Yanis Varoufakis nie jest bohaterem z mojej bajki. To skrajnie lewicowy polityk grecki, ulubieniec środowiska „Krytyki Politycznej”, który przez kilka miesięcy był ministrem finansów w gabinecie Aleksisa Tsiprasa. To, co nas jednak interesuje, to fakt, że od stycznia do lipca 2015 roku pełnił funkcję głównego negocjatora rządu greckiego w rozmowach z Komisją Europejską, Europejskim Bankiem Centralnym, Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Eurogrupą.
Na podstawie tych doświadczeń napisał książkę pt. „Adults In The Room: My Battle With Europe’s Deep Establishment”. W Polsce ukazała się ona pod tytułem „Porozmawiajmy jak dorośli. Jak walczyłem z europejskimi elitami.” Ponieważ publikacja jest dość obszerna (ponad 500 stron), a nie wszyscy mają czas na tak długą lekturę, zamiast tego można obejrzeć film fabularny pt. „Dorośli w pokoju” z 2019 roku, zrealizowany właśnie na podstawie tej książki przez Costę Gavrasa. Ten trwający około dwóch godzin polityczny thriller dość wiernie oddaje opowieść Varoufakisa.
Dzięki swej pozycji grecki polityk przez pół roku miał bezpośredni wgląd w funkcjonowanie mechanizmów decyzyjnych wewnątrz Unii Europejskiej. Był w tym gronie outsiderem, człowiekiem z zewnątrz, który dostał się do środka tej machiny, do grona insiderów, na skutek wygranych przez Syrizę wyborów parlamentarnych. Przez sześć miesięcy prowadził rokowania ze wszystkimi instytucjami odpowiedzialnymi w Unii Europejskiej w sprawie pomocy finansowej dla znajdującej się w kryzysie Grecji.
Abstrahując od poglądów politycznych Varoufakisa oraz racji rządu greckiego w tych negocjacjach, najcenniejsze w jego opowieści jest zajrzenie za kulisy i zobaczenie, jak naprawdę wygląda kuchnia polityczna Unii Europejskiej. Zarówno książka, jak i film oparte są na faktach. Grecki minister starannie dokumentował każde spotkanie, oddając jego przebieg i atmosferę. Dzięki temu otrzymujemy unikalną opowieść outsidera, który odsłania nam zamknięty świat insiderów.
Deutschland über alles
Co uderza w opowieści Varoufakisa najbardziej?
Po pierwsze: o wszystkim decydują Niemcy. Instytucje Unii Europejskiej to jedynie wehikuł do realizacji niemieckich interesów, a wspólne spotkania i konferencje to tylko spektakl i zasłona dymna dla maluczkich. Rozmówcy Varoufakisa, łącznie z ministrami w Paryżu i Londynie, mówią mu wprost, że szkoda nawet czasu na rozmowy z nimi czy z kimkolwiek, jeżeli najpierw nie osiągnie się porozumienia z Berlinem.
Po drugie: Niemcy odgrywali w negocjacjach rolę złego i dobrego policjanta. Tym złym był minister finansów Wolfgang Schäuble, tym dobrym – kanclerz Angela Merkel. Jeden potrafił nie podawać ci ostentacyjnie ręki i poniżać publicznie, druga – kokietować i stawiać dla ciebie w gotowości kompanię reprezentacyjną wojska. Na przemian: groźby i obietnice, kij i marchewka. Jest to metoda porównywana przez Greków do zamęczania złapanej na wędkę i szarpiącej się ryby, poprzez nieustanne podciąganie jej nad powierzchnię wody i zanurzanie. Końcowym rezultatem ma być wydobycie wycieńczonej zdobyczy na brzeg.
Po trzecie: Niemcy stosowali w negocjacjach zasadę „dziel i rządź”, doprowadzając do podziałów i rozłamów w greckim obozie, by rozmiękczyć stanowisko negocjacyjne Aten. Chodziło o to, by negocjatorzy mieli coraz większe poczucie osamotnienia nawet we własnym obozie.
Po czwarte: Niemcy dbali o zbudowanie w Unii Europejskiej jednolitego frontu przeciwko Grecji. Jeżeli ktoś się wyłamywał i próbował stawać po stronie Aten, był natychmiast dyscyplinowany, jak np. minister Francji, groźbą wszczęcia unijnych procedur wobec Paryża.
Po piąte: Varoufakis zauważył, że on i jego kraj nagle stali się ofiarą nagonki medialnej w całej Europie, w której nie przebierano w środkach, by wzbudzić niechęć opinii publicznej do Greków oraz ich rządu. W ten sposób wzmagała się presja zewnętrzna, że dalszy opór wobec Niemiec oznacza niepowetowane straty wizerunkowe.
Po szóste: z rozmów Varoufakisa z unijnymi decydentami wynikało, że nie liczy się dla nich demokracja, wola ludu, głos narodu czy wyniki wyborów, lecz – jak mówili – porządek. Wartością nadrzędną okazywał się więc pewien ład europejski. Pozostawało pytanie: kto miał budować ten ład, skoro nie chciano uwzględnić głosu obywateli?
Złe dla Grecji, dobre dla strefy euro (czytaj: dla Niemiec)
W kluczowej scenie filmu Yanis Varoufakis pyta Wolfganga Schäuble, czy będąc na jego miejscu – greckiego ministra finansów – sam podpisałby się pod protokołem podyktowanym mu przez Berlin i Brukselę. Niemiecki polityk odpowiada, że gdyby był greckim patriotą, to nigdy nie zgodziłby się na taki dyktat, ponieważ jego warunki nie pozwolą podnieść się państwu greckiemu. Zaraz dodał jednak – już jako niemiecki polityk – że wartością nadrzędną jest los strefy euro, dlatego Grecja nie ma wyjścia: „Wasz przykład będzie przestrogą dla innych”.
Z opowieści Varoufakisa wyłania się zupełnie inny obraz Unii Europejskiej niż ten, jakim karmi nas wielu euroentuzjastycznych publicystów: jako solidarnej wspólnoty, w której głos małego Luksemburga waży tyle samo co głos wielkich Niemiec. W rzeczywistości za zamkniętymi drzwiami trwa bezwzględna walka o własne interesy narodowe. Kto nie walczy twardo o swoje, ten przegrywa.
Ostatecznie Varoufakis przegrał. On sam nie ustąpił w negocjacjach, jednak udało się rozbić jedność jego obozu. Premier Tsipras poddał się dyktatowi Berlina. Efekt jest taki, że dziś rząd w Atenach nie realizuje własnej polityki socjalnej i gospodarczej, lecz politykę narzuconą mu z zewnątrz. W tej sytuacji głos obywateli Grecji i wyniki wyborów parlamentarnych nie mają większego znaczenia, bo i tak nie są w stanie wiele zmienić. Kraj nadal pogrążony jest jednak w kryzysie i nie ma perspektyw wyjścia ze spirali długów.
Świerzbiło mnie, by stanąć na dachu w Atenach i wykrzyczeć, co w prywatnych rozmowach mówili przywódcy europejskich mocarstw sprzecznego z tym, co mówili oficjalnie.
Taki cel przyświecał Varoufakisowi, gdy zabierał się za pisanie swej książki. Warto zapoznać się z jego opowieścią, zwłaszcza w kontekście obecnych negocjacji unijnych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/530085-co-jest-prawda-a-co-spektaklem-dla-maluczkich