Victoria Nuland, w latach 2013 – 2017 kierująca Biurem ds. Europy i Eurazji w amerykańskim Departamencie Stanu w randze asystenta Sekretarza Stanu uchodzi obecnie za jedną z głównych kandydatek na architekta polityki nowej administracji wobec Rosji i szerzej przestrzeni postsowieckiej. Mark Carpenter doradca Bidena, kiedy ten był wiceprezydentem i zastępca Sekretarza Obrony w Pentagonie odpowiadający za nasz region Europy jest drugim kandydatem na objęcie tej funkcji.
Za Nuland przemawia, prócz oczywiście niekwestionowanych przez nikogo kompetencji i to, że jest kobietą, bo skądinąd wiadomo, że Bieden ma zamiar w swej administracji dążyć do osiągnięcia parytetu płci. Niezależnie jednak od ostatecznych w tej materii rozstrzygnięć, warto nieco uwagi poświęcić wizji polityki wschodniej Stanów Zjednoczonych, jaką Victoria Nuland zaprezentowała na łamach tegorocznego, letniego wydania periodyku The Foreign Affairs. Nawet jeśli nie ona odpowiadać będzie za „kierunek wschodni” w nowej amerykańskiej administracji, to niewykluczone, że przedstawione przez Nuland wizje i propozycje „zaprogramują” politykę teamu Bidena w tym obszarze.
Putin gra słabymi kartami
W opinii Victorii Nuland Putin, grając w ostatnich latach słabymi kartami wygrywał znacznie więcej niźli powinien nie z powodu swej nadzwyczajnej zręczności, ale dlatego, że „Zachód mu na to pozwolił”. W Waszyngtonie i stolicach państw europejskich, głównych sojuszników Stanów Zjednoczonych, zapomniano w ekspresowy tempie w ostatnich latach nauki jakie można było wynieść ze zwycięstwa w zimnej wojnie. „Strategia ta wymagała - jak pisze Nuland - konsekwentnego przywództwa USA na szczeblu prezydenta, jedności z demokratycznymi sojusznikami i partnerami oraz wspólnej determinacji, by powstrzymać i zmusić Kreml do wycofania się z niebezpiecznych posunięć. Zawierała także zachęty dla Moskwy do współpracy, a czasami bezpośrednie apele do Rosjan prezentujące korzyściach płynących z lepszych relacji.”
Głównym przesłaniem Nuland jest wizja rozpoczęcia przez kolektywny Zachód ponownej fazy kooperacji z Rosją, ale z pozycji siły i wspólnego dbania przez Stany Zjednoczone i sojuszników o własne interesy. Celem tej polityki ma być również skłonienie rosyjskiego reżimu i Władimira Putina osobiście aby odstąpili od polityki stopniowego izolowania społeczeństwa rosyjskiego od relacji z Zachodem. „Fataliści mogą mieć rację, że w Rosji niewiele się zmieni. – trzeźwo zauważą Nuland - Ale interesy USA będą lepiej chronione przez politykę aktywną, która łączy twardą politykę w zakresie bezpieczeństwa z otwartą postawą na perspektywę współpracy, jeśli relacje się poprawią.”
Dotychczasowe doświadczenie polityki współpracy Zachodu, na przestrzeni ostatnich 20 lat, jest w opinii Nuland zniechęcające, mimo, że był on skłonny sekundować realizacji jednego z celów polityki, którą przez ten czas realizował Putin, jakim był wzrost znaczenia Rosji na forum międzynarodowym. Elity w Waszyngtonie i innych państwach sojuszniczych wychodziły z założenia, że taki międzynarodowy awans Moskwy doprowadzi do tego, iż Rosja stanie się normalnym uczestnikiem społeczności najważniejszych państw na świecie, łączących możliwości z odpowiedzialnością. Złudzenia trochę podobne do rachub odnośnie Chin, których istotą było przekonanie, że wprzęgnięcie Pekinu w międzynarodową wymianę handlową uspokoi reżim i stępi jego ambicje.
Dwa błędy Waszyngtonu
Równolegle Waszyngton popełnił dwa, odnośnie Rosji, fundamentalne błędy. Po pierwsze, zaczął od czasów administracji Busha jr. jednostronnie wychodzić z porozumień rozbrojeniowych z Moskwą, po drugie zaś elity w Stanach Zjednoczonych i do pewnego stopnia również w Europie przestały obserwować to co się dzieje w Rosji, zwłaszcza w zakresie modernizacji jej potencjału wojskowego. Przebudzenie, bolesne, przyszło w 2014 roku.
