„Ani jednej osoby, która mogłaby wzbudzić entuzjazm lewicy”- tak brytyjski Guardian pisze o kolejnych osobach, które zajmą najważniejsze miejsca w administracji Joe Bidena. Według jednej z najważniejszych lewicowych gazet świata wybory Bidena „wzbudzają głębokie obawy”. Czy to oznacza, że administracja Bidena nie będzie rewolucyjna?
Tak daleko wybiegać z wnioskami jeszcze nie można. Joe Biden wraz z Kamalą Harris jeszcze mocniej wypełniają slogan „hope”, niż ekipa Baracka Obamy (w której notabene Biden też był). Presja ze strony progresywanej lewicy będzie przez nich bardzo mocno odczuwalna. Mimo dwóch wojen, obniżek podatków i prawicowego przejęcia ważnych instytucji, neokonserwatywna drużyna George’a W. Busha była dla lewicy grzeczną dobranocką przy czteroleciu Donalda Trumpa. Jedna z ikon nowej lewicowej fali w Partii Demokratycznej, kongresmenka z Bronxu Alesandra Ocasio-Cortez przestrzegała niedawno w New York Times Bidena, by nie popełnił błędu Baracka Obamy i nie porzucił lewicowych haseł. Wygląda na to, że Biden będzie szedł do centrum, gdzie był przez całą swoją karierę. Przynajmniej na razie.
Sekretarzem stanu ma w jego administracji zostać Anthony Blinken (jego dziadek urodził się w Białymstoku). W latach 2015-2016 pełnił funkcję zastępcy sekretarza stanu w administracji Baracka Obamy, zaś w latach 2013-2015 był zastępcą doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Joe Bidena, który był wówczas wiceprezydentem. Guardian zaznacza, że Blinken jest członkiem czegoś, co nazywa się potocznie „Blob”, czyli waszyngtońskiego establishmentu w polityce zagranicznej, które stoi na stanowisku, że USA powinna być dominującą globalną siłą, używającą na dodatek siły w razie potrzeby. Blinken popierał zbrojną interwencje w Libii i stoi na stanowisku, że trzeba militarnie wspierać Izrael. Według Guardiana miał on też sugerować, że rząd USA nigdy nie powinien krytykować publicznie polityki Izraela. Blinken patrzy też na współczesną Rosję przez pryzmat Zimnej Wojny i sowieckiej ekspansji. Guardian zauważa, że Blinken cytował nie raz sowietologa i jednego z architektów antykomunistycznej polityki USA z lat 40-tych i 50-tych George’a F. Kennana, który zdaniem niektórych ludzi z lewicy eskalował napięcie z Sowietami, co mogło doprowadzić do wojny nuklearnej.
Wątpliwości lewicy może wzbudzać też Janet Yellen, czyli kandydatka na Sekretarz Skarbu. Socjalistyczny analityk Doug Henwood powiedział nawet, że Biden nie mógł wybrać gorzej, mimo, że popierają ją tacy meinstreamowi ekonomiści powiązani z Demokratami jak Lawrence Summers czy Paul Krugman. Biden otoczy się bez wątpienia kobietami oraz przedstawicielami mniejszości etnicznych. Nasuwa się pytanie, czy za wizerunkową rewolucją, będzie kryła się głębsza zmiana. Były kandydat na prezydenta USA i Sekretarz Stanu u Obamy John Kerry (co ciekawe tak jak Biden również katolik) nie wzbudza kontrowersji jako specjalny wysłannik ds. klimatu. Jednak już Avril Haines, mająca objąć funkcje dyrektor wywiadu narodowego, wcześniej pracowała dla CIA. Miała odgrywać ważną rolę w programie eliminowania terrorystów za pomocą dronów, co został mocno rozbudowane za administracji Obamy. Guardian nazywa „dronową politykę” Obamy „czymś haniebnym”.
Washington Post zauważa, że lewicę może też oburzać nominacja na Sekretarza Obrony Michèle Flournoy. Będzie to pierwsza kobieta kierująca Departamentem Obrony. Według liberalnego WP idealnie się do tego nadaje. Służyła jako podsekretarz obrony w administracji Clintona i Obamy. A jednak międzynarodowa organizacja kobieca Code Pink nazywa Flournoy „aniołem śmierci amerykańskiego imperium”. Różowa organizacja domaga się rozluźnienia m.in. amerykańskich więzi z Arabią Saudyjską i skasowania programów z „zabójczymi dronami”.
Code Pink zwraca uwagę, że Flournoy nic nie zrobiła by zamknąć drzwi firmom zbrojeniowym i lobbystom oraz przyczyniła się do kryzysu humanitarnego w Syrii i Libii. Choć to właśnie zupełne odpuszczenie militarnej interwencji w Syrii jest jednym z największych błędów administracji Obamy, pacyfistyczno-feministyczna organizacja robi Flourney absurdalne zarzuty z tych pozycji. Flourney popierała natomiast interwencje NATO w Libii i była zaangażowana w wojnę w Afganistanie. Code Pink oraz skrajnie lewicowe organizacje jak RootsAction i Progressive Democrats of America wydały oświadczenie, zarzucające Flourney „potencjalnie katastroficzne” relacje z Chinami.
Skąd takie oskarżenia? W styczniu 2020 roku zwracała ona uwagę w kongresie, że USA musi być przygotowane na możliwy konflikt z Chinami. Lewica zarzuca jej, że zamiast walczyć z globalnym ociepleniem i pandemią koronawirusa wraz z Chinami ( tak, jakby Chiny w obu przypadkach były wiarygodnym partnerem), Flourney uważa, ze trzeba przygotować się do konfliktu zbrojnego. Cóż, lewica jak wiadomo inaczej rozumie rzymską maksymę “Si vis pacem, para bellum”.
Nominację Bidena musi zaakceptować Senat, który z dużym prawdopodobieństwem w styczniu będzie nadal pod kontrolą Republikanów, co spowoduje, że najbardziej skrajne pomysły lewicy i tak napotkają tamę. Wydaje się jednak, że nawet bez niej, progresywna lewica musi poczekać na rozpoczęcie rewolucji do przejęcia sterów przez Kamalę Harris, która mimo umiarkowania podczas pełnienia funkcji prokurator generalnej Kalifornii, może być o wiele bardziej lewicowa niż Barack Obama. Wygląda na to, że Joe Biden bezpiecznie czuje się w otoczeniu sprawdzonych przez Clintona i Obamę ludzi. Ci zaś nie wykazywali zbytniego rewolucyjnego ducha, który jest tak oczekiwany przez „postępowców” w Partii Demokratycznej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/529048-administracja-bidena-bedzie-zbyt-malo-lewicowa