Już 5 dni przed niedzielnymi parlamentarnymi wyborami prezydent Kirgizji Sooronbaj Dżeenbekow informował w rozmowie telefonicznej Władimira Putina, że w jego kraju szykuje się „powtórka białoruskiego scenariusza”. W jego opinii to Zachód, a konkretnie Stany Zjednoczone, jak wówczas mówił, będą chciały przy okazji powyborczego napięcia zdestabilizować sytuację w kraju w którym znajduje się wojskowa baza rosyjskich sił zbrojnych.
„Powtórka białoruskiego scenariusza”. Proroctwa się spełniły
Proroctwa Dżeenbekowa sprawdziły się w poniedziałek, po tym jak miejscowa formacja socjaldemokratyczna wezwała ludzi na wiec w centrum Biszkeku, stolicy Kirgistanu. Na centralnym placu stolicy zgromadziło się w efekcie kilkanaście tysięcy protestujących osób, których próbowały rozpędzić niezbyt liczne siły miejscowego OMON-u. Demonstranci byli zdania, że wybory zostały sfałszowane, kontrolowana przez obóz prezydenta administracja ingerowała w ich przebieg, kupowano głosy, a obowiązujące prawo wyborcze, które umożliwia oddanie głosu każdemu obywatelowi gdzie chce, umożliwiało proceder wyborczych wycieczek i wielokrotnego głosowania tych samy osób.
Po kilkugodzinnych starciach, w których ucierpiało ponad 600 osób, z tego jedna ponoć zmarła, demonstrujący okazali się stroną zwycięską, tym bardziej, że część oddziałów porządkowych przeszła na ich stronę. „Zdobyto” budynek parlamentu w którym mieszczą się też biura administracji prezydenta. Ten ostatni, dopuszcza, jak poinformowała jego sekretarz prasowy, że wyniki wyborów zostaną unieważnione i głosowanie zostanie przeprowadzone ponownie. Demonstrujący w nocy doprowadzili też do wypuszczenia z więzień polityków aresztowanych przez ekipę Dżeenbekowa, w tym byłego prezydenta kraju Atambajewa. Ten ostatni, który zanim został wtrącony do więzienia z zarzutami korupcji, wsławił się publicznym wyznaniem, dlaczego wypowiedział Amerykanom dzierżawę kirgiskiego lotniska i bazy wojskowej w Manas. Otóż miał usłyszeć w trakcie jednej z rozmów od Władimira Putina, że w razie zaostrzenia relacji między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, baza Manas, używana przez Amerykanów jako punkt tranzytowy w drodze do Afganistanu, może stać się celem rosyjskiego ataku rakietowego. A, że leży ona nieopodal Biszkeku, stolicy Kirgizji, to rakiety mogą spaść i na nią. Atambajew zmienił też na mniej korzystne (skrócenie okresu dzierżawy) warunki korzystania przez Rosjan z ich bazy lotniczej Kant.
Gdyby to zależało od obecnego prezydenta Kirgizji, który w czasie swej kampanii wyborczej w 2017 roku proponował Moskwie utworzenie kolejnej bazy, Rosjan w jego kraju powinno być więcej, co mogłoby do pewnego stopnia równoważyć narastające wpływy Chin a także stanowić istotny zastrzyk gotówki do budżetu tego jednego z najuboższych krajów Azji Środkowej.
Rewolucja w Kirgizji trwa i może doprowadzić do całkowitej destabilizacji
Deklaracje prezydenta Dżeenbekowa nie uspokoiły demonstrujących. Rewolucja trwa i może doprowadzić do całkowitej destabilizacji kraju, w tym obalenia urzędującej głowy państwa. Dziś napływać zaczęły informacje o dymisjach regionalnych przedstawicieli administracji, a w centralnych punktach stolicy i innych kirgiskich miast zaczęły się znów wiece. W przeszłości Kirgizja już dwukrotnie przeżywała „kolorowe rewolucje”, które nie kończyły się zmianą geostrategicznej orientacji państwa, przede wszystkim z tego powodu, że ten peryferyjnie położony kraj nie był łakomym kąskiem w grze rywalizujących mocarstw.
