Yves le Drian francuski minister spraw zagranicznych powiedział w wywiadzie dla stacji radiowej Europe 1, że „nowe deklaracje przemocy, a nawet nienawiści, które są publikowane przez prezydenta Erdogana są niedopuszczalne”. Zapowiedział również, że jeśli Turcja nie zmieni swojej polityki a tureckie władze retoryki, która uległa w ostatnich dniach zaostrzeniu po uznanych za antyislamskie wypowiedziach prezydenta Macrona, to na najbliższym posiedzeniu Rady Unii Europejskiej w grudniu Paryż zaproponuje antytureckie sankcje. Szef francuskiej dyplomacji zadeklarował przy tym, że opinię Francji na temat koniecznej korekty polityki wobec Turcji popiera cała Unia Europejska. Niewykluczone zatem, że do dotychczasowych wewnątrzunijnych podziałów dojdzie kolejny spór, którego przedmiotem będzie kształt relacji Wspólnoty z Turcją.
Zaostrzenie relacji
Ostatnie zaostrzenie relacji francusko – tureckich jest wynikiem gniewnych reakcji Ankary na decyzję zakazującą działalności we Francji tureckiej prawicowej formacji Szare Wilki. Władze tureckie zaprzeczają jej istnieniu a decyzję Paryża interpretują w kategoriach antytureckiej i antyislamskiej „histerii”, jednak przedstawiciele europejskich służb specjalnych od lat lansują pogląd, że rozsiane w różnych miejsca w Europie komórki tej powstałej w latach siedemdziesiątych ekstremistycznej organizacji nacjonalistycznej są w istocie kontrolowane i wykorzystywane przez tureckie służby specjalne.
Frustracja Paryża
Wydaje się jednak, że obserwowana w ostatnich tygodniach narastająca frustracja Paryża w związku z relacjami z Turcją ma też inne niźli tylko aktywność islamskich ekstremistów podłoże. Paryż bardzo zaangażował się w próbę pokojowej mediacji jeśli idzie o konflikt w Górskim Karabachu i niepowodzenia w tym zakresie, negliżujące bezsilność francuskiej dyplomacji i erozję wpływów, są niewątpliwie bardzo frustrujące, szczególnie dla elit państwa myślącego o sobie w kategoriach mocarstwa. Tym bardziej, że jak powiedział niedawno Zograb Mnacakanjan, minister spraw zagranicznych Armenii, niedawne spotkanie stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ w trakcie którego podjęto kolejną próbę wypracowania wspólnego stanowiska w sprawie konfliktu o Górski Karabach zakończyło się niepowodzeniem wobec nieprzejednanego stanowiska jednego z pięciu stałych członków tego gremium. W efekcie miast oświadczenia zapowiadającego bardziej aktywne włączenie się ONZ w uregulowanie sytuacji, skończyło się na ogólnych apelach o zaprzestanie walk.
Warto zwrócić uwagę na te wypowiedź, bo wynika z niej, że blokadę rezolucji mogło umożliwić jedno z trójki państw – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania albo Chiny. Raczej ani Rosja, ani tym bardziej Francja, która bardzo zaangażowała się po stronie Erywania, nie mogły być zainteresowane paraliżem prac Rady Bezpieczeństwa w kwestii Górskiego Karabachu. W grę wchodzą Stany Zjednoczone (mniejsze prawdopodobieństwo) oraz tradycyjnie pro-turecka Wielka Brytania i być może Chiny. Ta nowa konfiguracja sił w Radzie Bezpieczeństwa, o ile państwem blokującym stanowcze kroki była Wielka Brytania, pokazuje nie tylko sprawność tureckiej dyplomacji, ale również na ile popękały tradycyjne, w świecie Zachodu, lojalności. Chyba, że mamy do czynienia z początkiem kooperacji Ankary z Pekinem.
