Sergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej występując na XXVIII sesji Rady ds. Polityki Obronnej i Zagranicznej przedstawił wizję idealnego porządku międzynarodowego w świecie po Covid-19, tak jak go postrzegają rosyjskie elity strategiczne.
W długim wystąpieniu, do którego warto będzie jeszcze wrócić, powiedział on m.in., że w Europie Moskwa obserwuje dwie rozbieżne tendencje, czy raczej trendy polityczne. Jeden związany jest z deklaracjami i z aktywną polityką Emmanuela Macrona na rzecz budowy strategicznej samodzielności Europy i drugi trend, który Rosja utożsamia z postawą Niemiec, gdzie dominującym jest przekonanie, iż „bez Stanów Zjednoczonych obrona Europy jest niemożliwa”. Ławrow retorycznie pytał też „przed kim Europa miałaby się bronić”? Istotne w tej wypowiedzi są dwie kwestie związane z tym, jak Rosja postrzega ewolucję porządku światowego. Po pierwsze warto podkreślić to przeciwstawienie sobie dwóch nurtów goeostrategicznych, czy raczej odpowiedzi na odczytanie rzeczywistości – francuskiej i niemieckiej. Jest to symptomatyczne, tym bardziej, że Ławrow uważa iż obiektywnie rzecz biorąc świat podąża w kierunku wielowektorowości, choć raczej należałoby powiedzieć istnienia wielu biegunów siły. W jego opinii, którą w wystąpieniu sformułował bez ogródek, Francja chce, aby Europa była oddzielnym od Stanów Zjednoczonych, samodzielnym, suwerennym ośrodkiem a Niemcy, w zgodzie z interesami Stanów Zjednoczonych chcą zbudować jeden europejsko – amerykański, ośrodek siły.
Zarówno biorąc pod uwagę to, jak Rosja postrzega ewolucję porządku międzynarodowego, ale również odczytuje własną role i interesy, wizja francuska jest jej zdecydowanie bliższa niźli niemiecka. Warto to, zwłaszcza w Polsce podkreślać, bo u nas nadal panuje przekonanie, co prawda niezakorzenione w rzeczywistości, raczej odwołujące się do przeszłości, że Francja i Niemcy to w postrzeganiu roli Europy niemal bracia syjamscy, albo rozpowszechniony jest jeszcze bardziej antykwaryczny pogląd, zbudowany raczej na naszych fobiach i obawach, że lada moment Berlin porozumie się z Kremlem, oczywiście na szkodę Polski. Obydwa te przekonania są w świetle wypowiedzi i wydarzeń ostatnich miesięcy nieuprawnione.
Zresztą w ostatnich tygodniach, zwłaszcza po otruciu Nawalnego, można mówić o kryzysie na linii Berlin – Moskwa, a nawet w opinii niektórych rosyjskich ekspertów światowego formatu, takich jak Dmitrij Trenin wręcz o kresie niemieckiej Ostpolitik
Potwierdzeniem kryzysu na linii Moskwa – Berlin są ostatnie wydarzenia związane z wizytą w Rosji reprezentacji formacji Alternative für Deutschland. Do Moskwy przyjechał Tino Chrupalla, jeden z dwóch przewodniczących tej formacji wraz z ekspertem jej frakcji w Bundestagu ds. polityki zagranicznej. Na czele delegacji miał stać Aleksadner Gauland, który w ostatniej chwili odwołał swój przyjazd z powodu złego stanu zdrowia. W czasie spotkania Ławrow wezwał Niemcy do rozpoczęcia resetu i skrytykował obecny rząd za, jak się wyraził, histeryczną reakcję w sprawie Navalnego. Ale nie deklaracje rosyjskiego ministra są w tej sprawie istotne, ani też sam fakt odbycia wizyty, która zresztą w Niemczech nie tylko została dostrzeżona, ale miała spory rezonans. Warto zwrócić uwagę na okoliczności wyjazdu, formalnie rzecz biorąc, oficjalnej delegacji Bundestagu do Rosji. Otóż jak ujawniły rosyjskie media, na podstawie przecieków z tamtejszego MSZ-u, Berlin niemal do końca chciał storpedować wizytę polityków AfD w Moskwie. Odmówiono im przyznanego wcześniej samolotu rządowego, którym normalnie poruszają się oficjalne delegacje parlamentarne, a niemiecka ambasada nie udostępniła w Rosji środków transportu, którymi dysponuje. Takie „szykany” wobec oficjalnej delegacji niemieckiej grupy parlamentarnej spotkały się nawet z publiczną krytyką samego Ławrowa, który nieczęsto ucieka się do tego rodzaju wypowiedzi.
