również Aleksieja Oleksina, kolejnego biznesmena (handel produktami naftowymi, faktyczny monopol na produkcję i handel papierosami), który swa pozycję zbudował na bliskich związkach z Łukaszenką. Chalezin dla portali Nastojaszczij Wriemia powiedział, że Oleksin nie tylko kontroluje białoruski eksport wyrobów tytoniowych i rynek wewnętrzny, ale również zbudował cały system prania pieniędzy reżimu (w jednej z jego firm pracował starszy syn Łukaszenki) i transferowania nielegalnie zdobytych kapitałów do Rosji. Jego zdaniem objęcie firm Oleksina europejskimi sankcjami mogłoby postawić w trudnej sytuacji od 300 do 400 ważnych rosyjskich firm, z którymi kooperuje lub jest finansowo powiązany i z tego powodu jego wykreślenie z listy osób objętych restrykcjami trzeba traktować jako wspólny sukces Putina i Łukaszenki.
W niedawnym wywiadzie (14.12) dla The New Yorker Swietłana Cichanouska powiedziała „Od miesięcy pracujemy nad wprowadzeniem sankcji gospodarczych i to wszystko jest tak powolne i skomplikowane. Europejscy przywódcy podchodzą ostrożnie, zawsze spoglądając przez ramię na Rosję. Dla nas jest to bolesne. Za każdym razem, gdy spotykam się z głowami państw, staram się przekazać ten ból. Staramy się opowiedzieć im o niewinnych ludziach, którzy zostali zamknięci, i o upokorzeniu, jakim są poddawani. Próbujemy zaapelować do ich sumienia, mówiąc: „Głosicie prymat praw człowieka i patrzcie, co się dzieje w sąsiednim kraju, podczas gdy jedyne, co robicie, to wyrażanie zaniepokojenia. Jak to możliwe?”
Powiedziała też, co powinno być dostrzeżone w Europie, bo może być świadectwem rozczarowania białoruskiej opozycji. „Kiedy byłam zwykłym człowiekiem – powiedziała Cichanouska - myślałam, że Europa jest tak bliska i tak wielka, a jej liderzy tak potężni, że z pewnością coś zrobią; nie mogą przecież stać bezczynnie. Teraz widzę, że chociaż wyrażają swoje zaniepokojenie - swoją solidarność - tak naprawdę nic nie mogą zrobić”.
W naszych ocenach sytuacji na Białorusi często dowodzimy, że wraz z przedłużającymi się represjami tamtejsza opinia publiczna w swej masie zwróci się nie tylko przeciw reżimowi, ale również przeciw wspierającej go Moskwie. Możliwy jest jednak również i inny scenariusz, który wcale nie jest zaprzeczeniem pierwszego. Otóż białoruska opinia publiczna może również negatywnie zacząć odnosić się do bezzębnej i wewnętrznie sprzecznej polityki Unii Europejskiej, która prócz pięknych deklaracji nie jest w stanie wiele zrobić, bo boi się zadrzeć z Moskwą, albo liczą się partykularne interesy gospodarcze. A to może skutkować przewartościowaniami niekoniecznie korzystnymi z naszego punktu widzenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/532122-europejskie-sankcje-wobec-rezimu-lukaszenki
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.