Centralny kanał chińskiej telewizji państwowej pokazał relację z manewrów wojskowych w których żołnierze ćwiczyli walki w mieście. Według miejscowych komentatorów był to wyraźny sygnał pod adresem władz Tajwanu, iż Pekin gotów jest do rozstrzygnięcia wojskowego, jeśli wyspa, uznawana przez Chiny za zbuntowaną prowincję ogłosi niepodległość.
Obserwowany od pewnego czasu wzrost napięcia między Pekinem a Tajpej jest wynikiem z jednej strony tego, że wybrana na prezydenta Tajwanu Tsai Ing-wen nie potwierdziła zasady „jednych Chin” uzgodnionej między stronami w 1992 roku i zamierza realizować politykę niepodległości de facto, jednak, z drugiej strony, rzeczywistym powodem pogorszenia relacji, jak uważają niektórzy obserwatorzy, jest strategiczne znaczenie wyspy. Jej zdobycie byłoby dla Pekinu nie tylko sukcesem prestiżowym, ale pozwoliłoby kontrolować Azję Płd. – Wschodnią, Filipiny oraz zagrozić Japonii.
Piszą o tym otwarcie na łamach Foreign Affairs Michael Beckley i Hal Brands, których zdaniem Stany Zjednoczone w mniejszym stopniu powinny koncentrować swoją uwagę na strategicznej, długofalowej rywalizacji z Pekinem, a bardziej koncentrować się na najbliższym dziesięcioleciu, które będzie dla USA i sojuszników najtrudniejsze, a ryzyko wybuchu wojny największe. Z tego też względu należy sformułować, proponują, cele strategiczne, których obrona winna być osią polityki powstrzymywania Chin. Jednym z takich celów jest właśnie obrona niezależności Tajwanu, pozostałe to uniemożliwienie rozpowszechnienia chińskiej technologii 5 G w świecie oraz zdobycie przez Pekin prymatu w zakresie sztucznej Inteligencji. Dlaczego Tajwan jest tak w tym rachunku sił istotny? Beckley i Brands, analitycy związani z American Enterprice Institute, są zdania, że o decyduje o tym strategiczne, kluczowe dla regionalnego układu sił, znaczenie wyspy – państwa. Jej zdobycie dałoby Chinom dostęp do tajwańskich, na światowym poziomie, osiągnięć technologicznych, ale również, a może przede wszystkim pozwoliłoby przekształcić ją w „niezatapialny lotniskowiec”, bazę do dalszej chińskiej ekspansji w regionie i na tyle wzmocniło chiński potencjał, że znacznie utrudniłoby obronę swych pozycji przez Stany Zjednoczone i ich regionalnych sojuszników. Innymi słowy zdobycie Tajwanu daje, w opinii Beckleya i Brandesa „klucz” do kontroli nad regionem. Ale dlaczego zakładać, że Chiny mogą w najbliższych latach, a może nawet miesiącach, zdecydować się na rozwiązanie siłowe? W opinii amerykańskich analityków Pekin znajduje się, i chińskie elity strategiczne zdają sobie z tego sprawę, w punkcie zwrotnym. Strategicznie, w perspektywie kilku dekad ich potencjał będzie malał. Zdecyduje o tym obserwowane w ostatnich latach wolniejsze tempo wzrostu, co oznacza, że wyczerpują się możliwości „łatwego” wzrostu gospodarczego, narastanie zadłużenia, które już osiągnęło poziom 335 % PKB, ale przede wszystkim problemy demograficzne będące następstwem polityki „jednego dziecka”. W efekcie w następnych dziesięcioleciach liczebność mieszkańców Chin w wieku produkcyjnym skurczy się o 200 mln osób, wzrośnie zaś, i to o 300 mln liczba emerytów. To powoduje, że Chiny już osiągnęły, albo osiągną w najbliższych kilku latach, szczyt swojej potęgi a potem następował będzie nieuchronny zjazd. Zwłaszcza jeśli polityka Zachodu uniemożliwi im zdobycie technologicznej, w skali świata, supremacji. Chińskie elity zdają sobie sprawę z takiej perspektywy stąd obserwowane w ostatnich latach „dokręcenie śruby” w sprawach wewnętrznych i większa asertywność w relacjach międzynarodowych. Beckley i Brandes uważają, że psychologicznie chińskie elity strategiczne są w podobnej sytuacji co wilhelmińskie Niemcy w przeddzień I wojny światowej i Japonia przed atakiem na Pearl Harbour w 1941 roku. W obydwu przypadkach kierownictwo tych państw zdawało sobie sprawę, że ich potencjał jest wielki, ale w następnych latach relacja sił będzie zmieniała się na ich niekorzyść a wrogie im porozumienia sojusznicze będą się zacieśniać. Atak był najlepszym, jak myślano w Berlinie i w Tokio, rozwiązaniem, bo przeciwnicy wydawali się słabiej przygotowani. W podobnej sytuacji są dzisiaj Chiny i zdaniem amerykańskich analityków najbliższe lata będą najtrudniejszymi. Stany Zjednoczone winny skoncentrować się na krótko i średnioterminowej polityce powstrzymywania, której celem winny być Chiny, po to aby uniknąć wybuchu gorącego konfliktu zbrojnego.