Victoria Nuland jest zwolenniczką poglądu, iż niechęć Putina do przyjęcia polityki akceptacji demokratycznych zmian w państwach wchodzących do tzw. przestrzeni postsowieckiej tylko częściowo jest wynikiem rosyjskiej oceny własnego bezpieczeństwa. Znacznie istotniejsze są, w jej opinii, dwa inne elementy rachunku sił i środków, który zapewne przed agresją i ingerowaniem w życie polityczne i gospodarcze państw ościennych, przeprowadzono na Kremlu. Elity rządzące Rosją nie chcą dopuścić w państwach sąsiedzkich do realizacji innego od rosyjskiego „modelu rozwoju” w którym przemianom demokratycznym towarzyszyłby skok cywilizacyjny. Gospodarcza i społeczna prosperity państw współtworzących niegdyś ZSRR byłby fatalnym przykładem dla Rosjan, pokazywał im, że „można żyć inaczej” a przez to osłabiał pozycje reżimu rządzącego Rosją. Drugim, istotnym powodem, rosnącej asertywności, czy agresywności Putina i Rosji, jest zdaniem Nuland, to „że można”, czyli brak odpowiednio silnej reakcji Zachodu najpierw na wojnę w Gruzji, potem na ingerowanie w sprawy wewnętrzne na Ukrainie, z agresją w Doniecku włącznie, czy ostatnio na interwencję w Syrii. „W międzyczasie Stany Zjednoczone wyznaczały „czerwone linie” – argumentuje Victoria Nuland - które później przesuwały, wycofały się z traktatów i terytoriów, których potrzebowały, by naciskać na Rosję, otwarcie kwestionowały swoje własne zaangażowanie w NATO, nadwyrężyły sojusze cłami i oskarżeniami, a nawet nadały wiarygodności kampaniom dezinformacyjnym Putina.” Sankcje nałożone na Rosję, w założeniu dolegliwe, ostatecznie przybierały kształt na tyle łagodny, że nie robiły one na Kremlu większego wrażenia. Co gorsze, jak dowodzi Nuland, Zachód faktycznie zaakceptował obecność dyplomatyczną Rosji w rokowaniach na temat uregulowania konfliktów do których wybuchu czy pogłębienia Moskwa wydatnie się przyczyniła. Skądinąd wszyscy wiedzieli, ale przymykali na to oczy, że prawdziwym celem zaangażowania rosyjskich dyplomatów w tych rozmowach nie jest osiągnięcie porozumienia, ale „gra na czas”, który był Rosji potrzebny aby umocnić swe pozycje, zajęte przez wojsko, „w polu”. Równolegle Stany Zjednoczone i sojusznicy przestali interesować się, oczywiście w sensie politycznym, czyli przestali chcieć oddziaływać na ten obszar, tym co się dzieje „w rdzewiejącej” jak określa dzisiejszy jej stan Nuland, Rosji. A to jedyny, w jej opinii obszar, który jest słabą stroną Kremla i jedyny na który wpływając Zachód może wymusić pozytywne z jego punktu widzenia zmiany polityki zagranicznej Rosji. Bezruch, cynizm władzy, poczucie beznadziei wśród obywateli to w opinii amerykańskiej ekspert sformułowania najlepiej oddające psychiczny stan dzisiejszego rosyjskiego społeczeństwa. Trochę przypomina to czasy zmierzchu ZSRR, z jedną wszakże fundamentalną, jak trzeźwo zauważa, różnicą – Putin nadal ma pieniądze, ok. 150 mld w Funduszu Dobrobytu i kolejne 550 mld w rezerwach państwowych, a to powoduje, że jego pole manewru jest dziś znakomicie większe niźli Gorbaczowa.
Słabości obecnej Rosji, winny, proponuje Victoria Nuland, wykorzystać Stany Zjednoczone, zaczynając od odtworzenia silnego sojuszu Zachodu i przyjęcia jednej agendy politycznej wobec Moskwy. Jest ona zwolenniczką utrzymania budżetu wojskowego Stanów Zjednoczonych na niezmienionym poziomie oraz rzucenia Rosji przez Waszyngton współdziałający z sojusznikami, wyzwania na polu modernizacji technologicznej wojska. Warto podkreślić też, że opowiada się ona za utworzeniem stałych amerykańskich baz wojskowych na „całej długości wschodniej granicy NATO”. Te trzy połączone w jedność elementy polityki – technologiczny skok w zakresie wojskowości, silny, zjednoczony Zachód i stała obecność wojskowa Stanów Zjednoczonych w naszej części Europy, dają nadzieję, że Kreml usiądzie do stołu negocjacyjnego będąc gotowym do poważnych rozmów i ustępstw.
