Niedawny szczyt Unii Europejskiej, obok kwestii budżetowych zajmował się również sprawą sankcji wymierzonych w Turcję. Za zaostrzeniem polityki wobec Ankary opowiadały się Grecja i Cypr wspierane przez Francję. Ostatecznie, jak informują media, zapadło postanowienie, aby „odwołać się do narzędzi dyplomatycznych”, co oznacza, że przez najbliższe 3 miesiące mają być prowadzone negocjacje, których celem będzie znalezienie wyjścia z sytuacji. Nieoficjalnie zaś, jak informuje Politico, ukształtowała się proturecka koalicja złożona z Hiszpanii, Włoch i Niemiec, która zablokowała podjęcie bardziej stanowczych kroków. Motywacja Rzymu jest znana i związana z popieraniem w Libii gabinetu Fajiza as-Sarradża, który ma oparcie również w Ankarze. W przypadku Hiszpanii, ale również jak się wydaje również Niemiec, zdecydowały względy ekonomiczne. Banki hiszpańskie są na pierwszym miejscu wśród instytucji finansujących turecki sektor przemysłowy i zachwianie się jej gospodarki w wyniku sankcji, z pewnością niekorzystnie odbiłoby się na i tak osłabionym w wyniku pandemii Covid-19 hiszpańskim sektorze bankowym. W efekcie Ankara, która gra na czas, zyskała dodatkowe 3 miesiące, co trzeba uznać za jej sukces. Pierwsze rozmowy, miedzy Erdoğanem a Charlsem Michelem już się odbyły. Turecki prezydent zapewnił swego rozmówce, że jego kraj wiąże swą przyszłość z bliskimi relacjami z Unią Europejską i zaproponował wielostronną konferencję, mającą służyć rozstrzygnięciu sporów o tereny gazo i roponośne we wschodniej części Morza Śródziemnego.
Niemal w tym samym czasie Turcja została objęta amerykańskimi sankcjami w ramach ustawy CAATSA. Związane jest to z zakupem przez Ankarę rosyjskich systemów S-400 i ich pierwszymi testami, które miały miejsce w czasie wojny azersko – ormiańskiej. Sankcje mają raczej symboliczny wymiar – objęte nimi zostały cztery osoby z kierownictwa SBB, tureckiej rządowej agencji odpowiedzialnej za zakupy uzbrojenia oraz wprowadzono ograniczenia na dostawy niektórych technologii. „Sankcje te są głównie posunięciem symbolicznym” – powiedział specjalizującemu się w sprawach bliskowschodnich portalowi Al-Monitor Soner Cagaptay, dyrektor Tureckiego Programu Badawczego w Washington Institute for Near East Policy. „Administracja składa oświadczenie i pozwala na wyładowanie gniewu Kongresu, ale też nie dopuszcza do podłożenia bomby pod turecką gospodarkę ani nie destruuje przyszłych stosunków między USA i Turcją” – dodał Cagptay.
Jednak z punktu widzenia polityki obydwie decyzje, zarówno Unii Europejskiej, jak i amerykańska są ważnym sygnałem dla Ankary i najprawdopodobniej doprowadzą do pewnych, z jej strony, ustępstw, najpierw retorycznych, później sprowadzających się do okazania dobrej woli i wreszcie, być może, związanych z realnym biegiem spraw. Jednak co innego jest tu, jak się wydaje, istotne – a mianowicie - czas.
Trzy miesiące uspokojenia, to w obecnym czasie wręcz epoka i pozycja stron w marcu, może być już zupełnie inna niźli obecnie. Co się bowiem dzieje? Otóż Turcja szuka dróg porozumienia przede wszystkim z Izraelem, co zresztą prowadzi do zaostrzenia relacji Ankary i Teheranu. W listopadzie media obiegły informacje o serii nieoficjalnych kontaktów między szefem tureckich służb specjalnych Hakanem Fidanem a jego izraelskimi odpowiednikiem. Tematem rozmów miały być kwestie związane z polityką wobec Syrii i walką z cieszącym się wsparciem Teheranu Hamasem. Na początku grudnia pojawiły się zaś informacje, że Ankra podjęła decyzję związaną z obsadzeniem swej wakującej ambasady w Izraelu. Krok ten, jak powiedział portalowi Al. Monitor nieujawniony z nazwiska anonimowy turecki dyplomata miałby prowadzić do „podpisania porozumienia w sprawie delimitacji granicy morskiej i budowy izraelskiego gazociągu do Europy przez Turcję, wspólnych wysiłków na rzecz stabilizacji w Syrii oraz coraz powiększenia turecko-izraelskich przyczółków na Kaukazie oraz w basenie Morza Czarnego i Kaspijskiego”. Jednym z motywów ostatniego „otwarcia” Ankary na Izrael mogą być też obawy Turcji, że administracja Joe Bidena będzie jej mniej przychylna, w związku z tym wpływy Izraela w Stanach Zjednoczonych mogą okazać się bezcenne.
