Od początku listopada na grecką wyspę Lesbos dotarło łodziami 214 nielegalnych migrantów. 142 z nich pochodzi z Somalii. Droga z Somalii do Europy jest długa, ale to nie problem dla przemytników. Jak informuje grecki portal „Greek City Times” docierają oni do Turcji samolotem, a następnie są transportowani na wybrzeże, skąd przebijają się łodziami do Grecji, przez Morze Egejskie. Grecki minister ds. migracji Notis Mitarachi oskarżył Turcję o to, że ułatwia napływ Somalijczyków do Grecji. Według niego organizacje pozarządowe opłacają migrantom bilety lotnicze, a następnie pomagają im dotrzeć do Izmiru na wybrzeżu tureckim. Jak podkreślił Mitarachi koszt przelotu i wizy to 1500 euro od osoby, ale „wszystkie te koszty pokrywają europejskie NGO’sy działające w Mogadiszu”. Na celowniku greckich władz znalazła się szczególnie norweska organizacja Aegean Boat Report.
Podstawowe usługi publiczne
Grecki minister ds. migracji przedstawił na konferencji prasowej świadectwa somalijskich migrantów. Ci twierdzą, że przemytnicy kazali im się kontaktować z Aegean Boat Report, jak tylko dotrą do wybrzeży Grecji. Według Mitarachiego to dowód na współpracę pomiędzy przemytnikami a NGO’sami broniącymi praw migrantów. Jak dodał organizacje pozarządowe chcą zalać Grecję migrantami, bo „o tych przebywających w tureckich obozach się jakoś nie troszczą”. Agean Boat Report odpiera zarzuty. Według organizacji ataki ministra są „krzywdzące i fałszywe”, nie pomaga ona migrantom dotrzeć do Grecji tylko pomaga im dopiero gdy już tam lądują, oraz „sprzeciwia się przemytowi ludzi”. W deklaracji przesłanej do redakcji portalu „EU Observer” organizacja twierdzi, że dostarcza migrantom podstawowe usługi publiczne, jak nocleg, jedzenie czy ubranie, których władze w Atenach „im odmawiają”.
Aegean Boat Report to oczywiście nie jedyna organizacja pozarządowa, z którą konserwatywny rząd premiera Kyriakosa Mitsotakisa toczy, dość nierówną, walkę. Miesiąc temu niemiecki tygodnik „Der Spiegel” informował o oficjalnym śledztwie wszczętym w Grecji przeciwko 30 NGO’som oraz tzw. wolontariuszom działającym na Morzu Egejskim oraz greckich wyspach. Większość to organizacje niemieckie, jak Sea Watch, Mare Liberum, czy Alarm Phone/Watch the Med. Niektórym, jak twierdzi „Spiegel”, zamontowano podsłuchy w telefonach. Zostali także objęci obserwacją. Postawiono im zarzut szpiegostwa oraz przemytu, za co grożą wysokie kary więzienia. Ponad połowa oskarżonych to Niemcy. Na początku grudnia grecki rząd uchwalił nowe przepisy (tzw. ustawę o poufności), które zabraniają wszystkim osobom pracującym w obozach dla migrantów (w tym wolontariuszom) dzielić się informacjami o panujących tam warunkach oraz przebywających tam migrantach. Ustawa zaskoczyła NGO’sy, które widzą w niej (z Open Society Foundations George’a Sorosa na czele) nie tyle próbę uciszenia ich, co pozbycia się ich całkowicie. O złamanie nowego prawa bowiem nietrudno.
