Na tak postawione pytanie stara się w rozmowie z niemiecką stacją DW odpowiedzieć Oleg Manajew, wywodzący się z Białorusi profesor socjologii, obecnie pracujący w Stanach Zjednoczonych, jeden z założycieli Niezależnego Instytutu Badań Społeczno – Politycznych i Ekonomicznych, który przez lata zwalczany był przez władze.
Kto jest faktycznym zwycięzcą?
Dla Manajewa, wbrew dominującemu poglądowi na ten temat w Polsce i państwach bałtyckich, w świetle którego triumfatorką głosowania, które miało miejsce 9 sierpnia jest Swietłana Cichanouska, sprawa nie jest wcale tak oczywista. Jego zdaniem, z pewnością zwycięzcą nie jest Łukaszenka, ale też i nie Cichanouska. Raczej opowiada się on, po przeanalizowaniu dostępnych na ten temat szacunków i raportów niezależnych ośrodków badawczych, za poglądem, iż żadne z tej dwójki nie wygrało wyborów w I turze. Oczywiście władze dopuściły się nieliczonej liczby fałszerstw, co powoduje, że nie sposób uznać wyników głosowania za miarodajne, ale również na podstawie danych którymi dysponuje „strona społeczna” nie można mówić o tym, że zwyciężczynią jest Cichanouska.
Manajew powołuje się w tym wypadku na wyniki analiz i raporty opublikowane przez internetowe platformy Uczciwi Ludzie („Честные люди”), Gołos i Zubr, które zbierały raporty z komisji wyborczych i organizowały niezależne liczenie głosów. W świetle danych opublikowanych przez te związane z białoruską opozycją inicjatywy udało się obliczyć w sposób zbliżony do rzeczywistych wyniki głosowania dla 32,8 proc. oddanych przez Białorusinów 9 sierpnia głosów. Udało się zdobyć, lub policzyć głosy w 1310 komisjach wyborczych (na ogólną liczbę 5767) w których oddawało swe głosy 1 875 998 wyborców. W „przebadanych” przez niezależnych obserwatorów komisjach wyborczych, w świetle oficjalnych komunikatów Łukaszenka zdobył 61,7 proc. głosów, co w opinii Manajewa, który porównał wyniki społecznych obliczeń z oficjalnymi danymi jest nieprawdopodobne. Z danych społecznych wynika, że w tych 32,8 proc. komisji, 81 proc. głosów zdobyła Cichanouska. A zatem Łukaszenka nie zdobył takiej liczby głosów, o których informowała Państwowa Komisja Wyborcza, oficjalne wyniki to w jego opinii oczywisty fałsz. Ale jednocześnie nie można na tej podstawie uczciwie twierdzić, argumentuje ojciec białoruskiej niezależnej socjologii, że wygrała Cichanouska. Przede wszystkim z tego powodu, że te 1310 komisji wyborczych, które znalazły się „pod lupą” niezależnych obserwatorów nie daje pełnego obrazu sytuacji w kraju, Nawet nie można powiedzieć, że stanowi coś na kształt wielkiego sondażu opinii publicznej. Przede wszystkim z tego względu, że nie jest to reprezentatywna, w jego opinii, dla Białorusi, próba. Stronie społecznej udało się zebrać protokoły przede wszystkim z Mińska (34 proc. całej zgromadzonej próby), obwodów Homelskiego (8,7 proc.) i Mohylewskiego (7 proc.). Gdyby brać pod uwagę wszystkich uprawnionych na Białorusi do głosowania w wyborach prezydenckich (5 818 955 ludzi) to na Mińsk przypadało 15,8 proc. wyborców, na Homel 11,9 proc. a na Mohylew 7 proc. Innymi słowy zgromadzony przez „stronę społeczną” zbiór wyników z komisji wyborczych jest wielki, ale nie reprezentatywny. Dominuje w nim Mińsk, okoliczne miejscowości i duże ośrodki miejskie, w których jak to wynikało z ujawnionych w czerwcu wyników badań prowadzonych przez Oksanę Szelest nastroje opozycyjne wobec władzy były na wyższym niźli białoruska średnia poziomie. Wszystko to, razem wzięte, skłania Manajewa do postawienia tezy, że z pewnością, w świetle dostępnych danych Łukaszenka nie wygrał wyborów, ale Cichanouską też nie można uznać za ich zwycięzcę. Co najwyżej uprawniony jest pogląd, że głosowanie było nieprawidłowe i aby mówić o rzeczywistych wyborach Białorusinów należałoby je powtórzyć, tym razem pod skrupulatnym nadzorem międzynarodowych obserwatorów.
