Wczoraj, w godzinach wieczornych prezydent Rosji Władimir Putin rozmawiał telefonicznie ze swym tureckim partnerem, Recepem Tayyipem Erdoğanem. Rozmowa ta jest ważna, nie tylko z tego powodu, że jest to pierwszy kontakt telefoniczny między liderami obydwu krajów od początku wybuchu konfliktu między Armenią a Azerbejdżanem.
Ranga rozmowy Putin - Erdoğan
Jej ranga związana jest z toczącą się na naszych oczach rozgrywką geostrategiczną, którą dobrze skrótowo opisał niedawno Laurence Broers analityk brytyjskiego Chatham House. Otóż, w jego opinii, dostrzeżony przez wszystkich, wzrost zaangażowania Ankary w konflikt armeńsko – azerski w gruncie rzeczy sprowadza się do próby podważenia roli Moskwy jako „jedynego gospodarza” na południowym Kaukazie.
Turcja rzuca wyzwanie Rosji
Do tej pory, w czasie ostatnich 30 lat, organizatorem rozmów pokojowych i gwarantem pokoju była Federacja Rosyjska, której Turcja rzuciła na jej własnym terenie wyzwanie. Chodzi o to, że jakiekolwiek uzgodnienia, które przewidywałyby zaangażowanie się Ankary w misje stabilizacyjną, pokojową, czy rozjemczą, nawet na poziomie dyplomatycznym, w gruncie rzeczy oznaczają podważenie status quo, którego elementem jest dominująca pozycja Rosji. Turcja ma ważne atuty, do których zaliczyć należy nie tylko bliską współpracę z Baku, ale również fakt, że jest uczestnikiem tzw. Grupy Mińskiej, powołanej przed laty celem rozwiązania „kwestii Karabachu”. Główną rolę odgrywają w niej Rosja, Francja i Stany Zjednoczone, ale teraz Ankara dąży do tego, aby w ramach już poczynionych uzgodnień i procesu pokojowego mogła „awansować” do pierwszej trójki, czyli państw współdecydujących. Zdaniem Broersa Turcja opowiada się za „regionalizacją konfliktu” a Rosja optuje za jego „umiędzynarodowieniem”. Te zdawałoby się drobne różnice pociągają za sobą konsekwencje natury fundamentalnej, dla lokalnego i globalnego układu sił. Jak argumentuje Broers „dla Rosji regionalizacja oznacza redukcję roli Moskwy z nieformalnego lidera międzynarodowej koalicji rozwiązującej konflikt do pozycji regionalnego mocarstwa zarządzającego nim w tandemie z Turcją. Przystąpienie do tureckich zabiegów o duopol w konflikcie ormiańsko-azerbejdżańskim sugeruje zmniejszenie roli Rosji z pozycji arbitra wykraczającego poza konflikt do roli patrona jednej z jej stron.”
Zabiegi dyplomatyczne Moskwy
Zabiegi dyplomatyczne Moskwy w ostatnim czasie, w tym bliska współpraca z Paryżem i próba lewarowania (porozumienia rozbrojeniowe) postawy Stanów Zjednoczonych, które to państwa, przypomnijmy wspólnie zaapelowały o przerwanie starć, miały, do tej pory na celu, zablokowanie drogi związanej z „awansem” Turcji. Ankara jednak nie zamierzała się na to godzić, i może dlatego, mówienie o pokoju na azersko – ormiańskiej linii rozgraniczenia byłoby obecnie zbytnim optymizmem. W języku sygnalizacji strategicznej, komunikat wysłany przez Turcję był dość prosty – bez akceptacji naszego pośrednictwa uspokojenia raczej nie będzie. To wywołało oczywiście irytację w Moskwie, i może dlatego, w wywiadzie dla rosyjskich mediów minister Ławrow powiedział, wbrew wcześniejszym deklaracjom, że „Rosja nigdy nie traktowała Turcji w charakterze sojusznika strategicznego”.
Presja na Rosję
Ale tureckie elity nie przestraszyły się, a nawet, można powiedzieć, umiejętnie zaczęły eskalować geostrategiczną presję wywieraną na Rosję. Warto zwrócić uwagę na informację tureckiej Agencji Andolu na temat poniedziałkowej rozmowy tureckiego ministra obrony Hulisi Akara, z Sergiejem Szojgu, jego rosyjskim odpowiednikiem. Warto przypomnieć, że w przeszłości Akar był szefem sztabu tureckich sił zbrojnych i dowodził misją pokojową NATO w Kosowie i jednym z kontyngentów w Afganistanie. Miał on powiedzieć Szojgu, że Turcja jest gotowa pomóc Azerbejdżanowi a Armenia, która jego zdaniem narusza warunki zawieszenia broni musi natychmiast wycofać swe wojska. Dodał też, że Baku nie może czekać kolejne 30 lat na „sprawiedliwość”. W tym wypadku nie chodzi o to, czy Akar słusznie wini Erywań za naruszenie rozejmu, ale o deklarację większego zaangażowania się Ankary w razie konieczności „przymuszenia” do rozejmu. Drugim niezwykle istotnym elementem dialogu obydwu ministrów było podniesienie przez szefa tureckiego resortu obrony kwestii powrotu uchodźców do Idlibu oraz uregulowania sytuacji w Libii zgodnie z rezolucją ONZ. Obydwie te kwestie postawione zostały w kontrze do rosyjskich interesów i języku sygnalizacji strategicznej komunikat jest dość oczywisty – jeśli Moskwa nie ustąpi w sprawie Karabachu, to może spodziewać się problemów w Libii i Syrii. Niektóre rosyjskie portale, wyniki tej rozmowy, oceniły wręcz jako tureckie ultimatum wobec Moskwy. I sygnał dotarł, bo wczoraj jak głosi oficjalny komunikat Kremla, Putin rozmawiał również z Erdoğanem o Libii i Idlibie.
