Wczoraj Aleksandr Łukaszenka spotkał się w więzieniu miejscowego KGB z osadzonymi tam przedstawicielami opozycji, w tym Wiktarem Babarykau, swym niedoszłym rywalem. Poinformował o tym kanał Pul Pierwogo, jak powszechnie wiadomo prowadzony przez Natalię Ejsmantt rzeczniczkę prasową białoruskiego prezydenta.
Informacja ta stała się, co zrozumiałe, na Białorusi sensacją dnia, tym bardziej, że ujawniono, iż rozmowy trwały 4,5 godziny. Nieco później pojawiła się kolejna sensacyjna informacja. A mianowicie Swietłana Cichanouska poinformowała, że z więzienia zadzwonił do niej mąż Sergiej, z którym nie miała kontaktu od 134 dni. Rządowe kanały telewizyjne zadbały o to, aby o więziennym spotkaniu Łukaszenki dowiedzieli się wszyscy na Białorusi, a Pul Pierwogo 2,5 godziny później opublikował fragment (37 sekund) nagrania ze spotkania.
Łukaszenka wypowiadając się dość ezopowym językiem powiedział, że kraj żyje pod presją dialogu oraz „przemyślałem zarzuty waszych zwolenników i jestem zdania, że najbardziej radykalne podejście do wszystkich kwestii …”. „Nie możemy koncentrować się tylko na kwestiach konstytucji – dodał - połowa na tej sali to prawnicy i dobrze rozumieją, że konstytucji nie pisze się na ulicy. Patrzę na to szerzej, próbując przekonać nie tylko waszych zwolenników ale i całe społeczeństwo, że na trzeba spojrzeć szerzej.” Niewiele z tych słów można wywnioskować poza zapowiedzią jakichś radykalnych, szerszych niźli tylko konstytucyjne, zmian na Białorusi.
Warto rozważania na temat tego, co mogą znaczyć słowa Łukaszenki zacząć od informacji z kim spotkał się w więziennej sali, z kim zaś nie i co to może znaczyć. Otóż prócz Wiktara Babarykau i jego syna, który kierował kampanią wyborczą ojca dostrzeżono również Kiryła Badieja, jeden z dyrektorów Biełgazprombanku, którym kierował Babarykau zanim „poszedł w politykę”. W spotkaniu uczestniczył też Witalij Szklarow, mający amerykański paszport rosyjski polit-technolog, którego propaganda władz przed wyborami oskarżała o to, iż był mózgiem przysłanym z Moskwy, który kierował kampanią wyborczą triumwiratu – Babarykau – Cichanouski – Cepkało. Na Sali znaleźli się także członkowie prezydium Komisji Koordynacyjnej, znana prawnik Lilia Własowa i Maksym Znak oraz Dmitrij Rabcewicz z firmy PandaDoc, która to firma znalazła się na celowniku władz po tym jak utworzyła specjalny fundusz pomocowy dla tych przedstawicieli białoruskich służb siłowych, którzy po 9 sierpnia chcieli odejść ze służby.
Warto zwrócić uwagę, że na spotkanie nie zostali doprowadzeni ani Mikołaj Statkiewicz ani Paweł Seweryniec przedstawiciele białoruskich partii politycznych (pierwszy socjaldemokracji, drugi chadecji), aresztowani w tym samym czasie co Sergiej Cichanouski, współpracujący z nim i znani ze swego nieprzejednanego, wobec reżimu stanowiska. Nie znalazł się też sam Cichanouski. Dzień wcześniej Łukaszenka na spotkaniu z elitą białoruskiego obozu władzy powiedział, że umożliwiając Cichanouskiej wyjazd na Litwę „do dzieci” w gruncie rzeczy uratował jej życie. W opinii Łukaszenki, dzień wcześniej, kiedy w biurach jej sztabu wyborczego znajdowała się sama Cichanouska, jej współpracownicy i 50 zagranicznych dziennikarzy, jeden z ochroniarzy zadzwonił do Karajewa (minister spraw wewnętrznych) i poinformował, że „coś się szykuje”. W opinii Łukaszenki nie wiadomo kto to planował ale przygotowany był zamach, „w stylu Odessy”, gdzie jak wiadomo w pożarze hotelu w którym znajdowali się antymajdanowscy aktywiści zginęło kilkadziesiąt osób. Chodziło o to, aby Cichanouska stała się „świętą ofiarą”, co miało wywołać rewolucję. Ale, jak powiedział Łukaszenka, któremu oczywiście nie należy wierzyć, dzięki szybkiej akcji Wakulczika (szef KGB) i jego ludzi udało się opanować sytuację. Cichanouska, miała dziękować Łukaszence za uratowanie życia i prosić o zgodę na wyjazd „do dzieci” a ten, w swojej wielkoduszności polecił, jak sam twierdzi, wziąć z kasy jednego z państwowych koncernów 15 tys. dolarów, aby mogła się ona urządzić na wygnaniu a nawet, dobroczyńca, polecił ambasadzie w Wilnie aby jej pracownicy poszukali dla niej mieszkania. No ale, po przekroczeniu granicy, jak zaznaczył, kontrole nad Cichanouską przejęły służby specjalne Litwy.