Kto popiera Łukaszenkę?
Ale Manajew stawia jeszcze jedną, interesującą tezę. Otóż jego zdaniem, obóz wspierający Łukaszenkę, w sensie społecznym, to nie jest wyłącznie garstka siłowików, czyli przedstawicieli służb odpowiedzialnych za tłumienie wolnościowych aspiracji swych rodaków. Tego rodzaju obraz, w jego opinii, jest daleko idącym uproszczeniem. Łukaszenka ma mniejsze poparcie społeczne niźli w przeszłości, ale to nie znaczy, że nie ma go wcale. W opinii Manajewa, na podstawie znanych mu i dostępnych, choć oczywiście cząstkowych i niepełnych badań socjologicznych, można mówić o tym, że obóz władzy wspierany jest przez część wsi i prowincji, urzędników i funkcjonariuszy publicznych, a także pracowników resortów siłowych z rodzinami. Razem, jest to nadal poważna siła społeczna, którą można liczyć w milionach, choć zapewne nie większościowa, ale będąca wystarczającą opoką dla władzy. Społecznie są to ludzie mniej aktywni, nie demonstrujący swych wyborów politycznych, przez to trudniej ich dostrzec i policzyć. Ale nie znaczy, że oni nie istnieją. Zdaniem Mamajewa, społeczny obraz tego co obecnie dzieje się na Białorusi jest znacznie bardziej złożony niźli upraszczające rzeczywistość medialne klisze. Można mówić nie o wyalienowanej elicie władzy kontra zbuntowane społeczeństwo, ale raczej bliższy prawdzie byłby obraz pękniętego społeczeństwa, z którego część, zapewne większościowa dąży do zmian, a pozostali obawiają się ich i w związku z tym popierają obóz władzy.
Demonstracje na ulicach Mińska i białoruskich miast, możemy oglądać od niemal 2 miesięcy, świadczą, w opinii białoruskiego socjologa o tym, że przeciwnicy Łukaszenki są bardziej zmobilizowani, a nie, że ruch sprzeciwu jest powszechny, Nie możemy mówić, iż władza opiera się wyłącznie na „gołej sile”, tak jak nieuprawnionym jest twierdzenie, że wszyscy chcą zmian. Mamajew argumentuje, że nawet w świetle dostępnych danych większość uczestników anty-łukaszenkowskich manifestacji można zaliczyć do białoruskiej „klasy średniej”. Na ulice wyszła młodzież i studenci, przedstawiciele wolnych zawodów, przedsiębiorcy, daje się też zauważyć nadreprezentację osób związanych z białoruskim sektorem IT.
Mamajew jest zdania, że być może w przypadku Białorusi, można dziś mówić o niedokończonej, bo nie nastąpiła zmiana władzy, rewolucji politycznej, jednak w sensie społecznym rewolucja nie nastąpiła, a jedynie pewne przesunięcia. Lepszym, z tego punktu widzenia, określeniem dla tego co do tej pory stało się i naszego sąsiada, byłoby powiedzenie o wykrystalizowaniu się społecznego obozu zwolenników zmian, modernizacji i westernizacji Białorusi, który zmaga się ze społecznym blokiem sił „starego porządku”. Ani modernizatorzy nie dominują, ani obóz Łukaszenki nie składa się z jednostek. A to oznacza, że rozstrzygnięcia na Białorusi nie nastąpią w ekspresowym tempie, bo siły są mniej więcej wyrównane. Nie mamy zwycięzcy białoruskich wyborów, mamy liderów dwóch obozów społecznych i politycznych, które walczą ze sobą o przyszłość kraju. Jak długo te zmagania będą trwać i czym się zakończą, nie można dziś powiedzieć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/520522-kto-wygral-wybory-na-bialorusi