Komentarze
Komentatorzy w Rosji zwracają uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt całej rozgrywki. Otóż o ile aktywna jest Francja, do pewnego stopnia Stany Zjednoczone, to w zastanawiający sposób spokojnie na to dzieje się na Kaukazie reaguje Wielka Brytania. Premier Boris Johnson rozmawiał z Erdoganem już 28 września, następnego dnia po wybuchu starć na azersko – ormiańskiej linii rozgraniczenia. Można zatem powiedzieć, że brytyjskie elity państwowe, tradycyjnie w większości pro-tureckie, były konsultowane na początku konfliktu. Można nawet mówić o tureckiej ofensywie dyplomatycznej, której celem było pozyskanie, może nie otwartego poparcia Londynu, ale skłonienie go do powstrzymania się od działań w stylu Paryża, który swą nadaktywnością dyplomatyczną chce przykryć bezsilność. 30 września w londyńskim Centre for British-Turkish Understanding wystąpił minister Akar, który mówił o wieloletnich związkach zarówno gospodarczych jak i politycznych między Wielką Brytanią a Turcją. Rosyjscy komentatorzy sarkastycznie zauważają, że raczej nie miał na myśli obydwu wojen światowych, ale relacje brytyjskiego i tureckiego przemysłu obronnego. Jeśli bowiem mówimy dziś, że Ankara jest potęgą w zakresie produkcji i wykorzystania bojowych dronów uderzeniowych, to warto pamiętać, iż ich możliwości znacznie wzrosły od chwili, kiedy brytyjska firma EDO MBM przekazała Turkom technologię umożliwiająca uzbrojenie dronów Bayraktar w rakiety. Kiedy zaś Francuzi prężyli we wrześniu muskuły i starali się wywierać dyplomatyczną presję na Turcję, w związku z turecko – greckim zaostrzeniem we wschodniej części Morza Śródziemnego, na tle odkrycia pokładów węglowodorów u wybrzeży wyspy Kastelorizo to wspólną turecko – brytyjską odpowiedzią były rozpoczęte 11 września manewry morskie w których wzięły udział brytyjska fregata HMS Argyll i turecka TCG Giresun.
Polityka Turcji i Wielkiej Brytanii wobec Ukrainy
Warto też zwrócić uwagę na zbieżności polityki Turcji i Wielkiej Brytanii wobec Ukrainy, z która obydwa kraje zacieśniają współpracę wojskową. W czasie ostatniego pobytu prezydenta Zełenskiego w Londynie podpisano umowę o wartości 1,25 mld funtów, która przewiduje zbudowanie przez Brytyjczyków dla ukraińskiej floty dwóch baz wojskowych, jednej nad Morzem Azowskim, drugiej nad Morzem Czarnym. Turcja z kolei, w ostatnich dniach podpisała umowę o sprzedaży Kijowowi kilkudziesięciu dronów Bayraktar.
Gołym okiem widoczne różnice w polityce Wielkiej Brytanii i Francji wobec Turcji, skłaniają rosyjskich komentatorów do formułowania ocen, iż w gruncie rzeczy wzrastająca samodzielność i asertywność polityki Ankary, jest ilustracją nowej formuły, w jakiej w najbliższych latach będzie działać NATO i to raczej Wielka Brytania, a nie kontestująca Sojusz Francja, wyznacza kierunki jego ewolucji. Z perspektywy Rosji sytuacja o tyle się komplikuje, że Moskwa musi reagować już nie na zagrożenie globalne, ale na lokalne konflikty z rosnącymi w siłę graczami regionalnymi, którzy podważają jej dotychczasową pozycję, co znakomicie utrudnia podjęcie skutecznego przeciwdziałania. I niewykluczone, że to jest właśnie zwiastunem przyszłości – lokalne konflikty, których próba siłowego rozegrania może kończyć się stratami na innych polach przy ambiwalentnej, a nawet momentami niejednorodnej postawie graczy, których zresztą liczba zaczyna rosnąć, co dodatkowo komplikuje sytuację. Już nie wystarczy telefon do Waszyngtonu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/522138-jak-rozgrywac-rosje-uczmy-sie-od-ankary