W ostatnich dniach obserwuje się też wzrost napięcia między Turcją a Iranem. Jedną z dwóch głównych przyczyn jest wypowiedź tureckiego prezydenta w trakcie niedawnej parady zwycięstwa w Baku. Otóż zacytował on fragment wiersza azerskiego poety Bahtiyara Vahabzade, w którym ten w poetyckiej formie mówi o podzielonym przez rzekę Araks narodzie azerskim oraz wzywa do jej zasypania i zjednoczenia. Teheran uznał tę wypowiedź jako wezwanie do połączenia Azerbejdżanu i północnych prowincji Iranu w których zamieszkuje nawet, jak się szacuje 30 mln Azerów. Jednocześnie w charakterze „marchewki” Erdogan zaproponował w Baku powołanie sześciostronnego formatu integracji i bliskiej współpracy, do którego obok Turcji, Gruzji i Azerbejdżanu mogliby wejść również Rosja i Iran oraz „jeśli zechce” także Armenia. Oczywiście ta „marchewka” nie wzbudziła entuzjazmu ani w Moskwie ani w Teheranie gdzie uważa się, że tego rodzaju format służył będzie wyłącznie wzmocnieniu tureckiej obecności i pozycji w regionie. Drugim powodem zaostrzenia relacji jest porwanie przez irańskie służby w Turcji i potajemne przewiezienie go do Iranu, opozycyjnego dziennikarza i aktywisty Habiba Chaaba, który przez ostatnie kilkanaście lat mieszkał w Szwecji. Tureckie władze uważają, że irański opozycjonista został „zwabiony” do Stambułu i porwany. W związku z tym tureckie służby aresztowały już 11 osób.
Na początku tygodnia napłynęły również niezwykle interesujące wieści z Ukrainy, gdzie podpisano dwa istotne porozumienia wojskowe z Turcją. Pierwsze dotyczy wspólnej budowy, przy wykorzystaniu tureckiego know how, oraz kapitału, korwet oraz dronów bojowych, nowej wersji Bayraktar TW 2. Przy czym zarówno jeśli idzie o budowę korwet Ada, jak i dronów, to raczej będziemy mieli do czynienia ze zmodyfikowanymi ich wersjami, wzbogaconymi o istotne komponentu ukraińskie, nie zaś prostą produkcją licencyjną. Jeśli idzie o korwety, to mają mieć one ukraińskie silniki oraz na ich uzbrojenie mają wejść ukraińskie wyrzutnie rakietowe Neptun, mające zasięg 300 km. W przypadku dronów również mowa jest o zamontowaniu ukraińskich silników, co znaczenie poprawi ich zasięg. Dodatkowo agencje poinformowały o podpisaniu ukraińsko – tureckiej umowy o współpracy w dziedzinie kosmicznej, co oczywiście prócz „wymiaru księżycowego” ma przede wszystkim znaczenie jeśli idzie o budowę systemów łączności, zwiadu i rozpoznania satelitarnego. Rosyjscy eksperci wojskowi, cytowani przez tamtejsze media są zdania, że technologiczna i wojskowa współpraca Ukrainy i Turcji znacznie wzmocni potencjał tej pierwszej co będzie w dłuższej perspektywie grało na niekorzyść Moskwy. Ten faktyczny sojusz polityczno – wojskowy może jeszcze w najbliższej przyszłości ulec wzmocnieniu jeśliby Turcy zdecydowali się wziąć udział we właśnie co ogłoszonej przez rząd w Kijowie prywatyzacji ukraińskiego sektora przemysłowego pracującego na rzec wojska.
To, że potencjał polityczny Turcji w jej bezpośrednim sąsiedztwie rośnie świadczą też deklaracje prezydenta Serbii Aleksandara Vučića, który powiedział kilka tygodni temu, w czasie wojny azersko – armeńskiej, że jego kraj gotów jest zakupić tureckie drony bojowe. Ta wypowiedź nie umknęła uwadze rosyjskich ekspertów, zwłaszcza w sytuacji kiedy Serbia, w ostatniej, chwili powołując się na swój „pozablokowy” status odwołała uczestnictwo w niedawnych, w założeniu, trójstronnych ćwiczeniach wojskowych na Białorusi.
W Belgradzie przebywał na początku tygodnia rosyjski minister spraw zagranicznych. Vučić, którego w Rosji oskarża się o politykę manewrowania między Moskwą a Zachodem, w charakterze „gestu dobrej woli” zgodził się na otwarcie przedstawicielstwa rosyjskiego ministerstwa obrony, ale rosyjscy analitycy są zdania, że wpływy Moskwy na Bałkanach raczej maleją a nie rosną. Nie potwierdziły się nadzieje na to, że nowy rząd Czarnogóry wycofa się z antyrosyjskich sankcji, a w trakcie wizyty Ławrowa w Bośni i Hercegowinie spotkanie z nim zbojkotowali reprezentanci społeczności muzułmańskiej i chorwackiej. W wydanym z tego powodu specjalnym oświadczeniu dwóch członków trzyosobowego rotacyjnego prezydium, które rządzi krajem (obecnie kierownictwo znajduje się w rękach prorosyjskiego przedstawiciela społeczności serbskiej Milorada Dodika) uzasadniło swą odmowę odbycia spotkania z Ławrowem tym, że ten „nie szanuje instytucji państwowych Bośni i Hercegowiny”. W publicznych wypowiedziach Željko Komšić, reprezentujący społeczność bośniackich Chorwatów powiedział, że „nie zgadzamy się być rosyjskimi pionkami na Bałkanach w ich grach i starciach z Unią Europejską lub członkami NATO”. Zdaniem ekspertów to osłabienie wpływów rosyjskich na Bałkanach może i zostanie wykorzystane przez Turcję, która od lat buduje, a ostatnio można obserwować nasilenie jej zabiegów w tym zakresie, sieć swoich wpływów w regionie.
Wydarzenia postępują tak szybko, układ sił zmienia się niemal każdego dnia, że już wkrótce może się okazać, iż waga tureckiego wsparcia i współpracy jest dla Zachodu na tyle istotna, że presja obliczona na korektę kursu Ankary musi przekształcić się w poszukiwanie rozwiązań kompromisowych. Na tym, jak można przypuszczać, polega strategia Erdoğana.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/531157-strategia-erdogana-w-rozgrywce-z-zachodem