Selektywne rozwiązania ekipy Bidena
Odmiennie niźli administracja Trumpa, ekipa Bidena, powinna przyjąć bardziej selektywne rozwiązania, bo „generalne” za pośrednictwem blokad handlowych i prób ekonomicznego izolowania Pekinu rozwiązania są nie tylko mało skuteczne ale wręcz przyspieszają perspektywę wybuchu gorącego konfliktu wojskowego. Co zatem, w opinii Beckleya i Brandesa należy zrobić w najbliższych miesiącach?
Po pierwsze Stany Zjednoczone powinny zagwarantować bezpieczeństwo Tajwanu, ale nie w postaci „papierowych gwarancji”, ale dostarczając na wyspę najnowocześniejsze systemy rakietowe, szkoląc tamtejsze siły zbrojne a nawet współfinansując niezbędne działania, które trzeba podejmować szybko. Ponadto Waszyngton powinien zbudować szerszą koalicję, która przeciwstawi się w razie potrzeby atakowi Pekinu. W jej skład może wejść Japonia blokująca Chiny od północy oraz Indie, które mogą udostępnić amerykańskiej marynarce wojennej archipelag Andamanów i Nikobarów co pozwoli na skuteczne zablokowanie dostaw kluczowych surowców. Unia Europejska winna również stać się częścią takiego aliansu, ale bardziej gwarantując sankcje ekonomiczne niźli wchodząc do gry z własnymi siłami zbrojnymi. Takie działania mogą, zdaniem Autorów, okazać się wystarczającymi środkami odstraszania i zniechęcenia Pekinu do ewentualnej agresji wobec Tajwanu.
Zablokowanie chińskich platform
Równolegle Waszyngton i sojusznicy powinni prowadzić politykę uniemożliwiającą Chinom zbudowanie kontrolowanych przez siebie platform technologicznych – zarówno 5 G, jak i w zakresie smart city lub sztucznej inteligencji. Nie chodzi o blokowanie wszelkich chińskich inwestycji, to byłoby nieskuteczne i niemądre. Beckley i Brandes proponują koncentracje uwagi Zachodu na sektorze wysokich technologii. Towarzyszyć tej polityce winien selektywny decoupling, np. w zakresie produkcji substancji czynnych używanych w farmacji. Inne sektory, tradycyjne, w których przewagi komparatywne Chin są niekwestionowane nie są warte zainteresowania.
Co jednak, zdaniem Autorów, jest w polityce powstrzymywania Chin dziś najważniejsze? Tym czynnikiem jest czas. Stany Zjednoczone nie mają komfortu wyczekiwania aż nowa administracja zorientuje się w biegu spraw, bo zmiany, niekorzystne z amerykańskiego punktu widzenia zachodzą szybko i na pauzę nie ma co liczyć. Co ciekawe, Beckley i Brandes apelują o politykę będącą mieszanką stanowczości i roztropności. Przede wszystkim aby nie ustępując Chinom nie starać się zbyt agresywnie prowadzić z nimi rozgrywki, bo to, ich zdaniem może nie tylko doprowadzić, ale przyspieszyć konflikt. Jeśli jednak uda się, organizując obronę Tajwanu i budując system sojuszy, przeczekać najgorszy czas, to strategiczna rywalizacja w przyszłości nadal będzie miała miejsce, ale perspektywy końcowego sukcesu Stanów Zjednoczonych będą lepsze niźli dzisiaj. Wydaje się zatem, że apele Beckleya i Brandesa o roztropność wynikają nie tylko z przeświadczenia, że chińskie elity są obecnie w nastrojach podobnych do tych które panowały w Berlinie na początku 1914 roku, czy w Tokio w 1941, ale również z tego, że wynik amerykańsko – chińskiego starcia o Tajwan, gdyby ono dziś wybuchło, nie byłby wcale po myśli Zachodu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/531554-jak-uniknac-przegranej-wojny-z-chinami-o-tajwan