Mamy w tym wypadku do czynienia z klasyczną próbą podzielenia i zdezawuowania części opozycji przez obóz władzy. Łukaszenka rozmawia ze „stronnictwem prorosyjskim” w opozycji (Babarykau, Znak, Szklarow), nieprzejednani (Seweryniec, Statkiewicz, Kolesnikowa) siedzą w celach a Cichanouska jest przedstawiana jako bardziej matka (chce wyjechać do dzieci), żona (czekała na telefon od męża) i gospodyni domowa jak ją nazwał Łukaszenka niźli polityk, zresztą jeśli to niesamodzielny (kontrolę nad nią przejęły służby specjalne Litwy).
To, że Łukaszenka przyszedł do aresztu rozmawiać z zamkniętymi przez siebie opozycjonistami dość zgodnie, na Białorusi odbierane jest jako oznaka słabości władz. Po pierwsze, jak zauważył politolog Walerij Karbalewicz, nawet jeśli mamy do czynienia z imitacją dialogu, to jest to ustępstwo, bo wcześniej Łukaszenka deklarował, że żadnych rozmów z opozycją nie będzie. Andriej Kazakiewicz jest zdania, że wczoraj na Białorusi miało miejsce wydarzenie o historycznym znaczeniu, przede wszystkim z tego powodu, że władze po raz pierwszy przyznały publicznie istnienie politycznej alternatywy, co wcześniej kwestionowały deklarując, że mają do czynienia bądź z niesubordynowanymi obywatelami, bądź z podejrzanymi przedsiębiorcami, którzy chcąc uniknąć odpowiedzialności „idą do polityki”.
Yuri Tsarik ze zbliżonego do władz, pół-oficjalnego Center for Strategic and Foreign Policy Studies jest zdania, że wczorajsze spotkanie świadczy o co najmniej dwóch ważnych procesach politycznych w obozie władzy. Po pierwsze zaczęło się w jego szeregach „myślenie polityczne” co następuje wówczas, kiedy gołym okiem widać, że rozwiązania siłowe nie są skuteczne. Po drugie zaś, jego zdaniem wygląda na to, że władza chce przejąć, przy okazji zapoczątkowanego procesu zmiany konstytucji, polityczna inicjatywę.
Inni komentatorzy, zastanawiają się czy nie mamy do czynienia z próbą kontrolowanej przebudowy systemu politycznego, trochę przypominającej słynne polskie wezwanie „wasz prezydent nasz premier”. Prezydentem pozostałby, co oczywiste, nadal Łukaszenka, ale już premierem, z powiększonymi, lecz nie nadmiernie kompetencjami, mógłby stać się Babarykau. Nie radykalny, sympatyczny Moskwie polityk, przy okazji manager, który wiele razy mówił, że wie w jaki sposób zreformować białoruską kulejącą gospodarkę. Niech zatem radzi sobie z kryzysem. Taki scenariusz, do realizacji którego jeszcze daleko, zakładałby ponowne wybory parlamentarne i powołanie umiarkowanej partii opozycyjnej. Czy Łukaszenka zaczął grę na tego rodzaju rozwiązanie, będziemy mogli wkrótce się przekonać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/521469-wasz-prezydent-nasz-premier-w-wydaniu-bialoruskim