W Rosji zdziwienie wywołał sam fakt przyjęcia delegacji AfD przez szefa MSZ-u, oraz deklaracje rzecznika Kremla Pieskowa, który uznał ją za „ważną wizytę”. Liczne wypowiedzi liderów tej formacji, zarówno Gaulanda jak i Björn Höcke, który berliński pomnik ofiar Holokaustu określił mianem „hańby dla Niemiec” delikatnie rzecz ujmując nie wpisują się w wezwania Władimira Putina o zaniechanie rewizjonizmu historycznego i rosyjską oficjalną narrację na temat II wojny światowej. Komentatorzy rosyjskich mediów argumentują, iż na Kremlu wiedzą jaką postawę wobec historii, zwłaszcza II wojny światowej, reprezentują liderzy AfD, ale obecnie liczy się aktualna agenda polityczna, a jest nią niedopuszczenie, czy choćby znaczne osłabienie kursu na transatlantycki alians niemiecko – amerykański.
Z wystąpienia Ławrowa wyłania się bowiem wizja dwóch możliwych kierunków ewolucji porządku światowego. Pożądany jest dryf w stronę wielu biegunów siły. Ławrow wprost powiedział, że instytucje międzynarodowe, w tym Rada Bezpieczeństwa powinny zostać odnowione, choć raczej należałoby w tym wypadku mówić o propozycji powiększenia, bo rosyjskie władze, Putina nie wyłączając, często ostatnio mówią o potrzebie wejścia do tego gremium reprezentantów Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Większe uznanie w Moskwie budzi też wizja ożywienia grupy G-20, która również powinna zostać rozbudowana o nowe podmioty niźli reanimacja formatu G 7. W tym kontekście Rosjanie często mówią o krajach tworzących grupę BRICS. Powód jest prosty, w oczach rosyjskiej elity scenariuszem niepożądanym jest wizja powstania dwóch rywalizujących ze sobą światowych bloków. Z jednej strony stałby kolektywny Zachód, z drugiej obóz konstruowany przez Chiny. Taka ewolucja porządku międzynarodowego jest w oczach rosyjskich elit perspektywą fatalną. Po pierwsze wpycha to Moskwę o stalowe objęcia Pekinu. Po drugie pozycjonuje ją jako co najwyżej junior partnera, czyli pozbawia części, tak czczonej w Rosji, suwerenności. Po trzecie oznacza to, o czym Ławrow mówił w swym wystąpieniu otwarcie możliwości rozwoju, bo celem zachodnich sankcji, jak się w Rosji uważa nie jest zmiana na pożądany kierunku rosyjskie polityki, ale wtłoczenie jej w stagnacyjny scenariusz rozwoju, co zresztą w ostatnich 6 latach się udaje. I wreszcie w takim scenariuszu Rosja jako słabsze ogniwo aliansu chińskiego może podlegać silniejszej presji, może być obiektem bezpośredniego ataku wojskowego.
W oczach rosyjskich elit konsolidacja Zachodu jest jednym z największych, jeśli nie największym strategicznym zagrożeniem. Ziemią obiecana jest rozpad, a przynajmniej osłabienie więzi atlantyckiej, bo budowa świata o wielu ośrodkach siły, obiektywnie zwiększa szanse Rosji na odegranie liczącej się roli i utrzymanie strategicznej niezależności wobec Chin. Z tego też względu w Moskwie bardziej kibicują Macronowi, niźli Merkel, czego nie należy mylić z sympatiami tych polityków, opinii publicznej czy kręgów biznesowych. W Polsce mamy skłonność do ujmowania relacji międzynarodowych w kategoriach lubi – nie lubi, co dość słabo, delikatnie to ujmując, opisuje realia polityki. Zarówno Macron jak i Merkel uprawiają politykę wypływającą z tego jak odczytują interes narodowy własnych państw. Różnica polega na tym, że obiektywnie rzecz biorąc odczytanie francuskie jest dla interesów rosyjskich korzystniejsze niźli niemieckie. Nie ma tu mowy o perspektywie aliansu, przyjaźni czy jakiejś nowej Jałty. Mamy do czynienia z czystym pragmatyzmem. I dlatego dziś stan relacji Moskwy z Berlinem jest znacznie gorszy niźli Moskwy z Paryżem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/530626-lawrow-o-porzadku-swiatowym