Zdaniem Nuland Kreml doskonale pamięta lekcję Reagana, który doprowadził, inicjując wyścig zbrojeń, do bankructwa ZSRR i obecnie bardzo chciałby uniknąć podobnego rozwoju wydarzeń. Aby te osiągnąć, jest gotów negocjować kolejne porozumienie rozbrojeniowe i w opinii Victorii Nuland Zachód winien być tym zainteresowany. Ale nie „w ciemno” zgadzając się na przedłużenie umowy START. Można „technicznie” przedłużyć o rok lub dwa czas jej obowiązywania, po to aby przygotować nową, poważną rundę negocjacji rozbrojeniowych. „Waszyngton nie powinien dawać Moskwie tego, czego najbardziej pragnie: przedłużenia Nowego STARTU bez negocjacji w sprawie ostatnich inwestycji Rosji w systemy broni jądrowej krótkiego i średniego zasięgu oraz nową broń konwencjonalną”.
Co więcej, Nuland jest zdania, że presja na Pekin aby ten usiadł do stołu nuklearnych rokowań jest błędem. Sekwencja wydarzeń powinna być odmienna – najpierw porozumienie z Rosją w potem wspólna, rosyjsko – amerykańska presja, aby Chiny przystąpiły do umowy.
Jakie winny być zasadnicze cele poważnych negocjacji Zachodu z Kremlem? Nuland uważa, że podejście Rosji dopiero wówczas będzie serio, kiedy po drugiej stronie stołu rozmów będzie miała przeciw sobie zjednoczony wspólnym rozumieniem polityki front składający się z państw NATO, nie wahających się użyć politycznej, gospodarczej, w tym sankcyjnej, ale również w razie konieczności wojskowej presji na Moskwę. Te negocjacje z pozycji siły winny doprowadzić do wycofania się Rosji z Ukrainy, „demilitaryzacji” internetu i znaczącej redukcji rosyjskich apetytów w Syrii.
Są też propozycje „marchewki” dla Moskwy – takie jak wspólne fundusze inwestycyjne, kooperacja w zakresie wymiany młodzieży, partnerstwa publiczno-prywatnego, transferu technologii, oczywiście znoszenia sankcji oraz powrót do starych formuł współpracy Rosja – NATO. Nuland pisze też o konieczności wznowienia dialogu Zachodu z rosyjskim społeczeństwem.
Wydaje się, że mamy do czynienia z wizją polityki, która, choć w swych zarysach i podstawowych diagnozach jest słuszna, to przede wszystkim jest niełatwa we wdrożeniu. Abstrahując od nieudowodnionego przeświadczenia Victorii Nuland, że Putin stanąwszy wobec frontu zjednoczonego Zachodu usiądzie do stołu rokowań i będzie skłonny do ustępstw, w tym sensie nieudowodnionego, że zarówno przedstawiciele Kremla i sam Putin, jak również dominujące głosy środowiska eksperckiego w Rosji apelują o politykę akurat odwrotną, najsłabszym punktem tego programu jest brak recept jak osiągnąć „jedność Zachodu”. Diagnoza Victorii Nuland, że wystarczy w tym celu wola kooperacji i przywództwa Waszyngtonu i osobiście Prezydenta Stanów Zjednoczonych, może w nowych realiach międzynarodowych, wydać się niewystarczająca. Z polskiej perspektywy ważne jest to, że opowiada się ona za „resetem z Rosją” ale na naszych warunkach, który w takim ujęciu sprowadzałby się do znaczących geostrategicznych ustępstw Moskwy, czemu towarzyszyłaby stała i wzmocniona obecność zmodernizowanego NATO na Wschodzie. Ryzykiem jest to, że w obliczu niepowodzenia „resetu na naszych warunkach” będzie realizowany reset, na który Moskwa będzie skłonna przystać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/527622-reset-z-rosja-ktorego-nie-musimy-sie-obawiac