W tą i z powrotem, w jeden dzień
Już w połowie roku grecki rząd wprowadził obowiązek rejestracji dla NGO’sów, jeśli chcą dalej działać na terenie Grecji. Jest to proces, który został zresztą zapoczątkowany już w 2018 r., pod rządami lewicowej Syrizy. Na rejestrację jest mało czasu, grecki rząd ma więc nadzieje, że w ten sposób pozbędzie się części organizacji z północy Europy, które pojawiły się w dużej liczbie na greckich wyspach w toku kryzysu migracyjnego 2015/2016 r. Od tego czasu organizacje te muszą się mierzyć z zarzutami współpracy z przemytnikami oraz wtrącania się do polityki migracyjnej. Według władz w Atenach zdjęcia i nagrania z obozów dla uchodźców, jak te z zalanego tydzień temu przez ulewny deszcz prowizorycznego obozu namiotowego koło Kara Tepe na wyspie Lesbos, są używane do antygreckiej propagandy i służą jako narzędzie do wymuszania relokacji migrantów, w głąb kraju, lub do Niemiec i innych krajów północnej Europy. Bitwa o obozy toczy się od września, gdy spłonął ogromny, dziki obóz Moria na Lesbos, zamieszkały przez ok. 13 tys. nielegalnych migrantów. Grecki rząd utrzymuje, że migranci sami go podpalili by wymusić relokację.
NGO’sy tymczasem zarzucają władzom w Atenach, że nielegalnie wypychają migrantów z powrotem do Turcji, łamiąc obowiązującą w prawie międzynarodowym zasadę non refoulement w stosunku do osób zagrożonych konfliktami w kraju pochodzenia. Jak donosi „Der Spiegel” Grecja „praktycznie zamknęła swoją granicę lądową z Turcją” a w wypychaniu migrantów greckiej straży granicznej mają pomagać pracownicy unijnej agencji Frontex. Chodzi szczególnie o serię incydentów na Morzu Egejskim, gdy grecka straż miała zawracać przepełnione łodzie z migrantami w kierunku Turcji. Pracownicy Frontexu mieli ponadto zniechęcać świadków do zgłaszania co widzieli. 29 listopada trzy łodzie pełne migrantów wylądowały, jak donosi brytyjski nadawca publiczny „BBC”, u wybrzeży Lesbos. Pasażerowie dwóch z tych łodzi tego samego dnia byli już z powrotem w Turcji. Dotarli tam z pomocą greckiej straży granicznej, która miała ich wywieźć na tureckie wody terytorialne, tam wsadzić do dmuchanych łodzi i wypchnąć w kierunku tureckiego wybrzeża. Takich „pushbacków” Grecy mieli wykonać od początku roku ponad 300. Szef Frontexu Fabrice Leggieri znalazł się w konsekwencji pod poważnym ostrzałem, europarlamentarzyści socjalistów zażądali jego dymisji. Leggieri wciąż cieszy się jednak zaufaniem Komisji Europejskiej, co potwierdziła komisarz d. wewnętrznych Ylva Johansson. Jednocześnie podkreśliła, że każdy kto dociera do Europy musi mieć prawo złożyć wniosek o azyl, i „nie może być zawracany tam, skąd przybył”. Władze w Atenach zaprzeczają jakby stosowały „pushbacki” i oskarżają Turcję o to, że nie trzyma się umowy migracyjnej z UE, zawartej w 2016 r. i celowo wysyła migrantów do Grecji.
Pakt migracyjny, którego nie ma
Spór o migrantów i NGO’sy w Grecji toczy się w chwili gdy Unia Europejska usiłuje wypracować nowe zasady migracji i ustalić jednolite przepisy oraz praktyki azylowe. We wrześniu KE przedstawiła nowy plan zarządzania imigracją w Unii (tzw. pakt migracyjny), który był krytykowany ze wszystkich stron. Nie zadawala on bowiem ani zwolenników „twierdzy Europy”, ani przyjaciół „otwartych granic”. Ani zresztą Grecji czy Włoch, które od lat domagają się większej solidarności od swoich unijnych partnerów. Władze w Atenach postanowiły najwyraźniej samodzielnie rozwiązać, a co najmniej zminimalizować problem, z którym się zmagają. NGO’som, jak twierdzą eksperci, nic poważnego na razie nie grozi, nie licząc szykan w postaci konfiskaty telefonów i laptopów oraz „kampanii nienawiści w mediach”. Mimo tego większość z nich nie zatrudnia już nowych wolontariuszy, i ograniczyło swoja działalność na terenie Grecji. Grecka prokuratura tymczasem zaczęła sporządzać ich listę, w celu audytu pod katem „prania brudnych pieniędzy”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/532043-wrogowie-panstwa-grecki-rzad-walczy-z-ngosami