Aleksiej Nawalny po tygodniu wypuścił drugi film w sprawie swego otrucia. W ciągu jednego dnia obejrzało go 14.5 mln ludzi, a w czasie godziny od jego umieszczenia w sieci, milion osób. Poprzedni, w którym rosyjski opozycjonista wykorzystując materiały śledztwa dziennikarskiego The Bellingcat oraz The Insider ujawnił, że w ramach rosyjskiego FSB powstała specjalna grupa agentów - lekarzy i chemików, którzy od 2017 roku śledzili go i co najmniej dwukrotnie wcześniej próbowali otruć, obejrzało już od dnia publikacji (14 grudnia) 19,5 mln ludzi.
Materiały Nawalnego
Te liczby są o tyle istotne, że niedawną konferencję prasową Władimira Putina, która w zamyśle władz jest wielkim propagandowym show rosyjskiego prezydenta i jest na żywo transmitowana przez wszystkie kanały telewizyjne kraju śledziła raptem 7,5 mln widownia. Ale nie to, że długa i jak się uważa w Rosji nudna konferencja Putina wzbudziła tak relatywnie niewielkie zainteresowanie jest głównym dziś problemem Kremla.
W jej trakcie Putin odniósł się do pierwszego materiału Nawalnego. Tak śledziliśmy go – powiedział. Jak się uważa w świetle przedstawionych przez opozycjonistę materiałów „pójście w zaparte” nie było możliwe i w związku z tym Putin musiał potwierdzić fakt istnienia specjalnej grupy operacyjnej, która „nadzorowała” Nawalnego. Dlaczego złożona była ona z lekarzy i chemików, rosyjski prezydent, co mu zresztą Nawalny od razu wytknął, nie wyjaśnił. Kolejne elementy oficjalnej narracji Putina składały się na przekaz, który potem w tysiącach artykułów w kontrolowanych przez władze mediach zostały powtórzone – dochodzenie Nawalnego oraz The Bellingcat jest w istocie legalizacją materiałów zgromadzonych przez zachodnie służby specjalne, a to wskazuje na to, że rosyjskie władze dobrze robiły śledząc opozycjonistę, bo jest on nim tylko z nazwy, a w istocie ma wiele wspólnego z „robotą” dywersyjną Zachodu wobec Federacji Rosyjskiej. Putin powiedział też, że „gdybyśmy chcieli, to doprowadzilibyśmy sprawę do końca”, czyli otruli opozycjonistę. Podobne tezy zawierało specjalne oświadczenie wypuszczone przez rosyjskie FSB.
Drugi materiał Nawalnego obala tę narrację Kremla zupełnie, co zresztą widać po reakcji oficjalnej propagandy, która nie do końca wie jak zareagować. Otóż przed publikacją wyników międzynarodowego dochodzenia dziennikarskiego (pierwszy materiał) Nawalny dodzwonił się do jednego z członków specjalnej grupy FSB, choć należałoby napisać szwadronu śmierci, której członkowie przez 4 lata go śledzili. Podając się za asystenta sekretarza rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Nikołaja Patruszewa, który uchodzi w Rosji za jastrzębia, odbył i nagrał 40 minutową rozmowę z Konstantinem Kudriawcowem, chemikiem z FSB, który miał za zadanie m.in. zacieranie śladów przestępstwa.
Zanim opiszę pokrótce ustalenia Nawalnego, a dowiedział się on w tej rozmowie rzeczy dla sprawy kluczowych, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię, którą podniosła Julia Łatynina, znana rosyjska publicystka powiązana z opozycją. Otóż o tym, że system zmurszał, działa niewydolnie i jest już niesprawny świadczy jej zdaniem, też to, że Nawalny nagrał rozmowę z Kudriawcowem 14 grudnia, 17 grudnia Putin miał swoją „wielką” konferencję prasową w trakcie której przedstawił oficjalną narrację władz na temat pierwszego materiału Nawalnego najwyraźniej nie wiedząc, że został nagrany członek grupy specjalnej. A to świadczyć ma o tym, że „agent specjalny” Kudriawcow nie złożył raportu z rozmowy, która, co też ciekawe nie odbywała się przy użyciu specjalnego bezpiecznego połączenia.
