Czy podczas seansu jakiegokolwiek filmu nie macie tego dziwnego ukłucia, oglądając sceny zbiorowe? Koncerty, publikę radującą się na stadionach, tłumy ocierające się o siebie na Times Square- to wszystko wygląda jak z innego świata. Nikt nie ma maski (poza Azjatami rzecz jasna), nikt nie przejmuje się zachowaniem dystansu. Ja czuję to samo dziwne ukłucie oglądając na ekranie podających sobie rękę ludzi. Jak to? Bez dezynfekcji? Bez rękawiczki? A skąd wiadomo, czy one są czyste?
Staję się powoli mentalnym Wacko Jacko, który maseczkę i rękawiczki nosił zanim było to modne. Co prawda nie uchroniło go to od straty nosa, ale bakterie i wirusy trzymały się od niego z dala. Poza wirusem szaleństwa. Niemniej jednak nie wyobrażam sobie pójścia na koncert i mecz. Trudno mi wyobrazić sobie przechadzanie się, co wesoło robiłem w grudniu 2019 roku, po tłumnej, świątecznej Piątej Alei, prowadzącej mnie na lodowisko przy Rockefeller Center. Nie wyobrażam sobie tłoczenia się przy kasie po rybę z frytami przy Piccadilly Circus, co robiłem jeszcze w styczniu 2020 roku. Tak, wiem, że szczepionka jest na horyzoncie. Wiem, że światełko jest w tunelu (choć nie dla płaskoziemców, antyszeczpionkowców, repitalianofobów i Edyty Górniak). Mimo to wiem też, że już nigdy (a może baaaardzo długo) nie spojrzę na tłum ludzi bez podejrzeń, że gdzieś w nim czai się kolejny koronamadafaka.
Jak inaczej go nazywać skoro jest bardziej skuteczny niż Grinch i pozbawił zabawy nawet Santa Clausa, który musi przybywać nie tylko z reniferami, płynem antybankteryjnym, ale też szybą z plexi? Nie będzie go w tym roku w nowojorskim Macy’s. Nie usiądą mu na kolanach dzieciaki. Nie zrobią selfie z nim ich rodzice, przed chwilą przepuszczający hajs na zabawki. W innym centrum handlowym w Lakewood w Colorado będzie on za kilkumetrową ramą. W Guene w Texasie, gdzie zawsze pojawia się w kowbojskim kapeluszu i w kowbojskich butach, oddzieli go odpowiedni dystans sześciu stóp. W jeszcze innych miejscach Santa będzie oddzielony plastikową szybą.
Ten symbol radości i optymizmu też powalony przez chiński wirus? Washington Post donosi, że w USA o 40% spadły rezerwacje Mikołajów w najgorętszym dla handlowców okresie roku. Wielu Mikołajów rzuca pracę w obawę przed wirusem. Spora część z nich to starsi, otyli mężczyźni. Grupa ryzyka. Nikt nie chce szepczących im do ucha dzieci. Nikt nie chce dotykania brody i okularów. No i rodzice też chyba wolą, by przed samymi świętami chory Santa nie przyniósł im chińskiego wirusa poprzez bezobjawowo przechodzące dzieci. Centra handlowe wydają dziesiątki tysięcy dolarów, by zachować choć kawałek christmas klimatu w grudniu, przeklętego 2020 roku.
Celem jest szerzenie świątecznej radości bez szerzenia wirusa. Czy to jednak możliwe? „Ludzie chcą nadziei. Chcą normalności”- mówi w WP 70 latek, który od prawie pięciu dekad wciela się w Świętego Mikołaja.
Czy ta normalność wróci? Pewnie tak, choć z drugiej strony może zostanie ona lekko zweryfikowana. Może przypomnimy sobie wszyscy, że w tym całym Christmas nie chodzi o atmosferę, prezenty i „ho ho ho” pociesznego grubaska z Laponii. Jeszua narodzi się nawet wtedy, gdy nikt nie usiądzie Mikołajowi na kolanach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/528606-santa-claus-przybywa-do-miasta-wraz-z-szyba-plexi