Teraz, można przypuszczać ta sytuacja się zmieniła, o czym świadczy rosnąca w ostatnich miesiącach aktywność dyplomatyczna Stanów Zjednoczonych w regionie, żeby tylko przypomnieć lutową podróż po krajach Azji Środkowej Sekretarza Stanu Mike’a Pompeo. Przy czym zaktywizowała się nie tylko amerykańska dyplomacja. Otóż na 3 tygodnie przed rozpoczęciem wizyty przez amerykańskiego Sekretarza Stanu, jesienią ubiegłego roku, na lotnisku Manas, w Biszkeku, stolicy Kirgistanu wylądował samolot linii Hillwood Airways, który przywiózł ładunek dyplomatyczny. Cała sprawa nie wydawała się ciekawa, gdyby nie fakt, że po jego odbiór zjawiło się 15 amerykańskich dyplomatów z tamtejszej placówki, którzy przejęli ważący 880 kilogramów ładunek zapakowany w 26 pakunkach. Kirgiski portal Kabarlar.kg opisujący całą sprawę opublikował wówczas też serię zdjęć z wyładunku bagażu dyplomatycznego. Ten ciekawy fotoreportaż nie był zasługą, jak można się domyślać, miejscowych dociekliwych reporterów, ale lokalnego wywiadu mającego rutynowo pod obserwacją podobne operacje. Dziennikarze dowodzili, że wyładowane pakunki zawierały gotówkę. Łącznie 60 milionów dolarów, co w przeliczeniu na miejscową walutę daje 4 mld 200 mln somów. Trzeba pamiętać, że Kirgizja jest bardzo biednym, środkowoazjatyckim krajem w którym PKB liczone na głowę mieszkańca wynosi około 1200 dolarów, więc kwota która przyleciała do Biszkeku ma znaczenie. Opisujący cała sprawę dziennikarze nie siląc się na bezstronność argumentowali wówczas, że fundusze te miały na celu sfinansowanie działań kirgiskiej opozycji w przeddzień zapowiadanych na tegoroczną jesień wyborów parlamentarnych. Są one już za nami, a w Kirgizji zaczyna się przewrót polityczny.
O miejsca w 120 osobowym parlamencie ubiegało się przeszło 2 tys. kandydatów z 16 formacji politycznych, jednak ostatecznie 7 proc. próg wyborczy zdołały pokonać jedynie 4 formacje, z których przedstawiciele tylko jednej byli posłami w poprzedniej kadencji. Pozostałe partie, to nowe twory, powołane do życia przy zaangażowaniu ludzi Dżeenbekowa i sprzyjających mu oligarchów. Z tych 4 formacji, 3 reprezentują południe kraju a tylko 1 północ, co w realiach Kirgistanu, państwa silnie podzielonego według linii północ – południe, a nawet zdaniem wielu obserwatorów wewnętrznie skłóconego, ma większe znaczenie niźli różnice polityczne.
Pandemia szaleje, gospodarki są w stanie zapaści, ludzie są zdesperowani
Niezależnie od spiskowych teorii i rywalizacji mocarstw o dominacje w regionie, bezpośrednim impulsem wybuchu była trudna sytuacja gospodarcza i epidemiologiczna kraju. Zresztą obydwie są ze sobą związane. Kirgizja żyje bowiem z pieniędzy przysyłanych przez pracujących, głównie w Rosji, jej obywateli. Jednak w tym roku, w związku z obostrzeniami związanymi z pandemią i blokadami transportowymi nie mogli oni udać się do Rosji, gdzie o pracę, w związku z dekoniunkturą, zwłaszcza w budownictwie, gdzie głównie pracowali Kirgizi, znacznie było trudniej. W efekcie sytuacja gospodarcza, budżetowa i społeczna kraju pogorszyła sią drastycznie. Na to nałożyło się pandemia, z która rząd praktycznie z braku środków nie walczy.
Podobny schemat działa również w innych biednych krajach przestrzeni postsowieckiej w których sytuacja w ostatnich tygodniach gwałtownie się pogarsza. Na Białorusi już od dwóch miesięcy trwają protesty, niedługo będą miały miejsce też wybory w Mołdawii, Gruzji i Tadżykistanie. Wszędzie tam sytuacja polityczna daleka jest od stabilności. Pandemia szaleje, gospodarki są w stanie zapaści, ludzie są zdesperowani. Może się okazać, że w najbliższych miesiącach liczba ognisk zapalnych w bliskim sąsiedztwie Rosji gwałtownie wzrośnie i całe rosyjskie pogranicze, z politycznego punktu widzenia „stanie w ogniu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/520719-kolejny-postsowiecki-kraj-przezywa-kolorowa-rewolucje