Wróćmy do ustaleń Nawalnego. Otóż z rozmowy wynikało, że z dwóch powodów operacja jego otrucia się nie powiodła. Po pierwsze pilot samolotu lecącego z Omska do Moskwy, na pokładzie, którego opozycjonista źle się poczuł, zdecydował się zawrócić i awaryjnie lądował w Tomsku. Gdyby poleciał kilkanaście minut dłużej „byłoby po wszystkim”. Po drugie zespół z pogotowia ratunkowego, który przyleciał na Tomskie lotnisko podał opozycjoniście atropinę, co osłabiło zabójcze działanie Noviczoka. Lekarz wydał takie zalecenie, bo miał wątpliwości co do objawów, a że pacjentem był Navalny to mogło mieć miejsce, jak przypuszczał, otrucie. Trochę to też mówi o stanie nastrojów w Rosji, gdzie lekarz z pogotowia w prowincjonalnym, syberyjskim Tomsku, który widzi nieprzytomnego opozycjonistę, wie, że może mieć miejsce zamach na jego życie. Kudriawcew „zeznał” też Nawalnemu w rozmowie, że latał dwukrotnie do Tomska, aby przy użyciu specjalnych odczynników z jego bielizny zetrzeć ślady Noviczoka, co oczywiście nawet w świetle rosyjskiego prawa stanowi przestępstwo, polegające na fałszowaniu dowodów.
Rosyjskie władze zaniemówiły
Póki co, rosyjskie władze, po ujawnieniu drugiego materiału zaniemówiły. Media nadal lansują tezę o tym, że w istocie to rozgrywka służb specjalnych, a żaden Kudriawcew nie istnieje. W podobnym duchu wypowiedział się rzecznik Kremla Pieskow, który w dość nieskładnej wypowiedzi formułował raczej argumenty ad personam, mówiąc, że Nawalny ma obsesję na własnym punkcie, jego tezy na temat zatrucia bielizny byłyby dobrym materiałem dla Freuda etc.
Ta wersja będzie przez Kreml w najbliższych dniach najprawdopodobniej lansowana a dodatkowo zapewne zostanie uzupełniona tezą, iż w istocie mamy do czynienia z rewanżem za największy w historii atak najprawdopodobniej rosyjskich hackerów, który niedawno został ujawniony przez amerykańskie władze. Już można zauważyć w oficjalnej propagandzie tony wskazujące, że celem całej „operacji” jest zaostrzenie polityki Waszyngtonu wobec Rosji w przeddzień objęcia władzy przez nową administrację, bardziej pryncypialnie niźli poprzednia, nastrojonej wobec Rosji.
Skala kompromitacji, jaką zanotowały na swym koncie zarówno FSB, jak i Kreml jest jednak zbyt duża, aby można było ją przykryć lansowaniem podobnych teorii spiskowych. Jądro rosyjskiej władzy, jaką jest FSB, zostało nie tylko obnażone, ale również, co jest zresztą znacznie bardziej niebezpieczne z punktu widzenia interesów władzy, ośmieszone. Specjalna grupa agentów FSB, złożona z lekarzy i chemików, powiązana z kierownictwem rosyjskich służb specjalnych i moskiewskim specjalnym Instytutem Kryminalistyki, okazała się bardziej Gangiem Olsena niźli światowego formatu agentami. Co ciekawe, i o tym też Nawalny mówił w swych materiałach, a teraz dość obficie piszą o tym rosyjskie media, wszystkie z założenia tajne bazy – telefonów komórkowych, billingów, logowania się telefonów do stacji bazowych, pasażerów samolotów, dokumentów, w tym paszportowych i z ewidencji ludności, rejestracyjnych samochodów, włącznie z pojazdami używanymi przez resorty siłowe można kupić za w sumie niewygórowane pieniądze na rosyjskim „czarnym rynku”. To zaś, zdaniem opozycjonisty, oznacza, że system tak zmurszał, tak jest wewnętrznie przeżarty korupcją, iż obecnie nie ma świętości i „wszystko jest na sprzedaż”.
Jeśli to przekonanie rozpowszechni się w Rosji i tak służby siłowe zaczną postrzegać sami Rosjanie, to ich wszechwładza będzie poważnie nadwątlona. Obóz władzy będzie zatem musiał w najbliższym czasie pokazać, że jest silny oraz kontroluje sytuację, a to w zderzeniu z szybko pogarszającym się w Rosji poziomem życia może oznaczać, że będziemy obserwować zwarcie. Zresztą w ubiegłym tygodniu na spotkaniu partii komunistycznych wywodzących się z byłego ZSRR, zgromadzeni dość zgodnie zapowiedzieli kolorową rewolucję w Rosji. Będzie ciekawie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/532024-nawalny-odpalil-druga-bombe