Po 14 latach budowy, z 9-letnim opóźnieniem nowe lotnisko Berlin-Brandenburg im. Willy’ego Brandta (BER) ma zostać oddane do użytku 31 października 2020 roku. Powinna to być dla Niemców radosna chwila, bowiem jak dotąd BER był symbolem fuszerki. Nowego zjawiska w Niemczech, które coraz częściej dotyka przemysłu zbrojeniowego (budowa fregaty Baden-Württemberg dla marynarki wojennej trwała 15 lat i pochłonęła 3 mld euro), oraz infrastruktury kolejowej (budowa trasy kolejowej Berlin-Monachium liczącej 632 km trwała 25 lat i kosztowała 40 mln euro za kilometr, a podczas inauguracyjnej podróży pociąg z prominentami zepsuł się w połowie trasy). Powodów do radości nie ma jednak zbyt wiele sądząc po wstrzemięźliwych, a nawet złośliwych komentarzach w niemieckiej prasie.
BER bowiem pochłonie kolejne setki milionów do tych 6 mld euro, które już zostały w niego zainwestowane (w założeniu budowa miała kosztować 2 mld euro), i to zanim się na dobre rozkręci. Między ogłoszonym w u.r. otwarciem lotniska a dziś wiele się wydarzyło, z czego najważniejszym wydarzeniem był covid-19. Branża lotnicza przeżywa obecnie najgorszy kryzys w swej 100-letniej historii, wiele linii lotniczych zmaga się z groźbą bankructwa, Lufthansa chce wycofać 100 samolotów z użytku i zlikwidować 30 tys. miejsc pracy (linia otrzymała 9 mld euro pomocy od państwa).
Dlatego zdaniem prezesa BER Lütke Daldrupa osiągniecie rentowności może okazać się trudne. „Za sprawą tej budowy Berlin, wręcz całe Niemcy stały się pośmiewiskiem, niemieccy inżynierowie, tacy jak ja, wstydzili się tego” - podkreślił Daldrup podczas niedawnej wizyty na lotnisku. Jak dodał lata miną zanim przemysł lotniczy, a tym samym BER wróci „do formy sprzed pandemii”. „Sytuacja gospodarcza jest dramatyczna” - podkreślił. Bardziej złośliwi komentatorzy mówią o „beczce bez dna” i „że taniej się <nie lata> z lotniska Tegel” (Die Welt), które ma zostać zamknięte w listopadzie. BER traci obecnie milion euro dziennie, ze względu na wysokie koszty budowy i opóźnienia.
A to jeszcze nie koniec. Niemiecki dziennik „Der Tagesspiegel” twierdzi, że jeśli BER nie zostanie dofinansowany kwotą 300 mln euro, zbankrutuje do końca października. W przyszłym roku zaś port lotniczy będzie wymagał co najmniej 540 mln euro dofinansowania (jeśli ruch lotniczy osiągnie 50 proc. poziomu sprzed pandemii) jeśli nie to: 660 mln euro . I tak rok w rok, co najmniej do 2027 r. Do tego dochodzi jednorazowo 330 mln euro na ochronę okolicznych mieszkańców przed hałasem i ponad 700 mln euro na pokrycie kosztów rozbudowy terminalu nr 2, który z powodu pandemii pewnie nie zostanie nawet uruchomiony. Zdaniem Daldrupa większość kłopotów z BER wynika z „unijnej manii regulacyjnej”. Resztę załatwiła pandemia. Według „Tagesspiegel”, jeśli nie zostanie znalezione „strukturalne rozwiązanie” dla dramatycznej sytuacji finansowej operatora lotniska (miliardowe kredyty wraz z odsetkami), stanie się on niewypłacalny. W rekordowym 2019 roku na starych lotniskach Tegel (TXL) i Schönefeld (SXF) odprawiono 35,6 mln pasażerów. Kierownictwo BER spodziewa się, że osiągnie 25 proc. tego poziomu. Za mało by móc liczyć na rentowność w przeciągu najbliższych lat.
Obecnie statyści testują ruch pasażerski na BER. Ostatecznie lotnisko ma obsługiwać 27 mln pasażerów rocznie i stać się trzecim co do wielkości (po Frankfurcie nad Menem i Monachium) portem lotniczym w Niemczech. Ceremonia inauguracyjna ma wypaść jednak, ze względu na trudne okoliczności, raczej skromnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/521666-port-lotniczy-ber-mial-byc-prestizowy-bedzie-nierentowny