Ten ostatni wątek jest intrygujący, zwłaszcza w sytuacji, kiedy obserwatorzy zwrócili uwagę, że kreujący się na obrońcę wszystkich Muzułmanów Recep Tayyip Erdoğan w sprawie prześladowanych w Chinach Ujgurów, nie tylko, że wyznawców islamu, ale również narodu należącego do tureckiej grupy językowej, zachowuje zastanawiające milczenie. W ostatnich dniach, w szeregu wypowiedzi dla mediów Nikoł Paszynian, premier Armenii, informował o tym, iż po stronie Azerbejdżanu walczą również bojownicy z Pakistanu. Rosyjscy komentatorzy wskazują na to, że w gruncie rzeczy wręcz można mówić o politycznym trójkącie Azerbejdżan – Turcja – Pakistan, który stara się kształtować politykę regionalną. Ostatnim przejawem bliskiej współpracy między Baku a Islamabadem była rozmowa ministrów spraw zagranicznych obydwu krajów, przed wylotem Dżejhuna Bajramowa, szefa azerskiego MSZ-u, na rozmowy pokojowe w Waszyngtonie, które zresztą zakończyły się fiaskiem. Pakistański minister w rozmowie ze swym azerskim partnerem miał, jak donoszą rosyjskie media, zadeklarować „pełną solidarność z braterskim narodem Azerbejdżanu”. Rosyjscy analitycy zwracają uwagę na fakt, że Islamabad popierając w pełni stanowisko Baku w sprawie Górskiego Karabachu, niejako w rewanżu, cieszyć się może wsparciem Azerbejdżanu i Turcji w kwestii rozwiązania przyszłości Kaszmiru, którego status od lat jest przedmiotem sporu między Indiami a Pakistanem. To zaś oznacza, że zbliżenie w trójkącie Baku – Ankara – Islamabad wpisuje się w większą układankę sił i sojuszy w Azji, w której po stronie Pakistanu opowiadają się Chiny. Jak zauważyli komentatorzy dziennika The Wall Street Journal napięcia na linii Paryż – Ankara mogą niekorzystnie wpłynąć na relacje sojusznicze w obrębie NATO. I chodzi w tym wypadku nie tylko o tradycyjne różnice zdań na temat Turcji między Londynem a Paryżem, ale również postrzeganie zagrożeń dla Paktu jako całości. Dziennik cytuje słowa wysokiego rangą anonimowego przedstawiciela francuskiego rządu, który powiedział, że „Zagrożenie ze strony Turcji jest bardziej bezpośrednie niż z Rosji. W przypadku Erdoğana mamy do czynienia z kimś, kto jest nieprzewidywalny. Nie mamy też złudzeń co do Putina, ale Putin nie jest nieprzewidywalny.”
Bruno Tertrais, kierujący paryskim think-tankiem Foundation for Strategic Research powiedział dziennikowi, że „trudno sobie wyobrazić abyśmy w grudniu w kwestii Turcji odwoływali się do marchewki a nie do kija”.
Zaostrzenie się relacji Unii Europejskiej z Turcją, na co zdaje się nalegać Francja, budując wewnętrzny blok zwolenników takiej polityki, do której już wchodzi Cypr i Grecja, może otworzyć kolejny kryzys we Wspólnocie. Tym bardziej, że do tej pory postrzeganie polityki Ankary w państwach wschodniej Europy i skandynawskiej północy a Zachodem różniło się znacznie. Te różnice wywołane były przede wszystkim odmiennym postrzeganiem kwestii bezpieczeństwa.
Obecnie będziemy mieli do czynienia z używaniem przez Paryż „tureckiej karty” celem przekonania pozostałych państw Unii, że zagrożenie ze strony Moskwy jest mniejsze niźli generowane polityką Ankary. Już to zresztą można dostrzec, bo jak zauważyła Nathalie Tocci, dyrektor Instytutu Spraw Międzynarodowych a w przeszłości doradczynię Federichi Mogherini nadmierna presja wywierana przez Europę na Turcję może w efekcie prowadzić do „wepchnięcia jej w objęcia Moskwy”. W wypowiedzi włoskiej ekspert pobrzmiewa też echo różnic w kwestii uregulowania sytuacji w Libii, jakie dało się zauważyć w ostatnich miesiącach między Paryżem a Rzymem. Włosi, wespół z Maltą i do pewnego stopnia również Hiszpanią, opowiadają się za współpraca z Ankarą celem uregulowania kryzysu w Libii. Paryż, również i na tym polu chce rywalizować z Ankarą i kooperować z Egiptem i Rosją.
Trudno nie zgodzić się z Dmitrijem Treninen, szefem Moskiewskiego Centrum Carnegie, który powiedział The Wall Street Journal mając na myśli Rosję i Turcję, iż „Europa w ciągu ostatnich dziesięcioleci tak oderwała się od realnego świata stosunków międzynarodowych i polityki zagranicznej, że trudno jej jest odpowiednio radzić sobie nawet z dwoma największymi bezpośrednimi sąsiadami. (…) Prawdziwym problemem jest to, że Europa nie ma narzędzi, technik ani strategii radzenia sobie z którymkolwiek z nich ”. Gorączkowe poszukiwanie przez Paryż możliwości rozwiązania „problemu Turcji”, na co Francja nie obecnie ani sił, ani koncepcji, ani możliwości, stanowi zagrożenie zarówno dla jedności europejskiej jak i dla jedności NATO. Flirty Paryża z Moskwą, który w ten sposób próbuje grać zdecydowanie powyżej swoich możliwości stanowią ryzykowną próbę destrukcji wspólnej polityki UE wobec Rosji, po to aby w ten sposób, poświęcając interesy naszego regionu, wywrzeć presję na Turcję. Należy pamiętać, że w przeszłości zawsze zaproszenie Rosji do tego aby uczestniczyła ona w rozwiązywaniu europejskich problemów kończyło się dla państw naszego regionu fatalnie, podczas gdy w Paryżu imieniem rosyjskich carów nazywano mosty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/525444-francja-wybiera-sie-na-wojne-sankcyjna-z-turcja