Stany Zjednoczone mają drugiego prezydenta katolika w historii.
Takie nagłówki pojawiały się po zwycięstwie Joe Bidena (jeszcze nie potwierdzonego oficjalnie) w wyborach prezydenckich w jednym z najważniejszych stanów świata. Po prawie 60 latach i po prezydenturze Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, do Białego Domu wchodzi człowiek, deklarujący się jako wierzący katolik, który prowadzi życie sakramentalne (kiedy Kościół na to pozwala, ale o tym później).
Czym jest katolicyzm wg Bidena?
Co więc zyska społeczeństwo amerykańskie na katolicyzmie Joe Bidena, kiedy (i jeśli) zostanie prezydentem?
Może zacznijmy od tego, co to będzie oznaczać dla najsłabszych w tym społeczeństwie - nienarodzonych?
Biden już obiecał natychmiastowe uchylenie Hyde Amandment. To prawo z 1976 r., które zabrania finansowania aborcji z pieniędzy budżetu państwa federalnego. Jego zniesienie oznacza, że państwo zapłaci za aborcję na żądanie, a ich liczba wzrośnie. Chociaż ma poparcie amerykańskiej opinii publicznej, przemysł aborcyjny i organizacje takie jak Planned Parenthood od lat lobbują przeciwko niemu, ale silny polityczny konsensus spowodował, że zakaz musi pozostać. Sam Biden wspierał go przez 43 lata, a potem zmienił zdanie z powodu swojej kandydatury na prezydenta. Joe Biden, katolik.
Pojawia się tu również kwestia Roe vs Wade, czyli orzeczenia Sądu Najwyższego z 1973 r. która legalizowała aborcję w Stanach Zjednoczonych. Prezydentura Donalda Trumpa spowodowała, że po wielu latach debata o uchyleniu tej decyzji została wznowiona. Biden ogłosił już, że w sprawie Roe vs Wade stworzy prawo, które będzie obowiązywało na szczeblu federalnym („law of the land”) i dzięki któremu będzie trudno, a może nawet niemożliwe je zakwestionować i w ten sposób sprzeciwić się zabijaniu milionów nienarodzonych dzieci. Joe Biden, katolik.
Co będzie oznaczał katolicyzm Joe Bidena dla wolności religijnej w Stanach Zjednoczonych? Oto jeden przykład.
Małe Siostry Ubogich są zgromadzeniem, które już dziewięć lata walczy, o zgodę na uniknięcie płacenia swoim pracownikom ubezpieczenia zdrowotnego uwzględniającego finansowanie aborcji, sterylizacji i antykoncepcji. Zgodę na to wydał niedawno Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych siedmioma głosami za i dwoma przeciw.
Od razu po ogłoszeniu decyzji przez Sąd Najwyższy, Joe Biden ogłosił, że jeśli zostanie wybrany na prezydenta, przywróci prawa, będące w mocy za czasów rządów administracji Baracka Obamy (w czasie, kiedy on był wiceprezydentem). Chodzi o przywrócenie praw, które unieważnił Donald Trump. Oznacza to, że siostry, których charyzmatem jest pomoc ubogim i starszym osobom znowu będą miały problemy z państwem i którym grożą milionowe kary.
Nie wspominając już o jego decyzji o „przyjęciu przysięgi małżeńskiej” od dwóch mężczyzn, pracowników Białego Domu, w czasach, kiedy był wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. Wiadomość o tym umieścił na swoim profilu i napisał, że jest z niej „dumny”. Było to w sierpniu 2016 r. Na sytuację zareagowali biskupi, stwierdzając, że dla wierzącego jest nie do przyjęcia wywoływanie takiego zamieszania wokół katolickiej doktryny małżeństwa. Oczywiście nic się nie stało.
Stało się w zeszłym roku w kościele katolickim w Karolinie Południowej, gdzie Biden przyszedł na Mszę św.
Proboszcz kościoła ks. Robert Morey nie chciał mu udzielić komunii, wyjaśniając, że „każda osoba publiczna, która opowiada się za aborcją, stawia się poza Kościołem katolickim”. Dodał, że będzie się modlił za Bidena.
Odmawianie komunii katolikom z Partii Demokratycznej, którzy od dziesięcioleci sprzeciwiają się doktrynie wiary, którą deklarują jest debatą trwającą od dawna. Amerykańscy biskupi nie mogą się zgodzić w tej kwestii. Tymczasem ci politycy, jak to ujął emerytowany arcybiskup Filadelfii Charles Chaput, „niszczą wiarę powszechnego katolika”. Jak Joe Biden.
Amerykańscy katolicy podzieleni
Dlatego ci katolicy, którzy nie zgodzili się na taką indoktrynację lewicowo-liberalnego mainstreamu, głosowali na Trumpa. Z badań wynika, że głosy katolików w tych wyborach były podzielone - aż 50 proc. katolików głosowało na Trumpa.
Wybrali człowieka, który tak naprawdę nie prowadzi życia chrześcijańskiego, ale ratuje życie najsłabszych z nas, a nie członka ich Kościoła, który, jak się wydaje, podejmie w nadchodzących miesiącach decyzje, poprzez które zginą setki tysięcy nienarodzonych.
Tyle na temat „katolicyzmu” Joe Bidena.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/525847-co-zyska-spoleczenstwo-na-katolicyzmie-joe-bidena