Nie ma na świecie kraju, w którym wyznawcy Allaha byliby bardziej prześladowani niż w Chińskiej Republice Ludowej. Ponad milion muzułmańskich Ujgurów przebywa obecnie w tzw. obozach reedukacyjnych, w których podlegają przymusowej indoktrynacji.
Dziennikarskie śledztwo „Wall Street Journal” ustaliło, że celem akcji jest brutalna ateizacja więźniów. Są oni zmuszani np. do słuchania pogadanek o wyższości ateizmu nad religią, do długich marszów z pieśniami komunistycznymi na ustach, do studiowania dokumentów partyjnych i przemówień Xi Jinpinga czy do jedzenia wieprzowiny. Zarazem obowiązuje ich całkowity zakaz modlitwy. Wszystko po to, by wykorzenić wiarę w Allaha.
Niemiecki antropolog Adrian Zenz z Fundacji Pamięci Ofiar Komunizmu, który jako pierwszy na świecie nagłośnił istnienie obozów reedukacyjnych dla Ujgurów, opublikował raport, z którego wynika, że rząd chiński prowadzi aktywny program depopulacji ujgurskiej mniejszości. Kobiety należące do tej grupy są poddawane przymusowym sterylizacjom i aborcjom, a w razie oporu zamykane w obozach. Celem jest zmniejszenie muzułmańskiej populacji.
W Chinach burzone są też meczety. W internecie krąży np. nagranie ukazujące przymusową rozbiórkę meczetu w miejscowości Gazhuang i płaczących wokół muzułmanów. W ostatnim czasie zamyka się również masowo szkoły, w których uczono do tej pory języka arabskiego oraz prowadzono studia koraniczne. Jak donosi portal Bitter Winter, władze chińskie skonfiskowały i spaliły już ponad 100 tysięcy egzemplarzy Koranu.
Dla porównania: w Pakistanie za spalenie jednego egzemplarza Koranu grozi lincz ze strony muzułmańskiego tłumu lub kara śmierci w majestacie prawa. A jednak nie słychać, by Pakistańczycy protestowali przeciw masowemu paleniu Koranu w Chinach. W ogóle nie słychać zresztą żadnych oficjalnych głosów sprzeciwu na arenie międzynarodowej ze strony państw muzułmańskich wobec polityki Pekinu. Nie pada nawet słowo „islamofobia”, którym tak chętnie szafuje się wobec społeczeństw zachodnich.
Jak zauważył palestyński dziennikarz Khaled Abu Toameh, prezydent Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas z jednej strony żąda postawienia Izraela przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym za zbrodnie na Palestyńczykach, ale z drugiej popiera prawo Chin do trzymania ponad miliona ujgurskich muzułmanów w obozach koncentracyjnych.
Kiedy w lipcu 2019 roku z inicjatywy Stanów Zjednoczonych złożony został w ONZ wniosek o wysłanie niezależnych obserwatorów międzynarodowych do Chin, by sprawdzili oni na miejscu, jak wygląda sytuacja mniejszości ujgurskiej, wydawało się, że projekt spotka się z entuzjastycznym poparciem państw muzułmańskich. Chodziło przecież o ochronę wolności religijnej ich współwyznawców. A jednak okazało się, że wniosek został skutecznie zablokowany przez Pakistan, Arabię Saudyjską, Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Algierię i inne państwa muzułmańskie.
Kilka dni temu mieliśmy dalszy ciąg tej historii: Chińska Republika Ludowa wybrana została do Rady Praw Człowieka ONZ głosami 139 krajów, w tym dużej grupy państw muzułmańskich. Ich władze nie widzą żadnej sprzeczności między zasadą przestrzegania praw człowieka a traktowaniem ujgurskich wyznawców Allaha przez reżim w Pekinie.
Prócz Chin do tej samej Rady w ONZ wybrane zostały też Kuba, Rosja, Pakistan i Uzbekistan. Możemy spać spokojnie. Prawa człowieka są w dobrych rękach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/522374-dlaczego-panstwa-muzulmanskie-milcza